Ruch antyglobalistyczny odegrał niewątpliwie pozytywną rolę w przełamywaniu monopolu neoliberalnej propagandy na kształtowanie postaw społeczno-politycznych mieszkańców krajów zachodnich. Ruch ten – co jest jego wielką zasługą – po dwóch dekadach triumfującej ekspansji neoliberalizmu, upowszechnił świadomość rzeczywistej skali rosnącego rozwarstwienia społecznego i postępującego zubożenia biedniejszej części populacji naszej planety. Dzięki antyglobalistom wielu ludzi na świecie dowiedziało się, że ci, którzy dzisiaj są biedni, jutro będą jeszcze biedniejsi – że mamy do czynienia z ogólnoświatową tendencją wzrostu nierówności społecznych. Wystąpienia antyglobalistyczne skłoniły szerokie rzesze rozmaitych kontestatorów do zwrócenia uwagi na światową gospodarkę i panujące w niej reguły, jako na przyczyny podstawowych problemów, z jakimi boryka się ludzkość.
Ale ruch antyglobalistyczny – wbrew swojemu hasłu: „Inny świat jest możliwy!” – nie zmieni świata. Ruch antyglobalistyczny to barwny konglomerat rozmaitych nurtów politycznych, wyrażających interesy różnych sił społecznych. Konglomeratem tym kierują siły reprezentujące faktycznie interesy drobnej burżuazji. Są to antyglobaliści sensu stricto. Głoszona przez nich ideologia jest – niezależnie od intencji – ideologią drobnoburżuazyjną. Program obrony drobnego lokalnego kapitału przed ekspansją wielkich koncernów stanowi główną treść antyglobalistycznych postulatów. Postulaty antyglobalistyczne okraszane są zazwyczaj patetycznymi, abstrakcyjnymi hasłami, pod którymi każdy może się podpisać, ale które do niczego nie zobowiązują, takimi jak „Świat nie jest towarem!”. Hasła te – pod które każdy może podkładać dowolne treści, także antykapitalistyczne – zaciemniają rzeczywistą treść społeczną antyglobalistycznych postulatów – czyniąc drobnoburżuazyjny program bardziej atrakcyjnym dla wielu nurtów kontestujących (z różnych stron) kapitalistyczną rzeczywistość. Ale program ten – jako program drobnoburżuazyjny – z punktu widzenia sił rzeczywiście zainteresowanych walką z kapitalizmem, jest programem całkowicie bezpłodnym.
Czy się to komuś podoba, czy nie, jedyną siłą, która może „zmienić świat”, jest międzynarodowa klasa robotnicza.
Aby zmienić świat, trzeba znieść kapitalistyczne stosunki produkcji – odpowiedzialne za narastające nierówności społeczne i imperialistyczną dominację kapitału krajów rozwiniętych nad krajami biedniejszymi. Aby obalić te stosunki, należy je zastąpić stosunkami społecznymi opartymi na kolektywnym planowaniu rozwoju społeczno-gospodarczego i społecznej kontroli nad produkcją i dystrybucją (tylko w ten sposób można zasypać – narastające z roku na rok – nierówności społeczne). Wymaga to odebrania kapitalistom władzy nad ich korporacjami, przedsiębiorstwami itd. Kto inny poza klasą robotniczą może odebrać kapitalistom ich fabryki i zakłady pracy? Kto inny może zapanować nad środkami produkcji i uruchomić je bez kapitalistów?
Aby klasa robotnicza mogła to uczynić, musi się ona zorganizować wokół własnych, klasowych interesów i ukonstytuować jako niezależny podmiot polityczny. Niezależny – m.in. od nurtów drobnoburżuazyjnych. Drobnoburżuazyjny populizm, pozornie atrakcyjny dla robotników, zmierza jedynie do osłabienia pozycji światowych koncernów na rzecz drobniejszych wyzyskiwaczy. Jego oddziaływanie na ruch robotniczy może być jedynie destrukcyjne. Klasa robotnicza może być – w świetle jego strategii – jedynie taranem, który przeforsuje antyliberalne postulaty ograniczające wolny handel itd. Dlatego też antyglobaliści chętnie zapraszają związkowców na swoje zgromadzenia.
Z pozoru wygląda na to, że antyglobaliści wciągają robotników do walki z neoliberalnym kapitalizmem. Tymczasem robotnicy mogą efektywnie prowadzić walkę z kapitalistami jedynie „u siebie”, w swoich zakładach, branżach, regionach, wyłaniając własne struktury polityczne i przeciwstawiając je organom władzy kapitalistycznej. By walczyć z kapitalizmem nie muszą udawać się na antyglobalistyczne szczyty. Nie postulujemy oczywiście, aby robotnicy prowadzili swoje walki w wąskich granicach swoich zakładów czy krajów. Wręcz przeciwnie. Walka klasy robotniczej jest z natury walką międzynarodową – tak jak międzynarodowy jest sam kapitalizm. Chodzi jednak o to, by robotnicy grupowali się i organizowali pod sztandarem własnych – bieżących i długofalowych – interesów, nie czyniąc żadnych koncesji na rzecz środowisk drobnoburżuazyjnych, nie wchodząc w różne ślepe zaułki, które jedynie odciągałyby ich od rzeczywistych celów ich walki. Tylko integrując się na gruncie wspólnych, robotniczych interesów i efektywnie prowadząc swoje bieżące walki, robotnicy będą się mogli przygotować do przyszłych walk z kapitalistami o władzę w społeczeństwie. Kiedy ruch robotniczy – obecnie znajdujący się w rozkładzie po dwóch dekadach neoliberalnych ciosów (i od dawna sparaliżowany skorumpowanym, biurokratycznym kierownictwem) – odrodzi się na gruncie klasowej walki o robotnicze interesy, wtedy będzie mógł przyciągnąć do siebie szerokie rzesze postępowych kontestatorów, wykorzystać polityczny potencjał zgromadzony w ich środowiskach dla celów rzeczywistej, a nie pozorowanej, walki z kapitalizmem. Ruch robotniczy będzie mógł objąć kierownictwo nad różnego rodzaju ruchami czy kampaniami i efektywnie nimi pokierować – w interesie zarówno robotników, jak i wielu innych warstw i grup społecznych (mniej lub bardziej opozycyjnych wobec kapitalizmu).
Aby było zupełnie jasne. W naszej krytyce ruchu antyglobalistycznego nie kierujemy się jedynie radykalizmem. Nie twierdzimy, że głównym źródłem niemocy ruchu antyglobalistycznego jest brak radykalizmu. To, czy ruch antyglobalistyczny będzie mniej lub bardziej radykalny, nie jest tu problemem podstawowym. Problem tkwi w klasowym charakterze tego ruchu. Program drobnoburżuazyjny – ze swojej natury – nie może wykroczyć poza kapitalizm, niezależnie od tego, jak radykalnie jego postulaty nie byłyby formułowane. Program ten nie może także efektywnie organizować robotników w ich walkach z kapitalistami i kapitalistycznymi państwami. Nie chodzi też o to, by narzucić ruchowi antyglobalistycznemu program rewolucyjny, antykapitalistyczny. Bo rewolucję antykapitalistyczną mogą przeprowadzić jedynie odpowiednio zorganizowani robotnicy. Tylko oni mogą obalić kapitalizm – zabierając kapitalistom ich własność i obejmując robotniczą kontrolę nad procesem produkcji i dystrybucji.
Niektóre nurty rewolucyjnej lewicy zdają się uważać, że wystarczy przyciągać robotników do ruchu antyglobalistycznego i wnosić do antyglobalistycznych postulatów radykalne treści, by uczynić ten ruch podmiotem antykapitalistycznej rewolucji. To również jest ślepy zaułek. Uważamy, że rewolucyjna lewica powinna przede wszystkim wzmacniać te walki robotnicze, które na całym świecie i tak się toczą (całkowicie niezależnie od kalendarza antyglobalizacyjnego), sprzyjać ich lepszej koordynacji, większej klarowności politycznej, proponować efektywne formy robotniczej samoorganizacji i adekwatne postulaty, a nie – odciągać robotników od tych walk i zwozić na antyglobalistyczne imprezy, odbywające się pod abstrakcyjnymi bezklasowymi hasłami, a pod faktycznym patronatem drobnej burżuazji. Te walki klasowe, które obiektywnie się toczą, muszą być rozszerzane i rozwijane w kierunku coraz bardziej ofensywnym, antykapitalistycznym. Tymczasem antyglobalistyczni „marksiści” postulują zwożenie robotników na nowe, sztucznie stworzone przez antyglobalistów, areny walki, nie mające wiele wspólnego z ich interesami. Dążą do tego, by walka klas na całym świecie przebiegała zgodnie z rytmem i kalendarzem ruchu antyglobalistycznego. Tymczasem dla marksistów to właśnie walka klas powinna wyznaczać jedyny kalendarz i rytm działań.
Postulaty ruchu antyglobalistycznego nie przedstawiają sobą żadnej realnej alternatywy wobec systemu kapitalistycznego. Abstrahują one zupełnie od strukturalnej podstawy całego tego systemu – tj. od kapitalistycznych stosunków produkcji – i koncentrują się na regulacjach dotyczących wierzchołków tego systemu (opodatkowanie spekulacji finansowych). Antyglobaliści postulują utopijne cofnięcie się do epoki niskoskoncentrowanego kapitału, nie wykraczającego poza rynki narodowe. Ani jedno ani drugie nie ma większego sensu z punktu widzenia realnej walki z kapitalizmem. Drobnoburżuazyjna utopia likwidacji rynku światowego i powrotu do rynków narodowych, i tak nie ma szans na realizację. A nawet jeżeli, to dlaczego robotnicy mieliby ją popierać. Z kolei nałożenie ograniczeń na spekulacje finansowe – niezależnie od utopijności tego przedsięwzięcia – i tak nie rozwiąże żadnego z problemów współczesnego świata, może co najwyżej spowolnić pewne procesy i sprzyjać działaniom charytatywnym (podatek Tobina). Oczywiście na gruncie ruchu antyglobalistycznego wysuwane są także postulaty robotnicze, sprzeciwiające się neoliberalnej deregulacji rynków pracy. Faktycznie jednak są to postulaty samych robotników, związkowców, którzy – biorąc udział w kampaniach antyglobalistycznych – przynoszą ze sobą własne postulaty. Równie dobrze mogliby głosić te postulaty – co zresztą czynią – zupełnie niezależnie od działań ruchu antyglobalizacyjnego.
Programowa nicość ruchu antyglobalistycznego nie jest jednak winą jego teoretyków, ale wynika z wąskich horyzontów drobnoburżuazyjnej perspektywy, która nie stwarza miejsca na rzeczywistą walkę z kapitalizmem.
W związku z powyższym, GPR nie bierze udziału w ruchu antyglobalistycznym. Nie chcemy rozwijać ruchu, który – nie mogąc (i nie chcąc) prowadzić efektywnej walki z kapitalizmem – klasę robotniczą (jedynego realnego przeciwnika tego systemu) traktować może jedynie instrumentalnie. Sądzimy, że rozwój ruchu antyglobalistycznego nie będzie sprzyjał wzrostowi klasowej samoorganizacji robotników, a może wręcz odciągać grupy robotnicze, związkowców itd. od kluczowych zadań związanych z niezależnym rozwojem ruchu robotniczego. Rozwój samoorganizacji robotniczej wymaga politycznej niezależności robotników od wszelkiego kapitału (także drobnego). Jakkolwiek żywimy szacunek dla ideowych działaczy ruchu antyglobalistycznego, walczących o „lepszy świat”, i bliska jest nam idea międzynarodowej współpracy antykapitalistycznej, uważamy, że naczelnym zadaniem rewolucyjnej lewicy powinno być działanie na rzecz interesów robotniczych, a nie antyglobalistyczna turystyka.