Niniejszy artykuł ukazał się (z drobnymi zmianami dokonanymi przez redakcję) w austriackim piśmie „Ost-West-Gegeninformationen” (nr 3 z 2003 r.). Ługowska już wcześniej stosowała metodę kryptoreklamy swojej organizacji. Publikowała swoje artykuły nt. radykalnej lewicy w tygodniku Wprost i socjaldemokratycznym piśmie "Dziś", gdzie "obiektywna" dziennikarka "przypadkowo" pisała, że 5 osobowy kanapowy NLR jest najsilniejszą organizacją w Polsce. Tekst ma charakter raportu, gdzie NLR odnotowuje po kolei swoje "sukcesy". NLR napisał więc, że ma 30-40 członków i razem z PD jest nad Wisłą najsilniejszy. Innym ciekawym faktem jest stwierdzenie, że komitet EFS/Paryż 2003 , który się rozpadł i który nie wysłał do Paryża ani jednej osoby, ma według Ługowskiej "znacznie większą bazę społeczną" od komitetu PD. Prosimy o dokładne zapoznanie się z tekstem, by dowiedzieć się jak bardzo zakłamani są sekciarze z NLR.


Urszula Ługowska

Ruch antyglobalistyczny w Polsce – charakterystyka i perspektywy

 

 

 

 

 

Ruch antyglobalistyczny (alterglobalistyczny) jest w Polsce realnym faktem. Równocześnie jest on ciągle bardzo słaby i podzielony, skupiony głównie w kilkunastu ośrodkach uniwersyteckich, w niewielkim stopniu potrafi ustosunkować się do konkretnych problemów polskiego społeczeństwa. Co istotniejsze, zdecydowana większość społeczeństwa polskiego albo ma do niego nieufny stosunek, albo w ogóle nie jest świadoma jego istnienia.

Po raz pierwszy w poważnym stopniu fakt istnienia światowego ruchu antyglobalistycznego został podjęty przez polskie media po wydarzeniach w Genui w 2001 r. Dla historyka mediów ówczesne komentarze dziennikarzy telewizyjnych i radiowych na temat protestów w Genui będą rzadkim przykładem ignorancji i złej woli. Antyglobaliści byli prezentowani jako przeciwnicy postępu naukowo-technicznego, zmanipulowana młodzież wykorzystywana przez komunistów i lewaków, niebezpieczni wandale dążący za wszelką cenę do zakłócania poważnych debat polityków, koalicja organizacji o kompletnie wykluczających się celach, zainteresowanych jedynie negacją i niezdolnych do wyartykułowania pozytywnego programu. W protestach genueńskich wzięło udział kilkudziesięciu polskich aktywistów. Jakkolwiek większość z opisywanych poniżej organizacji istniała znacznie wcześniej, to właśnie w tym mniej więcej okresie zaczęły same siebie zaliczać do ruchu antyglobalistycznego. Jako polski komponent światowego fenomenu zaczęły być też coraz częściej – na zasadzie curiosum, dinozaurów mających rzekomo odwoływać się do skompromitowanego doświadczenia realnego socjalizmu – zauważane przez polskie media.

Dopiero około roku po wydarzeniach w Genui w Polsce pojawił się zaczerpnięty z Zachodu termin alterglobalizm i zjawisko samoidentyfikowania się wielu aktywistów dotychczas nazywających się antyglobalistami jako alterglobalistów. Termin alterglobalizm pozostał określeniem niszowym, społeczeństwo oraz media nie przyswoiły go w najmniejszym stopniu i jego znaczenie w powszechnym odbiorze pozostaje niejasne. Dlatego też w niniejszym artykule, dla uproszczenia, używać będziemy terminów „antyglobaliści” czy „ruch antyglobalistyczny”. Jednocześnie należy pamiętać, że w łonie samego ruchu w Polsce podział na anty- i alterglobalistów z grubsza już się dokonał i zapewne będzie się w najbliższej przyszłości pogłębiał.

Jak liczny jest ruch antyglobalizacyjny w Polsce? To trudne pytanie. Jednym z kryteriów oceny, choć wysoce niedoskonałym, mogą być wyniki wyborów prezydenckich i parlamentarnych. W wyborach 2000 r. na kandydata uważanego jednoznacznie jako reprezentującego opcję na lewo od głównej socjaldemokracji (SLD) zarówno w kwestiach obyczajowych, jak i gospodarczych (Piotra Ikonowicza – ur. 1956 r.) głosowało 38 tys. wyborców (0,22%). W wyborach parlamentarnych 2001 r. na Polską Partię Socjalistyczną – PPS (z P. Ikonowiczem na czele) jako na najbardziej lewicową partię socjaldemokratyczną w Polsce głosowało 13 tys. wyborców. Oczywiście, nie wszyscy z tych wyborców mogą być uważani za antyglobalistów, wręcz przeciwnie – zapewne jedynie mniejszość z tych wyborców. Jeśli jednak środowiska antyglobalistyczne głosowały w tamtych wyborach na kogokolwiek, to przede wszystkim na Piotra Ikonowicza i PPS. PPS posiadała wówczas głośną i radykalną młodzieżówkę, która przebiła się do mediów i świadomości społecznej kilkoma efektownymi akcjami, a sam Ikonowicz odbierany był jako barwna i charakterystyczna postać identyfikująca się z antyglobalistami i lewakami w innych częściach świata, choć nie mająca najmniejszego nawet kontaktu z polską klasą pracowniczą.

Kolejną formą oszacowania liczebności i siły polskiego ruchu antyglobalizacyjnego może być analiza ilościowa najważniejszych antyglobalistycznych demonstracji. W największej demonstracji antywojennej przeciwko wojnie w Iraku w Warszawie 15 lutego 2003 r. wzięło udział od dwóch do pięciu tysięcy uczestników (głównie młodzieży oraz przedstawicieli środowisk arabskich mieszkających w Polsce). Była to największa demonstracja w historii radykalnej lewicy w Polsce od 1989 r., wymierzona przeciwko imperialistycznej polityce Stanów Zjednoczonych. W poprzednich tego typu demonstracjach przeciwko wstąpieniu Polski do NATO w 1999 r., przeciwko interwencji NATO w Jugosławii w 1999 r. lub też przeciwko interwencji USA w Afganistanie w 2001 r. wzięło udział znacznie mniej osób. Na przykład największa demonstracja w listopadzie 2001 r. przeciwko interwencji w Afganistanie liczyła 300 osób.

Dane te każdorazowo pokazują, że nawet jeśli hasła organizowanych przez antyglobalistów demonstracji korespondują z postawą kilkudziesięciu procent polskiego społeczeństwa, to w najmniejszym stopniu nie przekłada się to na liczebność antyglobalistycznych manifestacji w Polsce. Mimo że udział Polski w interwencji w Iraku od początku cieszył się mniejszościowym poparciem w społeczeństwie, to w ogólnopolskiej demonstracji antywojennej organizowanej 27 września 2003 r. wzięło udział zaledwie 300-500 osób. Pokazuje to m.in., że w polskiej kulturze politycznej po 1989 r. demonstracja jako forma protestu nie jest w opinii większości społeczeństwa traktowana jako skuteczna i poważna forma protestu i większość ludzi nigdy nie demonstruje na ulicach w żadnej sprawie. Innych znaczących form kontestacji systemu i establishmentu jak dotychczas jednak polscy antyglobaliści nie stworzyli.

Ogólnie można zaryzykować twierdzenie, że krąg oddziaływania organizacji antyglobalistycznych w Polsce to kilkanaście tysięcy osób. Znacznie mniej osób jest skupionych w organizacjach, które uważane są za antyglobalistyczne. Za najważniejsze organizacje antyglobalistyczne można uznać: Nową Lewicę, definiującą się jako partię lewicy antykapitalistycznej, powołaną w tym roku przez Piotra Ikonowicza po jego odejściu z Polskiej Partii Socjalistycznej, oraz dwie znacznie dłużej istniejące (od początku lat 90.) organizacje trockistowskie - Pracowniczą Demokrację, związaną z Tendencją Międzynarodowego Socjalizmu, i Nurt Lewicy Rewolucyjnej (niegdyś związany z IV Międzynarodówką), obydwie liczące około 30-40 członków. Organizacje te opisałam szerzej w artykule „PPS und die radikale Linke”, „Ost-West-Gegeninformationen” nr 2/2000. Do tego można dodać Federację Anarchistyczną, liczącą do 150 aktywistów, lecz działającą zdecydowanie bardziej na skalę lokalną niż ogólnopolską.

Cechą charakterystyczną większości polskich anarchistów jest zdecydowana niechęć do współpracy (zwłaszcza bezpośredniej) ze środowiskami określającymi się jako lewicowe. Większość anarchistów określa się jako politycznie nie związani ani z lewicą ani z prawicą, ale z opcją wolnościową, co czasami prowadzi nawet do postulatu wprowadzenia modelu społecznego wyrażającego się w formule: całkowicie wolny rynek plus brak państwa. Wśród cennych inicjatyw ruchu anarchistycznego można wymienić odbywające się na początku lipca każdego roku międzynarodowe młodzieżowe obozy antygraniczne w Krynkach przy granicy z Białorusią.

Z czasem postrzeganie ruchu antyglobalistycznego przez polskie oficjalne media stało się bardziej zniuansowane, a mianowicie media zaczęły wyróżniać w ruchu antyglobalistycznym dwa nurty: lewacko-nieodpowiedzialny, destrukcyjny i drugi: konstruktywny, reformatorski i godzien dialogu w swojej krytyce negatywnych aspektów współczesnego kapitalizmu i nierównej dystrybucji dóbr. Rozróżnienie takie zostało poczynione m. in. w książce autorstwa dziennikarza czołowego polskiego dziennika – neoliberalnej „Gazety Wyborczej” - Artura Domosławskiego. „Świat nie na sprzedaż” (Warszawa 2002), będącej głównie relacją z pobytu na światowym forum społecznym w Porto Alegre. Niekiedy polscy dziennikarze zaliczają do „odpowiedzialnego” nurtu refleksji antyglobalistycznej również Jacka Kuronia (ur. 1934) czy Ryszarda Kapuścińskiego (ur. 1932). Pierwszy w młodości był marksistowskim krytykiem nomenklatury, następnie znanym działaczem lewicowego skrzydła Solidarności a później w pierwszym solidarnościowym rządzie po upadku starego reżimu w 1989 r. ministrem pracy i polityki socjalnej. Drugi jest pisarzem znanym głównie z powodu swoich reportażowych powieści z lat 60. i 70., w których opisywał z sympatią narodowowyzwoleńcze ruchy Trzeciego Świata. Dziś jednak obydwaj panowie cieszą się estymą głównego nurtu establishmentu i ich przypisywanie do ruchu antyglobalistycznego spotkało się z całkowitym odrzuceniem ze strony aktywistów rzeczywistego ruchu antyglobalistycznego w Polsce.

Podobny zabieg wskazania na „konstruktywny” nurt w ramach ruchu antyglobalistycznego poczyniła „Gazeta Wyborcza” jesienią 2003 r., kiedy to doszło do powstania w Polsce partii pod nazwą Zieloni 2004. Partia ta powstała z inicjatywy kilku działaczy feministycznych, gejowskich, ekologicznych i kilku działaczy lewicy neoliberalnej Unii Wolności. W jej deklaracjach znajduje się obrona wszelkich aspektów wolności indywidualnej jednostki oraz krytyka rażących przykładów niesprawiedliwości społecznej w kapitalizmie. Ponieważ decyzja o powstaniu partii Zieloni 2004 zapadła na zebraniu stu aktywistów na początku września tego roku, trudno jeszcze określić, jakie będą związki między tą formacją a dotychczas istniejącym ruchem antyglobalizacyjnym. Wydaje się, że mogą one być ograniczone ze względu na powiązania z neoliberalną Unią Wolności oraz dążeniem do wiernego kopiowania fenomenu niemieckiej i francuskiej Partii Zielonych, będących wszak w swoich krajach partiami współrządzącymi, nie zaś antysystemowymi. Z drugiej strony jednak Zieloni 2004 z pewnością starają się przejąć jeśli nie całość, to chociaż część specyficznego, elitarnego splendoru, jaki niesie za sobą ostatnio w kręgach młodzieży z wielkich miast zjawisko antyglobalizmu.

Przy okazji Zielonych 2004 można poczynić dygresję na temat relacji między ruchem feministycznym a ruchem antyglobalistycznym w Polsce. Jest kwestią problematyczną na ile ruch feministyczny można potraktować w Polsce jako część ruchu antyglobalistycznego. Organizacje feministyczne jako takie są dość liczne w dużych ośrodkach miejskich, a z kolei poza nimi prawie nie występują. W większości są to grupy nastawione wyłącznie na obronę poszczególnych aspektów praw kobiet nie podejmujące innych aspektów problematyki społecznej poza feministyczną, korzystające z pomocy finansowej zachodnich fundacji a politycznie powiązane bądź z neoliberalną Unią Wolności, bądź w najlepszym wypadku z oficjalnie socjaldemokratycznym lecz faktycznie prowadzącym również neoliberalną politykę SLD. Powstające w ostatnim czasie w Polsce antyglobalistyczne komitety: Europejskie Forum Społeczne i Polskie Forum Społeczne (o których poniżej)  starają się wciągać do współpracy organizacje feministyczne i w niektórych przypadkach im się to udaje. Ciekawym wydarzeniem było też w tym roku to, że tradycyjna manifestacja feministyczna 8 marca w Warszawie po raz pierwszy miała też przesłanie wykraczające poza obronę praw kobiet – było ono również antywojenne.

Z drugiej strony, choć udział kobiet w ruchu antyglobalistycznym jest wciąż niewielki, to stale rośnie liczba kobiet które nie tyle są zaangażowane w ruch feministyczny, co w działalność w szerszym ruchu antyglobalistycznym, starając się czynić z problemu dyskryminacji kobiet problem zainteresowania obu płci, problem uniwersalny. Jest to z pewnością bardzo trudne i z przykrością należy zauważyć, że częste są wciąż przypadki faktycznego lekceważenia praw kobiet w łonie samego ruchu. Zdarza się, że działacze którzy oficjalnie deklarują wolę abstrakcyjnie pojętej walki o prawa kobiet, dyskryminują kobiety w ramach ruchu antyglobalizacyjnego, co gorsza jest to traktowane z wyrozumiałością i tłumaczone np. ich robotniczym pochodzeniem - tym, że jako robotnicy czy działacze związkowi mają „realne” problemy (to znaczy walkę o poprawę branżowej sytuacji materialnej) zaś problemy kobiet muszą być traktowane jako drugorzędne. Należy odnotować, że partia Zieloni 2004 powołała dwuosobowe kierownictwo z obowiązkową reprezentacją obu płci oraz gwarantując kobietom nieparzyste miejsca na swoich listach wyborczych. Być może będzie to ważny krok na drodze do faktycznego, a nie tylko deklaratywnego równouprawnienia kobiet w ruchu antyglobalizacyjnym (o ile Zieloni 2004 zintegrują się z dotychczas istniejącym w Polsce ruchem antyglobalistycznym).

Istnieje kilka powodów, dla których ruch antyglobalistyczny pozostaje na marginesie życia społeczno-politycznego w Polsce. Pierwszym jest jego rozbicie i brak jakiegokolwiek forum integracyjnego. Przez krótki moment wydawało się, że organizacją, która będzie stanowiła forum spotkania, wymiany doświadczeń i dyskusji stanie się polski oddział międzynarodowego ruchu ATTAC. Jesienią 2001 r., kiedy organizacja ta powstawała, zapisało się do niej blisko 200 aktywistów z różnych środowisk antyglobalistycznych – głównie lewicowych, ekologicznych. Dzisiaj jednakże ATTAC Polska stoi na skraju kompletnego załamania. Zasadniczą tego przyczyną był problem antydemokratycznych metod kierowania organizacją stosowanych przez zarząd główny stowarzyszenia, które łączyły się z kwestią prawicowo - nacjonalistycznej infiltracji w tym stowarzyszeniu, powiązanej głównie z nazwiskiem Macieja Muskata, młodego ekologa, który został przewodniczącym stowarzyszenia, a – co z czasem się okazało – miał niewyjaśnione do dzisiaj powiązania ze skrajną prawicą.

Jednocześnie Pracownicza Demokracja od początku dążyła przy użyciu różnych metod do przejęcia stowarzyszenia, a gdy próba ta się nie powiodła – przystąpiła do kampanii propagandowej przeciwko polskiemu ATTACowi i do działań dezintegrujących. Z kolei zarząd główny, broniąc się przed wyjaśnieniem swoich powiązań z radykalną prawicą, zamiast zajmować się rozwojem organizacji, poczuwał się w obowiązku do przeprowadzania wewnątrzorganizacyjnych krucjat przeciwko tzw. totalitarnej lewicy (czytaj lewicy marksistowskiej). W ramach tych krucjat rozwiązał on najbardziej dynamiczny a zarazem zdominowany przez lewicę oddział stowarzyszenia – oddział warszawski, który konsekwentnie domagał się demokratyzacji wewnętrznej stowarzyszenia oraz wyjaśnienia powiązań zarządu ze skrajną prawicą. Dzisiaj z polskiego ATTAC pozostały jedynie szczątki. ATTAC Polska liczy około 20 osób, drugie tyle zaś liczy działający jako samodzielne stowarzyszenie ATTAC Mazowsze, powołany przez członków rozwiązanego oddziału mazowieckiego stowarzyszenia ATTAC Polska.

Podobnie jak brakuje organizacji, która byłaby forum dla całego ruchu antyglobalizacyjnego w Polsce, tak brakuje też jednego politycznego wyraziciela tego środowiska. Przez pewien czas wydawało się, że rolę taką odegra Nowa Lewica założona przez Piotra Ikonowicza i lewicowych działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej. Polscy trockiści, zwłaszcza Nurt Lewicy Rewolucyjnej, wysunęli propozycję, aby partia ta budowała się na analogicznych koncepcjach programowych co Szkocka Partia Socjalistyczna, to znaczy, aby była to pluralistyczna partia chcąca obejmować wszystkie lewicowe nurty antykapitalistyczne. Po kilkumiesięcznej debacie Piotr Ikonowicz zdecydował się jednakże na skrajnie centralistyczny, a nawet wodzowski model partii z brakiem prawa do organizowania jakichkolwiek tendencji w jej szeregach, w zasadzie z nieograniczonymi możliwościami usuwania członków przez kierownictwo. Mimo że Piotr Ikonowicz odrzucił koncepcję budowania Nowej Lewicy jako partii pluralistycznej, jest bardzo zainteresowany otrzymaniem funduszy od zachodnich organizacji skupionych w Europejskiej Konferencji Lewicy Antykapitalistycznej na swoją kampanię do Parlamentu Europejskiego w 2004 r. Również inne wewnętrzne tarcia doprowadziły do tego, że Nowa Lewica licząca początkowo około dwustu członków, liczy ich obecnie około stu.

Pewnego rodzaju funkcję integracyjną dla polskiego ruchu antyglobalistycznego odegrały komitety Polskie Forum Społeczne i Europejskie Forum Społeczne, przygotowujące polską delegację do Saint Denis. Geneza EFS sięga 2002 r., kiedy to jeden z działaczy ATTAC, będący członkiem Pracowniczej Demokracji na spotkaniach przygotowawczych do Europejskiego Forum Społecznego we Florencji mimo iż wyjeżdżał na nie jako reprezentant ATTAC, na miejscu przedstawił się jako reprezentant nikomu nie znanego komitetu Europejskie Forum Społeczne. Dzięki całej serii biurokratycznych tricków i dezinformacji wobec organizatorów forum we Florencji, jak też działaczy polskiego ATTAC, komitet EFS (będący w istocie emanacją Pracowniczej Demokracji) zorganizował zdecydowaną większość delegacji polskiej do Florencji (liczącej 120-150 osób). Mimo że w 2003 r. do EFS zgłosiło swój akces kilka organizacji społecznych (np. polski oddział Amnesty International czy feministyczna grupa Pro Femina) to de facto charakter tej organizacji jako organizacji frontowej Pracowniczej Demokracji nie uległ zmianie. Duża aktywność Pracowniczej Demokracji wynika z tego, że otrzymuje ona znaczące (jak na polskie warunki) wsparcie finansowe od swojej centrali w Londynie, czego zdecydowanie brakuje wszystkim innym podmiotom w polskim ruchu antyglobalistycznym.

Znacznie szerszą bazę społeczną ma Polskie Forum Społeczne, będące koalicją kilkunastu organizacji społecznych i politycznych (Nowa Lewica, Federacja Młodych Unii Pracy, Nurt Lewicy Rewolucyjnej, związek zawodowy Konfederacja Pracy, Stowarzyszenie Polski Związek Bezrobotnych, Centrum Praw Kobiet, ekologiczne wydawnictwo „Zielone Brygady”). Należy przy tym zaznaczyć, że jeśli chodzi o najbardziej masowe z tych organizacji, to znaczy Konfederację Pracy i Stowarzyszenie Polski Związek Bezrobotnych to trudno określić je mianem antyglobalistycznych – raczej tylko część czołowych ich działaczy świadomie solidaryzuje się z międzynarodowym ruchem antyglobalistycznym. EFS i PFS po kilkumiesięcznym okresie rywalizacji (zwłaszcza ze strony Pracowniczej Demokracji) powołały porozumienie pod nazwą Koalicja Społeczna, w ramach którego doszło do wyboru mówców i reprezentantów na Europejskie Forum Społeczne w Saint Denis. W obu przypadkach poważną słabością jest fakt, że działalność komitetów nie wykracza poza szeroko pojęte przygotowania wyjazdowe – a więc brak realnej współpracy w bieżącej działalności w kraju.

Kolejną poważną słabością polskiego ruchu antyglobalistycznego jest brak jego intelektualnego ustosunkowania się do konkretnych problemów społeczno-politycznych Polski. Widać to bardzo dobrze kiedy bierze się do ręki periodyki powstające w ramach tego ruchu. Dwoma najbardziej obszernymi periodykami są półroczniki „Lewą Nogą” i „Rewolucja”. Mimo obfitych rozmiarów (około 400 stron każde z nich) widać w nich przytłaczającą dominację materiałów odnoszących się do historii zachodnioeuropejskiej lewicy lub problematyki trzecioświatowej. Mamy więc tam bardzo obfite materiały odnoszące się do tak specyficznych problemów, jak szczegóły historii Czerwonych Brygad, hiszpańskiego anarchizmu okresu wojny domowej, międzynarodówki sytuacjonistów, ruchu zapatystów czy kolumbijskich partyzantek. Bardzo kontrowersyjne są w polskich realiach (kraju gdzie miał miejsce Holocaust i silne są tradycje antysemickie) obfite i bardzo agresywne materiały antysyjonistyczne i antyizraelskie obu periodyków. Równocześnie  materiały odnośnie realiów polskich nie przekraczają 10 procent (!) objętości tych pism. Trudno o gorszy przykład intelektualnej zależności polskiej lewicy antyglobalistycznej od jej zachodnich partnerów.

Odrębną, choć związaną z tym zjawiskiem kwestią, jest wciąż utrzymująca się sytuacja patologii w kontaktach polskiego ruchu antyglobalistycznego z jego zachodnimi odpowiednikami. W przypadku polskim utrzymuje się niestety tendencja do „reprezentowania” ruchów realnie działających w kraju przez osoby urodzone w Polsce, ale od dziesięcioleci mieszkające np. w Paryżu i uchodzące tam za „ambasadorów” polskich antyglobalistów, mówiących ich głosem i wyrażających ich potrzeby. Osoby takie często podważają ustalenia czy trudne kompromisy miesiącami wypracowane w kraju między wieloma organizacjami na mocy swoich własnych arbitralnych decyzji, uzasadnianych często przed Polakami zamieszkałymi w kraju paternalistycznymi zapewnieniami, że „na Zachodzie postępuje się” właśnie w taki czy w inny sposób. W istocie osoby takie nigdy nie są bezstronne, ale realnie reprezentują jedynie tę część heterogenicznego i coraz głębiej zróżnicowanego polskiego ruchu antyglobalistycznego, z którą pozostają organizacyjnie lub towarzysko powiązane. Taki stan rzeczy powoduje bardzo poważne utrudnienia w budowaniu własnej tożsamości i wewnętrznej demokracji polskiego ruchu antyglobalizacyjnego.

Lepiej wygląda kwestia problematyki polskiej na łamach miesięczników „Robotnik Śląski” - od niedawna „Nowy Robotnik” - oraz „Obywatel”. Żadne z tych pism nie może być jednak uznane za trybunę większości ruchu antyglobalistycznego, oba wzbudzają daleko posunięty krytycyzm większości antyglobalistów. „Nowemu Robotnikowi” zarzuca się bowiem, że jest on finansowany przez osoby ze śląskiego SLD (czyli partii władzy prowadzącej neoliberalną i prowojenną politykę), jest uwikłany w lokalne rozgrywki w aparacie SLD na Śląsku, nie wsparł hasła budowy Nowej Lewicy jako pluralistycznej partii całej antykapitalistycznej lewicy w Polsce. Pismo to ma pewne powiązania z IV Międzynarodówką, której przedstawiciele, co może dziwić, odrzucili koncepcję działań na rzecz przekształcenia Nowej Lewicy w pluralistyczną partię lewicy antykapitalistycznej. W lutym br. Catherine Samary z kierownictwa IV Międzynarodówki w czasie spotkania z działaczami lewicy w Warszawie zdecydowanie odrzuciła pomysł wspierania Nowej Lewicy.

Bardzo kontrowersyjnym zjawiskiem jest „Obywatel” – pismo i jednocześnie powstający wokół niego ruch społeczny, który stanowić może dobry przykład komponentu ruchu zdecydowanie bardziej anty- niż alterglobalistycznego. „Obywatelowi”, którego redaktorem jest Remigusz Okraska (ur. 1976) zarzuca się hołdowanie koncepcji „sojuszu ekstremizmów” (prawicowych i lewicowych) przeciwko establishmentowi, choć pismo to odżegnuje się od tej koncepcji i usprawiedliwia fakt publikowania skrajnie prawicowych publicystów swoim antydogmatyzmem i poszanowaniem dla wolności słowa i krytycznej refleksji.

Kolejną bardzo poważną słabością ruchu antyglobalizacyjnego w Polsce jest jego brak związków z ruchem pracowniczym i problemami socjalno-bytowymi pracowników najemnych. Z perspektywy socjologicznej ruch ten jest zdominowany przez młodzież studencką, ale nawet w przypadku tej kategorii społecznej nie wysuwa on żadnych haseł rewindykacyjnych związanych z bardzo ciężką w porównaniu choćby z Europą Zachodnią sytuacją socjalno-bytową studentów (wysokość opłat za akademiki i studia, likwidowanie zniżek dla studentów w transporcie publicznym, niekorzystne warunki kredytów na studia itp.).

W lipcu 2002 r. doszło do powstania Ogólnopolskiego Komitetu Protestacyjnego, skupiającego działaczy związkowych z kilkudziesięciu załóg zakładów pracy znajdujących się w stanie konfliktu z prywatnym lub państwowym pracodawcą. OKP wysunął hasło wstrzymania prywatyzacji, rozliczenia afer prywatyzacyjnych, obrony istniejącego ustawodawstwa socjalnego. Na czele OKP stanął Sławomir Gzik z fabryki kabli w Ożarowie pod Warszawą.

Powstanie OKP spotkało się z dużym zainteresowaniem, sympatią i nadziejami ze strony organizacji ruchu antyglobalistycznego, które dążyły do współpracy z tym komitetem. Z perspektywy ponad roku istnienia OKP można powiedzieć, że nadzieje te nie spełniły się. W praktyce poszczególni działacze OKP okazali się zainteresowani jedynie obroną własnych zakładów pracy i nie przeprowadzili jakichkolwiek istotnych akcji solidarności pracowniczej nawet w ramach tworzonej przez siebie koalicji. Jeśli chodzi o polityczne oblicze OKP, to zebrania tego komitetu stały się forum, na którym rozkwitał radykalny nacjonalizm, a nawet zoologiczny antysemityzm. Nawet w przypadku fabryki kabli w Ożarowie pod Warszawą, załodze której młodzież antyglobalistyczna z różnych warszawskich organizacji (zwłaszcza ATTAC i Nurtu Lewicy Rewolucyjnej) udzieliła aktywnego wsparcia w jej wielomiesięcznym proteście przeciwko likwidacji zakładu, nie doszło do akcesu tego konkretnego środowiska pracowniczego do ruchu antyglobalistycznego.

Wśród nielicznych przykładów pozytywnego zaangażowania się przez działaczy antyglobalistycznych w walki pracownicze można wymienić tegoroczną kampanię Nowej Lewicy i Nurtu Lewicy Rewolucyjnej na rzecz ratowania warszawskiej Fabryki Samochodów Osobowych, z której czterotysięcznej załogi w najbliższym czasie ma być zwolnionych 1500 osób. Działacze wspomnianych organizacji zorganizowali uliczną demonstrację w Warszawie i kilka akcji plakatowych w obronie polskiego przemysłu motoryzacyjnego. Natomiast działacze związkowi Nurtu Lewicy Rewolucyjnej z tej fabryki podjęli inicjatywę wydawania pisma „Kret Związkowy”, które jako jedyne w Polsce podjęło problem całkowitej korupcji aparatów i funkcjonariuszy związkowych, których uposażenia wielokrotnie (np. 5-7-krotnie) przewyższają dochody zwykłych pracowników i którzy w okresie pełnienia swojej funkcji związkowej oraz przez wiele miesięcy po jej ustaniu mają ustawową gwarancję zatrudnienia a dodatkowo również korzystają z licznych przywilejów (np. samochodów oddanych im do dyspozycji przez pracodawcę). Te właśnie powszechne zjawiska korupcji związków zawodowych tłumaczą w dużej mierze obserwowaną bierność lub brak sukcesów w walce klasy pracowniczej.

 

Konkluzje

 

Choć trudno negować fakt istnienia ruchu antyglobalistycznego w Polsce, nadal pozostaje on na marginesie polskiego życia społeczno-politycznego. Sytuacja ta nie może się zmienić tak długo, jak długo ruch ten nie przezwycięży swoich, wspomnianych już tutaj, podstawowych słabości. Oznacza to po pierwsze konieczność stworzenia dużej i silnej struktury – czy nawet własnej partii politycznej. Po drugie zaś – co jeszcze ważniejsze –marginalizacja ruchu nie ustąpi tak długo, jak długo nie stworzy on programowej alternatywy rozwiązań problemów socjalno-bytowych współczesnej Polski, zwłaszcza zaś wysokiego bezrobocia (wynoszącego we wrześniu 2003 r. 17,5%), systemu podatkowego korzystnego dla bogatych, bezdomności, korupcji związków zawodowych, urynkowieniu służby zdrowia i oświaty. Pozwoliłoby mu to na wyjście poza środowisko młodzieży licealnej i studenckiej, na pozyskanie środowisk pracowniczych i innych grup pokoleniowych jak też mieszkańców prowincji. W sumie przed polskim ruchem antyglobalistycznym jest jeszcze bardzo długa droga do odniesienia sukcesu.