Świat według Barbie
 


Moda to cały świat Barbie. Świat "elitarnego splendoru", który według Urszuli Ługowskiej ("Ruch antyglobalistyczny w Polsce - charakterystyka i perspektywy") "niesie za sobą ostatnio [modne] (...) zjawisko antyglobalizmu".
Świat jakże wyrafinowany i jakże barwny, a jednocześnie jakże "zniuansowany", zarówno ten "lewacko-nieodpowiedzialny, destrukcyjny", jak i ten drugi - "konstruktywny, reformatorski i godzien dialogu" i... - last, but not least - finansowego wsparcia. Świat, w którym mieszczą się nawet cieszący się estymą członkowie głównego nurtu establishmentu (np. Jacek Kuroń), a już na pewno przedstawiciele NLR i alterglobaliści.
"Nurt konstruktywny" w ramach ruchu antyglobalizacyjnego pragnie porozumienia z powstałą niedawno partią "Zieloni 2004", z działaczami feministycznymi, gejowskimi, ekologicznymi, z działaczami lewicy neoliberalnej Unii Wolności sympatyzującymi nie tylko z Jackiem Kuroniem, ale i z liberalizmem.
W deklaracjach "Zielonych 2004" znajduje się przecież "obrona wszelkich aspektów wolności indywidualnej jednostki" i "krytyka rażących przykładów niesprawiedliwości społecznej w kapitalizmie". W ten sposób "Zieloni" dołączają do licznego już grona "trybunów ludowych".
Co prawda, Piotr Ciszewski ("Lewica?") ma inne zdanie w tej sprawie, ale on, podobnie jak Michał Nowicki z LBC, należy niewątpliwie do "nurtu lewacko-nieodpowiedzialnego", o czym świadczy jego egzaltacja w obliczu "górniczej falangi".
"Wystarczy więc być postępowym w sprawie gejów, walczyć z nacjonalizmem i wspierać feminizm, aby zostać zaliczonym [nie tyle do grona] radykalnej lewicy" (P. Ciszewski), co do pożądanych sojuszników tego grona. Ba, można być dla niego wzorcem i obiektem westchnień. Każdy z tych "radykałów" chciałby dorównać Jackowi Kuroniowi i "Zielonym", którzy powołali "dwuosobowe kierownictwo z obowiązkową reprezentacją obu płci" oraz zagwarantowali "kobietom nieparzyste miejsca na swoich listach wyborczych". To, zdaniem "nieparzystej" połowy NLR, precyzyjny i jednoznaczny drogowskaz dla polskiego ruchu antyglobalistycznego.
Tych, którzy mają inne zdanie, np. francuska organizacja Lutte Ouvriere czy ex-GSR, należy napiętnować (co już czynią wyrośli na tych samych mentalnych klimatach nowolewicowych, obrońcy pedofilii - Spartakusowcy) za "przystosowywanie się do zacofanych uprzedzeń klasy robotniczej", ignorowanie "ucisku specjalnego" itd., itp. (Jan Danieluk, "GSR-u zabawa w marksizm").
To, że LO w parlamencie europejskim jest reprezentowane wyłącznie przez kobiety, a pozycja Arlette Laguiller w partii jest niekwestionowana, podobnie jak niegdyś Róży Luksemburg w SDKPiL, to żaden argument w zderzeniu z parytetem - ostatnim krzykiem mody w świecie Barbie! To gorzej, to łamanie parytetu!
NLR ustami swojej "nieparzystej połowy" odrzuca, podobnie jak Spartakusowcy, "przystosowywanie się do zacofanych uprzedzeń klasy robotniczej" (w wydaniu NLR - klasy pracowniczej), tępiąc seksizm, nacjonalizm i "zoologiczny antysemityzm" działaczy robotniczych wywodzących się chociażby z Ogólnopolskiego Komitetu Protestacyjnego, którym do tego stopnia brak taktu, że nawet na szczytach antyglobalistów molestują Barbie.
Co wolno wojewodzie... Niedwuznacznych propozycji nie mogą składać robotnicy, mogą natomiast alterglobaliści z NLR, którzy domagali się nieomal gwałtem od Catherine Samary ze Zjednoczonego Sekretariatu "wsparcia" Nowej Lewicy jako "pluralistycznej partii antykapitalistycznej", najlepiej za swoim pośrednictwem.
Zresztą, "hasła budowy Nowej Lewicy jako pluralistycznej partii całej antykapitalistycznej lewicy w Polsce" nie wsparł również medialnie "Nowy Robotnik" związany z tymże Sekretariatem, co wzbudza "daleko posunięty krytycyzm" Barbie - nieparzystej - i Kena - parzystej połowy NLR.
Kontrowersje w tym światku budzą również "obfite i bardzo agresywne materiały antysyjonistyczne i antyizraelskie" publikowane w "Lewej Nodze" i w "Rewolucji" (kolejnych pismach związanych z tymże Sekretariatem) jako politycznie niepoprawne.
W tym kontekście nie dziwi oświadczenie, że Nurt Lewicy Rewolucyjnej był "niegdyś związany z IV Międzynarodówką", dziś zaś jest częścią składową ruchu alterglobalistycznego.
Co fakt, to fakt - niebywały wzrost organizacyjny (30-40 członków!) NLR zawdzięcza modzie i werbunkowi pod szyldem ATTAC-u, o co zresztą obłudnie oskarża Pracowniczą Demokrację, która tego nie kryje, bazując jednak i przede wszystkim na inicjatywie "Stop Wojnie!"
Nasuwa się pytanie: Co jest bardziej naganne w polityce - to, że jakiś działacz OKP chciał "spenetrować" Barbie, czy penetracja ATTAC-u lub Nowej Lewicy?
Propozycja uczynienia z Nowej Lewicy "forum dla całego ruchu antyglobalizacyjnego", jako "jedynego wyraziciela tego środowiska" w wydaniu "nieparzystej" połowy NLR zakrawa na namawianie do gwałtu zbiorowego na "partii Piotra Ikonowicza", która ma inne zdanie, ale pustą kasę.
Nazywanie takich propozycji "budowaniem własnej tożsamości i wewnętrznej demokracji polskiego ruchu antyglobalizacyjnego" - na wzór Szkocji (przy odrzuceniu jedynego czynnika realnie zespalającego - zarówno tam, jak i w Polsce, tj. nacjonalizmu) to nie tylko "przykład intelektualnej zależności polskiej lewicy antyglobalistycznej od jej zachodnich partnerów" (czytaj: płatników i mocodawców), to zwykłe kurewstwo i stręczycielstwo polityczne.
Zawodowstwo zobowiązuje. Nie przypadkiem w artykułach Urszuli Ługowskiej aż się roi od apelów o "znaczące wsparcie finansowe" w mniej lub bardzie zawoalowanej formie.


9 lutego 2004 r.