List otwarty do Barbary Radziewicz
i środowisk przez nią reprezentowanych

 



Artykuł Barbary Radziewicz "Fakty i mity o polskim ruchu antyglobalistycznym", opublikowany w Indymediach, jest przekonującym dowodem na to, że reprezentantka "jednego z nielicznych i aktywnych społecznie ośrodków" potrafiła oprzeć się "owczemu pędowi do promocji własnej osoby". Co więcej, pozostała osobą ideową, z wysokim poczuciem społecznikostwa.
Te cechy, w połączeniu z racjonalnością wywodów zaprezentowanych w polemice z tekstem Urszuli Ługowskiej, tworzą nową jakość - stawiają Barbarę Radziewicz i środowisko przez nią reprezentowane w rzędzie tych, które mogą zainicjować w Polsce zmiany w pożądanym kierunku.
I choć Barbara Radziewicz pisze, że "od pisania i gadania niczego nie przybędzie", zarzekając się, że nie interesują jej "rozgrywki personalne" i "osobista promocja", to jednak właśnie jej artykuł jest najlepszym świadectwem, że coś się zmienia w otaczającym nas świecie. Te zmiany dają podstawę do zawierania odpowiedzialnych sojuszy.
W oczach "intelektualistów" środowisko reprezentowane przez Barbarę Radziewicz "nie wygląda na antyglobalistyczne". Nie operuje wszak "nośnymi hasłami i utartymi, modnymi sloganami", ma "inną hierarchię wartości, przede wszystkim pracę wśród ludzi i na rzecz ludzi". To środowisko jednak jest tym, które może i powinno pokusić się o przeforsowanie porozumienia ponad głowami nie tylko "wszelkiej maści krzykaczy", ale i tych, którzy walczą jedynie o osobistą czy też grupową promocję operując właśnie "nośnymi hasłami i utartymi, modnymi sloganami".
Nie chcemy ukrywać, że różnimy się ze zwolennikami ruchu No Global pod każdym nieomal względem. Nie widzimy jednak przeszkód poza wymienionymi powyżej do zawarcia porozumienia i podjęcia rzeczywistej współpracy ze środowiskiem, które "działania planuje na miarę własnych możliwości finansowych, w przeciwieństwie do innych organizacji, które czerpią korzyści z dofinansowania swojej działalności przez macierzyste organizacje zagraniczne".
Fakt, my więcej piszemy niż inni (to też praca), co zaś do gadania, skorzy jesteśmy jedynie do konkretyzacji i określenia pola współpracy. W takiej, np. Francji mogło dojść do porozumienia wyborczego miedzy LCR a LO, choć tylko pierwsza z tych organizacji działa w ruchu No Global, druga zaś jest surowym krytykiem właśnie tej formy aktywności i miraży ruchu antyglobalistycznego. Jest również głównym antagonistą LCR na arenie krajowej i międzynarodowej. A jednak w imię spraw nadrzędnych, w imię sprawy robotniczej można było dojść do wspólnych uzgodnień pozostając zarazem przy własnym zdaniu w innych kwestiach. Wzajemna konkurencja, alternatywne programy, jak widać, pozwalają czasem na spotkania i sojusze, które służą wzajemnemu zrozumieniu stanowiąc jednocześnie alternatywę i oparcie dla tych wszystkich, którzy jedność lewicy przedkładają nad "niemoc i siedzenie z założonymi rękami".
Rzecz jasna, "poczucie wspólnoty i więzi społecznej" nie ma się wyrażać w "zdobyciu rozgłosu" lecz w "załatwieniu spraw". Co prawda, każda ze stron widzi sprawy inaczej, ale nie ma przecież potrzeby narzucania innym własnego programu - "nasz program pisze życie".
W życiu jednak trzeba wciąż dokonywać wyborów, jednym z nich jest decyzja: Razem czy osobno?
Jesteśmy za połączeniem wysiłków przy poszanowaniu integralności stron i otwartej dyskusji. Wciąż chcemy przystąpić do Porozumienia Lewicy Antykapitalistycznej, mimo wielu istotnych zastrzeżeń, które przedstawiliśmy publicznie.
Bez rozmów trudno jednak dojść do wspólnych konkluzji. Konstruktywne porozumienie przewiduje instytucję votum separatum, z której należy korzystać, jeśli chce się stopniowo dojść do czegoś razem.


12 lutego 2003 r.