Irak
Dyżurna Al-Kaida
Bush i jego pasy transmisyjne znów oszukują opinię publiczną: twierdzą, że w Iraku nie atakuje iracki ruch oporu, lecz Al-Kaida.
Zbigniew Marcin KOWALEWSKI
38-letni Jordańczyk Abu Musab az-Zarkawi uciekł do Iraku, gdy w 2001 r. stracił nogę w ataku rakietowym lotnictwa amerykańskiego na swoją bazę w Afganistanie. Gdy władze amerykańskie wymyśliły powiązania reżimu Saddama Husajna z Al-Kaidą, organizacją Usamy Ben Ladena, co okazało się taką sama bzdurą, jak posiadanie przez Irak broni masowego rażenia, wskazywały na Az-Zarkawiego jako osobnika, który zapewniał to powiązanie.
Raz twierdzą, że w irackim Kurdystanie przewodzi on ultraradykalnej sunnickiej organizacji islamistycznej Ansar al-Islam (Stronnicy Islamu). Wrogo nastawiona do świeckiego reżimu Saddama Husajna, prowadzi ona również walkę zbrojną z protegowanymi przez USA partiami rządzącymi w Kurdystanie. Innym razem twierdzą, że przewodzi on radykalnym islamistom z organizacji At-Tauhid w Jordanii.
Raz twierdzą, że jest wysokiej rangi przywódcą organizacji Usamy ben Ladena, Al-Kaidy, a innym razem, że jest jedynie podejrzewany o związki z tą organizacją, to znowu, że jego związki z nią są niepewne. Rok temu w obozie Ansar al-Islam w irackim Kurdystanie miał rzekomo pracować nad bronią chemiczną. Podczas swojego równie słynnego co naszpikowanego kłamstwami wystąpienia w Radzie Bezpieczeństwa ONZ w lutym ub.r. sekretarz stanu USA Colin Powell pokazał zdjęcia satelitarne tego obozu, ale dziennikarze, którzy udali się na miejsce, stwierdzili, że takiego obozu nie ma.
W marcu, po ataku wojsk amerykańskich i kurdyjskich na bazę Ansar al-Islam, władze USA zapewniały, że przedstawią dowody produkowania przez tę organizację broni masowego rażenia, ale oczywiście nic nie przedstawiły, a w październiku były adiutant Powella, Greg Thielman, ujawnił, że Powell łgał po to, aby oszukać opinię publiczną.
W zeszłym roku Amerykanie twierdzili, że Az-Zarkawi jest mózgiem zamachów bombowych od Casablanki po Istambuł. Teraz twierdzą, że z ramienia Al-Kaidy stoi za zamachami w Iraku.
O co w tej sprawie chodzi? Otóż mimo schwytania Saddama Husajna, który miał kierować ruchem oporu (z tej kryjówki, którą pokazano w telewizji, niczym kierować nie mógł, co jest jasne dla każdej choćby średnio inteligentnej osoby, toteż mało kto uwierzył chmarom „ekspertów”, którzy o tym zapewniali w mediach), aktywność ruchu oporu nie tylko nie spadła, ale wzrosła. Zgodnie z tajnym raportem władz okupacyjnych, ujawnionym przez „Financial Times”, w styczniu br. liczba „bardzo intensywnych ataków” wzrosła w porównaniu z grudniem o 103% - z 316 do 642. Ich krzywa szybko rośnie.
Oto np. 1 lutego w zamachach w Irbilu zginęło ok. 100 osób, w tym kilku przywódców kurdyjskich. Dokonała ich działająca w „trójkącie sunnickim” Dżajsz Ansar as-Sunna (Armia Stronników Sunny). Później w jednym tylko tygodniu w trzech miastach ruch oporu przypuścił mordercze ataki na koszary i punkty werbunkowe marionetkowej policji i armii irackiej (Iskandarija – 53 zabitych, Bagdad – 47 zabitych, Faludża – co najmniej 20 zabitych), a następnie o mało co nie urządził straszliwej jatki w bazie polskich wojsk okupacyjnych.
Ponieważ nie wypada przyznać, że to iracki ruch partyzancki tak się odpłaca Stanom Zjednoczonym i ich sojusznikom za „wyzwolenie spod tyranii”, winę zwala się na cudzoziemców z zawsze dyżurnej Al-Kaidy.
Tylko że już wiadomo, jak krótkie nogi mają urzędowe kłamstwa na temat Iraku.