Halloween



Powoływanie się na Różę Luksemburg, Adolfa Warskiego i innych działaczy SDKPiL ma świadczyć, ale tylko w mniemaniu Spartakusowców, o głębokim osadzeniu importowanej wprost z USA nowolewicowej formacji w tradycjach polskiego i europejskiego ruchu robotniczego, ma podkreślać ciągłość między starymi a nowymi laty, której faktycznie nie zapewnia.
Strojeniu się w cudze piórka nie towarzyszy pogłębiona refleksja ani, tym bardziej, konkretnohistoryczna analiza. Wyrwane cytaty i zawłaszczone przez Spartakusowców nazwiska nie przydają blasku poległym bojownikom, służą jedynie pasożytom za przyodziewek mający osłaniać ich faktyczną nagość.
Ta złowieszcza maskarada, to spektakl absurdu i groteski godny pióra Mrożka czy Ionescu, a raczej wytwór amerykańskiej pop-kultury - Halloween - gdzie karykaturalność sądów gra rolę pierwszoplanową i staje się instrumentem w partyjniackich rozgrywkach, które same z siebie są jedynie dowodem rozkładu i degeneracji tego odłamu trockizmu.
Posługując się cytatami, z których są w stanie zrozumieć tylko padające w nich epitety, Spartakusowcy usiłują tworzyć autorytarny świat nakazów i zakazów, w którym na wszystkie pytania rzekomo dawno już zostały udzielone proste i jednoznaczne odpowiedzi. Tymczasem owe spreparowane doświadczenia, wyprane z konkretnohistorycznej treści służą umacnianiu na polskim rynku importowanej pop-kultury, w tym również tej politycznej, drobnomieszczańskiej.
Gdyby uwierzyć Spartakusowcom piętnującym działalność w "reakcyjnych" związkach zawodowych, należałoby potępić przedwojenną KPP za prowadzenie działalności w nieklasowych związkach zawodowych. To zresztą obłudnie wytykali komunistom liderzy PPS jednocześnie eliminując ich i wszelkiej maści "wichrzycieli" z klasowych związków zawodowych, a nawet rozwiązując całe organizacje związkowe jako skomunizowane.
W sytuacjach kryzysowych wzrost nastrojów rewolucyjnych przekładał się na radykalizację szerokich odłamów klasy robotniczej, czego dowodem była podatność nieklasowych związków zawodowych na propagandę komunistyczną. Rozwiązywanie skomunizowanych, tzw. nieklasowych związków zawodowych nie należało do rzadkości. Udział tych związków w strajkach i w protestach organizowanych przez KPP był jedynie dowodem na skuteczność jednolitego frontu robotniczego "od dołu", świadectwem słuszności rewolucyjnej walki o robotnicze masy.
Efekt stalinizacji ruchu komunistycznego - tworzenie tzw. czerwonych związków zawodowych, opozycyjnych wobec tzw. klasowych (PPS-owskich), przy całej swojej ideowej klarowności, zasadniczo sprowadza się w rzeczywistości do odcięcia się od reformistycznej, reakcyjnej i opanowanej przez PPS Centrali Klasowych Związków Zawodowych i prowadzi tym samym do ograniczenia wpływów tzw. lewicy związkowej w wielkoprzemysłowej klasie robotniczej, co w rezultacie jedynie osłabia walkę klasową proletariatu.
Obecne nakazy i zakazy Spartakusowców wprost prowadzą nie tylko do odcięcia się od wielkoprzemysłowej klasy robotniczej, która przez lata przedkładała "Solidarność" nad OPZZ czy branżowe związki zawodowe, ale i skazują ruch podążający za wskazaniami Spartakusowców na bazę zastępczą, która ewoluuje od zradykalizowanej młodzieży poprzez ruchy ekologiczne, pacyfistyczne, feministyczne aż do absurdu dzisiejszej degeneracji, czego przykładem jest obrona przez "trybunów ludowych" pedofilii. A przyjmowanie pseudonimów-nazwisk zmarłych działaczy jest, być może, nie tylko przejawem osobistego tchórzostwa czy braku własnej osobowości, ale i kolejnym efektem pogoni Spartakusowców za prekursorstwem w obronie perwersji seksualnych rodem z Halloween.
Ciekawe, że potępiając pryncypialnie "reakcyjne" elementy poglądów robotników i żądając od nich odżegnania się od tychże (bo jak nie, to co?), jednocześnie drobnomieszczańskiej bazie zastępczej pryncypialnych żądań nie stawiają i przyjmują bezkrytycznie całe gówno drobnomieszczańskich przejawów kontestacji z pozycji indywidualistycznych, jakby to było objawienie. Nie wysuwają nawet jako minimum żądania, aby owe drobnomieszczańskie ruchy (nowe ruchy społeczne) wsparły walkę robotników albo wyrzekły się swoich reakcyjnych częstokroć poglądów społecznych. Nie oczekują nawet, by Michael Jackson wsparł klasę robotniczą. Nie, to ich celom podporządkowuje się strategię walki klasowej. Podpieranie tej pop-kultury politycznej nazwiskami działaczy rewolucyjnych, którzy życie swe oddali za sprawę robotniczą jest w tym kontekście już tylko bezczeszczeniem ich pamięci i typowym zabiegiem marketingowym.


11 lutego 2003 r.