Tekst pochodzi z polskich indymediów http://pl.indymedia.org/pl/2004/02/3859.shtml . Plankton, bo tak od dzisiaj nazywamy reformistyczne porozumienie karierowiczów walczących o stołki w europarlamencie, trzeszczy i mamy nadzieje, że wkrótce się rozpadnie. Dlaczego Plankton? Bo organizacje go tworzące mają nawet mniej niż jednego członka. Przykładem może być OŚKP (Organizacja Środowiskowa Konfederacja Pracy) i GPK (Grupa Pracownicza Kret), na które przypada po 1/2 Maćka Guza. Ponieważ od początku zwalczaliśmy reformistów z Planktonu, to cieszy nas niezmiernie, że już dochodzi do wojen bratobójczych między NLR a NL. Wystarczyło kilka tygodni, a miłość przekształciła się w nienawiść. Na ten tekst powołuje się GSR w swoim liście do Barbary Radziewicz, więc ułatwiamy naszym czytelnikom dotarcie do niego. Cieszymy się, że pani Radziewicz w polemice z Ługowską powtarza nasze argumenty i mamy nadzieje, że będzie to robić dalej. Polecamy zwłaszcza dwa pogrubione fragmenty, do których daliśmy przypisy.

1. Fragment ten dotyczy chyba Piotra Ikonowicza, bo to on przede wszystkim chce zostać posłem europarlamentu.

2. To już jest szczyt bezczelności. Ługowska oskarża Ikonowicza, że jest łasy na kasę, a tu widać, że jest zupełnie na odwrót.


Barbara Radziewicz

Fakty i mity o polskim ruchu antyglobalistycznym.


Pozwólcie Państwo, że po analizie artykułu,,Ruch antyglobalistyczny w Polsce – charakterystyka i perspektywy” autorstwa Urszuli Ługowskiej ustosunkuję się do jego treści, jako reprezentantka trzech ełckich organizacji wymienionych przez autorkę: Międzyzakładowej Organizacji Związkowej,,Konfederacja Pracy”, PZB z /s w Zakopanem do końca 2003r., obecnie Ogólnopolskiego Związku Bezrobotnych z /s w Ełku oraz Rady Powiatowej Nowej Lewicy. Moim zdaniem, podejmując się opracowania rzetelnej diagnozy jakiegoś tematu, powinno się rozpocząć od zebrania obiektywnych i obszernych informacji. Suche stwierdzenie faktu, że,,ruch antyglobalistyczny (alterglobalistyczny) jest ciągle bardzo słaby i podzielony”, nie jest żadnym odkryciem, a stwierdzenie, że jest,, skupiony głównie w kilkunastu ośrodkach uniwersyteckich, w niewielkim stopniu potrafi ustosunkować się do konkretnych problemów polskiego społeczeństwa”, jest przejawem totalnego snobizmu, jaki pokutuje u wielu działaczy wywodzących się z dużych miast. Niezrozumiałym wręcz jest stwierdzenie,,Co istotniejsze, zdecydowana większość społeczeństwa polskiego albo ma do niego nieufny stosunek, albo w ogóle nie jest świadoma jego istnienia”. Stwierdzenie to nie jest oparte o żadne sondaże czy badania ankieterskie. Tym bardziej dziwnym staje się ocena poparcia społecznego dla ruchu antyglobalizacyjnego w Polsce wg. wyników wyborczych.
Nie dziwię się autorce, która zbyt słabo zna realia życia ludzi w małych miasteczkach i wsiach, a podejmuje się oceny poparcia akcji antywojennych i innych protestów w Warszawie po ilościowym udziale działaczy i sympatyków ruchów antyglobalistycznych. Widocznie mieszkanka Stolicy zapomniała, że udział w manifestacjach ludności z tzw. terenu wiąże się z bardzo poważnym kosztem podróży.
Autorka zamiast tworzyć mit o braku poparcia społecznego, powinna poważnie zastanowić się, jakie są faktyczne przyczyny niewielkiego zaangażowania społeczeństwa warszawskiego w akcje antyglobalistyczne. Od lat uczestniczę prawie we wszystkich manifestacjach organizowanych w Warszawie przez ruchy lewicowe lub społeczne i stwierdzam, że za każdym razem udział w protestach bierze niewielka około 200 osobowa grupka zazwyczaj tych samych ludzi. Należałoby się zastanowić, w czym tkwi przyczyna braku szerszego zaangażowania społecznego w tak ważne życiowo sprawy dla mieszkańców ponad 2,5 milionowego miasta. Nie jest prawdą, że mieszkańcy tego miasta mają wyjątkowo dobrą sytuację materialną. W dużej mierze dotyczy ich bezrobocie, ubóstwo i powoli postępująca bezradność społeczna. Według mnie, przyczyna leży w bezradności wszelkiej maści działaczy, którzy skuteczności metody upatrują w działalności medialnej, szczególnie internetowej, wydawniczej, przy tym pracę u podstaw, bezpośrednio z człowiekiem, traktując jako rzecz zbędną. Obserwując działalność różnych organizacji społecznych zazwyczaj żadna z nich, na co dzień nie kontaktuje się z pozostawionym sobie samym bezrobotnym, ubogim lub pozbawionym dachu nad głową osobnikiem, który często brzydko pachnie i kontakt bezpośredni nie należy do przyjemności. Wydaje mi się, że pisanie górnolotnych artykułów, które nie wnoszą niczego nowego do sprawy, nie zawierają też żadnych pomysłów na promocję ruchu, które zaowocowałyby zwiększeniem poparcia społecznego, jedynie przyczyniają się do dalszych podziałów i tak podzielonych już grup działaczy, szczególnie odstraszają tych, którzy działają dla idei, nie z chęci zdobycia rozgłosu i zrobienia kariery. Gdyby większość z działaczy uważających się za wybitnych, ograniczyła swą aktywność do działania na rzecz drugiego człowieka, a własne marzenia o kreowaniu się na wielkiego znawcę spraw społecznych i własny sen o karierze europejskiego działacza, odłożyła na plan dalszy, zapewniam, że na efekty nie trzeba by było długo czekać, a poparcie społeczne przerosłoby nasze oczekiwania. (1) Od pisania i gadania niczego nie przybędzie. Co do pluralizmu Nowej Lewicy, szczególnie wodzowskiego modelu partii, muszę ostro zaprotestować. Od początku swojej działalności, NL była otwarta na współpracę z różnymi organizacjami. Jak potwierdziła praktyka, deklaracja współpracy w wielu przypadkach i w dużej mierze, ograniczała się wyłącznie do nie konstruktywnej krytyki programu i bieżących akcji, a tworzenie platform lub nurtów z pewnością prowadziłoby jedynie do podziałów i rozdrobnienia, a co najgorsze zaprzepaszczenia idei. Insynuacje Uli odnośnie finansowania kampanii wyborczej Piotra Ikonowicza do PE 2004, przez zagraniczne partie lewicowe, odbieram jako aroganckie pomówienie i zamierzone działanie, mogące w swych skutkach prowadzić do zerwania porozumienia PLA. Wszyscy sygnatariusze PLA zostali poinformowani, że to właśnie NLR, którego członkinią jest autorka tekstu, wystąpił z listem do Europejskiej Lewicy Antykapitalistycznej.(2) Wszyscy jesteśmy świadomi, że kampania wyborcza dotyczy nas wszystkich i nie jest kampanią wyłącznie Piotra Ikonowicza. Nie rozumiem, więc, jakimi intencjami kierowała się Ula pisząc ten tekst.
Ustosunkowując się do pozostałych stwierdzeń diagnostycznych, pragnę zwrócić uwagę na brak wiedzy autorki z zakresu działalności naszych organizacji, bo też nigdy nie przejawiała takiej woli. W momencie podjęcia przez nas informacji o EFS, 10 osób działających w naszych organizacjach wyjechało do Florencji, a to wcale nie taka mała grupa ze 150 osobowej polskiej delegacji. W miarę naszych możliwości wspieraliśmy też ogólnopolskie akcje antywojenne, organizowaliśmy lokalne manifestacje (antywojenna podczas I W-MFS 24lutego 03, akcja palenia zniczy itp.).Jako jedna z nielicznych polskich organizacji, dość liczebnie (około 30 osób) uczestniczyliśmy w antyszczycie G8, stawiając czynny opór w obronie barykady i uczestnicząc w manifestacji, jednocześnie czerpiąc doświadczenie w organizowaniu tego typu przedsięwzięć.
Nie interesują mnie rozgrywki personalne w innych organizacjach np. ATTAC i walka o osobistą promocję kilku ambitnych działaczy. Wyrażając swoją opinię na liście dyskusyjnej PFS, wielokrotnie dawałam temu wyraz. Oceniając z perspektywy czasu przygotowania do wyjazdu polskiej delegacji na EFS w Paryżu , mogę jedynie ubolewać nad faktem, że dzięki ,,gierkom” uprawianym przez niektórych działaczy, w efekcie końcowym skład osobowy delegacji kleconej w pośpiechu, z przypadkowych ludzi, nie spełnił do końca naszych oczekiwań, ale też ma swój pozytywny aspekt, a mianowicie przyczynił się do popularyzacji ruchu. Środowiskom dotychczas niezwiązanym z ruchem antyglobalistycznym zwyczajnie brak doświadczenia organizacyjnego oraz szerszej wiedzy na temat działań światowych ruchów, z prostej przyczyny, braku informacji w mediach, zbyt skąpego materiału informacyjnego w niskonakładowych i zbyt drogich wydawnictwach, które nie są dostępne dla szerokiej rzeszy zwykłych obywateli na tzw. prowincji. Moim zdaniem, jak najszybciej należy podjąć działania w ramach koalicji PFS-EFS, w celu wypracowania metod zmierzających do zbudowania jak najszerszej reprezentacji polskiej delegacji na EFS 2004, by kolejny raz nie powtórzyć błędu sprzed roku, kiedy zwyczajnie zabrakło nam czasu na działalność i nawiązanie szeroko pojętej współpracy z organizacjami NGO-s. Moje organizacje były bardzo silnie zaangażowane w inicjatywę PFS, wysłaliśmy setki maili do różnych organizacji z zaproszeniem do współpracy. Było sporo zgłoszeń organizacji pozarządowych, deklarujących wole współpracy, ale kontakty zostały zaprzepaszczone z powodu braku koordynacji działań w naszym komitecie. Przyznaję rację Urszuli, że jedynym pozytywnym efektem porozumienia PFS- EFS 2003 był wybór mówców na konferencje plenarne i seminaria. Nie sposób też pominąć faktu, w jaki sposób do tego doszło. W lutym doprowadziliśmy do pierwszego spotkania przedstawicieli organizacji, które wyraziły wolę tworzenia Polskiego Forum Społecznego. Spotkania odbywały się co miesiąc. Byłam osobą, która uczestniczyła w każdym spotkaniu, oprócz jednego, i muszę dość krytycznie odnieść się, przede wszystkim, do frekwencji na spotkaniach oraz czynnego zaangażowania się przedstawicieli poszczególnych organizacji w prace nad przygotowaniem wyjazdu. Natomiast dwa ostatnie, finalne spotkania były reprezentowane dość licznie przez organizacje, które przez okres działania Komitetu ani razu nie zaszczyciły swoją obecnością żadnego ze spotkań. Cel, jaki niektórym przyświecał, każdemu z nas był wiadomy, chodziło im wyłącznie o przeforsowanie ich kandydatów na mówców. Metoda godna potępienia wśród działaczy ruchu alterglobalistycznego, którzy z założenia walczą o równe prawa i sprawiedliwość społeczną. Nie sposób walczyć o słuszne idee, żyjąc w zakłamaniu i wewnętrznym konflikcie pomiędzy tym, co się robi a tym, co się głosi. Jako jeden z nielicznych i aktywnych społecznie ośrodków, w lutym 2003 r. zorganizowaliśmy I Warmińsko -Mazurskie Forum Społeczne , w którym dość licznie wzięli udział przedstawiciele organizacji wchodzących w skład w zaledwie powołanego PFS oraz zaprzyjaźnionych europejskich ruchów bezrobotnych , należy jednak nadmienić, że zabrakło wśród nas przedstawicieli z NLR. Czasem odnoszę wrażenie, że tak naprawdę owczy pęd do promocji własnej osoby zagłusza ideowość i poczucie społecznikostwa. Mam nadzieję, że w tym roku zostaną wyciągnięte prawidłowe wnioski z ubiegłorocznych błędów i polska delegacja na EFS 2004 będzie godnym reprezentantem ruchów socjalnych.
W tym momencie pragnę zwrócić uwagę na rzecz istotną w ocenie związku ruchu antyglobalizacyjnego z ruchami pracowniczymi i obroną socjalno-bytrowych praw pracowników najemnych. Jeszcze raz nadmienię, że Autorka diagnozuje sytuację z pozycji działaczki mieszkającej w Warszawie. Problem zawęża wyłącznie do środowisk studenckich, przy czym krytykuje mizerię tego ruchu, nie dostrzegając pozytywnych działań wymienionych środowisk, chociażby w wywalczeniu zniżek na przejazdy środkami komunikacji publicznej. Nie jest też prawdą, że moje organizacje nic w tym temacie nie zrobiły. Na przełomie roku zorganizowaliśmy dwie duże debaty na temat odpłatności za edukację i systemu stypendialnego, który umożliwiłby edukację młodzieży z ubogich rodzin. Przy współpracy ze stowarzyszeniem Szkoła Liderów z Warszawy, realizowaliśmy ogólnopolski program debat ,,Jakie Państwo- jaka edukacja”. Z przykrością muszę wyznać, że pomimo wystosowania szeregu zaproszeń wraz z zamieszczeniem ogłoszenia na stronach internetowych, oprócz przedstawicieli samorządu wojewódzkiego; Urzędu Marszałkowskiego i Wojewody, środowiska organizacji społecznych zignorowały ten fakt milczeniem. Wyniki obu debat mają istotne znaczenie w świetle dyrektywy Banku Światowego, odnośnie odpłatności za edukację w Polsce. Udział naszych organizacji w działaniach OKP, faktycznie ograniczył się tylko do aktów poparcia inicjatywy z bardzo prozaicznej przyczyny, braku pieniędzy na dość odległy dojazd do Ożarowa lub innych miast położonych w Centralnej Polsce. Autorka tekstu nie dostrzega innych aspektów utrudniających aktywny udział działaczy społecznych w akcjach prowadzonych centralnie, między innymi czasu, jaki należy przeznaczyć na dojazd, liczne problemy związane z funkcjonowaniem komunikacji (np.ograniczenia w kursowaniu pociągów, brak dogodnych połączeń) oraz najbardziej trudnego problemu, a mianowicie braku źródła finansowania tych przedsięwzięć. W przeciwieństwie do Autorki nie mam powodu do frustracji z powodu małej liczebności szeregów naszych organizacji. Jeśli już zostały opublikowane dane statystyczne z ilości posiadanych członków, to zdementuję informację o liczebności NL , która wg. autorki spadła o połowę z powodu braku pluralizmu w jej szeregach. Ula szczyci się z posiadania 40 członków w NLR, organizacji ogólnopolskiej, która działa od wielu lat, a ja szczycę się liczebnością szeregów NL w Powiecie Ełckim, która działa zaledwie od roku, bo pod tym względem nasza powiatowa organizacja może konkurować z ogólnopolskim NLR. Podkreślenie nieliczności i doniosłości akcji NL i NLR w walce o prawa pracownicze w FSO jest zamierzonym spłyceniem tematu, zmierzającym do promowania własnej organizacji. Globalna krytyka działalności związkowej jest niesprawiedliwa dla nas, szeregowych działaczy. Zawężanie naszej działalności wyłącznie do działania jednego związkowca ( tez członka NLR) w Warszawie, nie jest najtrafniejszym przejawem obiektywizmu i rzetelności diagnozy ruchu związkowego w Polsce. Od kilku lat walczę o prawa pracownicze likwidowanego lub zgodnie z prawdą przekształconego SPZOZ w spółkę prawa handlowego. Możemy poszczycić się swoimi osiągnięciami w tym względzie. Trwające dwa i pół roku procesy o odszkodowania, odprawy i tzw. trzynastki zakończyły się naszym sukcesem.Za sukces należy również uznać zrealizowanie wyroków i wpłatę świadczeń, dzięki żmudnej walce i trwającym miesiącami negocjacjom z samorządem, likwidatorem oraz Radą Powiatu. Zawdzięczamy przy tym wiele wspaniałej współpracy z Inspekcją Pracy i lokalną społecznością oraz zaangażowaniu naszych związkowców, niebędących pracownikami wymienionego zakładu, ponieważ nasza organizacja związkowa jest organizacją międzyzakładową, wyniesioną poza zakłady pracy. Po pierwszych sukcesach nie spoczęliśmy na laurach. Walczymy o godność pracowników pokrzywdzonych bezdusznością samorządu miejskiego, który przyzwolił na obniżenie pracownikom płac do najniższej płacy krajowej, pozbawienie pracowników wysługi lat, premii oraz świadczeń socjalnych, a co najważniejsze ustawowych podwyżek płac. Pod płaszczykiem likwidacji zakładu, a nie przekształcenia, zlikwidowano zakładowe związki zawodowe.. Jesteśmy na etapie, gdzie sąd okręgowy uznał, że doszło do przekształcenia zakładu z przejęciem majątku oraz, że szpital prowadzony w formie spółki z o.o ze 100% kapitałem powiatowym, jest publicznym zakładem opieki zdrowotnej. Nasza działalność związkowa zaowocowała pozbawieniem pracy wielu działaczy związkowych pracujących w SPZOZ, dlatego dość boleśnie odbieramy wszelkie oceny generalizujące sprzedajność działaczy związkowych. Nasza organizacja związkowa skutecznie obroniła kilkadziesiąt ekspedientek poszkodowanych przez prywatnych przedsiębiorców. Reaguje na każdy przejaw łamania prawa przez pracodawców. Uważam, że faktyczne sprostytuowanie się elit związkowych na,,górze”, w niczym nie przeszkadza, by na,,dole” prowadzić działalność godną związkowca. Zdajemy sobie sprawę, że byłoby nam znacznie łatwiej, gdyby decydenci nie byli uzależnieni od ekipy rządzącej, ale zdajemy też sobie sprawę, że tego problemu szybko nie załatwimy i nieuczciwym jest zasłanianie się ,,niemocą „ i siedzenie z założonymi rękami. Działając w stowarzyszeniu bezrobotnych, w ramach poradnictwa obywatelskiego, od kilku lat, rocznie udzielamy wszechstronnej pomocy ponad tysięcznej grupie osób bezradnych wobec arogancji urzędniczej, organów prawa i bezpieczeństwa, instytucji socjalnych itp. Od czterech lat nasze biuro jest otwarte na codzienne niesienie pomocy, świadczenie nieodpłatnych usług w zakresie pisania podań, wypełniania dokumentów urzędowych. Szkolimy i aktywizujemy ludzi bezradnych, realizujemy różne programy mające na celu wyzwolenie wśród obywateli poczucia wspólnoty i więzi społecznej. Nasza działalność nie ma na celu zdobycia rozgłosu, czerpiemy satysfakcję z każdej pozytywnie załatwionej sprawy, z każdego przejawu radości, jaką okazują nam nasi petenci i członkowie. Nie mamy czasu na opisywanie naszej bieżącej działalności, ale za to nasze sukcesy przekładają się na liczebność naszych członków. Może z kilku powodów w oczach intelektualistów, ideowość naszych członków nie wygląda na antyglobalistyczną, bo ci ludzie nie operują nośnymi hasłami i utartymi modnymi sloganami, za którymi nie kryje się żadna aktywna działalność. My przyjęliśmy inną hierarchię wartości, przede wszystkim pracę wśród ludzi i na rzecz ludzi. Bez tego, wszelkie pomysły na tworzenie nowych partii lub innych przedziwnych bytów, z opracowaniem nawet najszczytniejszych haseł i ambitnych programów, nie przyniesie poprawy sytuacji w ruchu alterglobalistycznym. My mało piszemy o bezrobociu i obecnej sytuacji, gdyż temat uważamy za wyczerpany. Jak jest widzimy na własne oczy, a nasz program zwyczajnie pisze życie. Działalność naszych organizacji finansowana jest wyłącznie ze składek członków lub sympatyków, zazwyczaj ze skromnych zasiłków lub jałmużny serwowanej przez opiekę społeczną. Niestety w naszych szeregach zrzeszamy ludzi ubogich, pokrzywdzonych przez system kapitalistyczny, a nasza działalność antysystemowa nigdy nie spotka się z wsparciem przez elity posiadające. Nasi działacze nie są mile widzianymi kandydatami na pracowników najemnych. Jesteśmy realistami, więc nasze działania planujemy na miarę własnych możliwości finansowych, w przeciwieństwie do innych organizacji, które czerpią korzyści z dofinansowania swojej działalności przez macierzyste organizacje zagraniczne.
Wchodząc w akcję inicjatywy ustawodawczej na rzecz zmiany ustawy o opiece społecznej, podjęliśmy się ciężkiego i niezbyt miłego zadania, zebrania podpisów poparcia społecznego. Pomimo licznych apeli wystosowanych do wielu organizacji, z przykrością stwierdzam, że wszelkiej maści krzykacze, jak do tej pory nie zmęczyli się fizycznym wsparciem tej akcji. Ma dużo racji Urszula w swojej prognozie, co do odniesienia sukcesu przez polski ruch antyglobalistyczny. Faktycznie, jeśli będzie nadal działał on wg. utartego schematu i ograniczał się jedynie do niekonstruktywnej krytyki i stawiania diagnozy bez wdrożenia procesu leczenia, faktycznie droga będzie bardzo długa, a w najgorszym razie może okazać się, że ,,choroba'' jest nieuleczalna.

Barbara Radziewicz