Artykuł pochodzi z prawicowego pisma "Opcja na prawo" nr 2/26 z lutego 2004. Pismo kosztowało aż 6 zł i nigdy byśmy go nie kupili, gdyby nie naleganie Iwa z WGR. Ostatnio Iwo zaczął się chwalić: "Mówicie, że WGR nic nie robi? to zobacz tą gazetę... wykorzystujemy burżuazyjną propagandę by docierać do mas...". Autor jest fanatycznym antykomunistą i w takim klimacie jest ten artykuł. WGR został totalnie wyśmiany i w naszym przekonaniu korzyści propagandowe dla WGR będą takie same, jak słynny pierwszomajowy "odwrót taktyczny". Kiedy wreszcie radykalna lewica zrozumie, że burżuazyjni dziennikarze ZAWSZE będą ośmieszać komunistów. Nawet jeśli są mili i postawią piwo - to ich artykuł musi być ANTYKOMUNISTYCZNY. Dlatego trzeba tworzyć własną trybunę, własne gazety i strony internetowe, bo tylko tam można prezentować rzetelnie program rewolucyjny. Owszem, to droga żmudna i wymaga cierpliwości, a nie każdy umie pisać, ale liczenie na łatwy sukces i medialny szum w antykomunistycznej prasie to droga do nikąd. Jeśli WGR nie chce aktualizować swojej strony i pisać tekstów, to będzie wiecznym pośmiewiskiem. Oby przykład WGR i spółki dał ludziom do myślenia.


Roman Konik

Galwanizowanie trupa


Za paręset lat, to dopiero się z nas pośmieją! Co to za życie - będą się dziwowali. Jakieś tam - powiedzą - pieniądze, dowody osobiste. Jakieś powierzchnie mieszkaniowe, stany cywilne. Kto wie, może nawet skasują pieniądze! Może wszystko będzie bezpłatne. Dajmy na to, za darmo będą człowiekowi wciskali jakieś futro czy szalik w domu towarowym... Proszę przyjąć od nas - powiedzą - obywatelu, znakomite futro. A ten nie odwróci nawet głowy. I serce mu mocniej nie zabije. Nic z tego- oznajmi - szanowni towarzysze. Na diabła mi wasze futro. Mam sześć futer w szafie. Tam do licha! Jak wesoło i pociągająco maluje się to przyszłe życie...

Tak w latach dwudziestych pisał Michał Zoszczenko, drwiąc z komunistycznych mrzonek w Związku Radzieckim. Zoszczenko pokazywał w swych opowiadaniach aberrację intelektualną ludzi wierzących w komunizm -jednak nie przyszłoby mu pewnie do głowy, że utopijna idea komunizmu przetrwa tak wiele lat, mimo krwi, ofiar i bólu, które z sobą przyniosła. Ilekroć spotykałem się z ugrupowaniami skrajnej lewicy chcącymi w Polsce wprowadzić komunizm, traktowałem je jako folklor polityczny - ot, grupa grupka niegroźnych pajaców, którzy, chcąc być oryginalni, paradują w koszulkach z sierpem i młotem. Jedni chodzą po ulicach i walą w bębenek, śpiewając Hare Kryszna, inni biegają z czerwoną flagą, domagając się ostatecznego rozwiązania kwestii burżujów. Jednak, gdy dokładnie się przyjrzeć tej czerwonej hałastrze, okazuje się, że nie jest to taki margines i wcale nie jest to niegroźny folklor.


Propagowanie idei totalitarnych jest prawnie zakazane, ale...
 

Okazuje się, że w 2004 roku komunizmu domaga się w Polsce ponad 20 organizacji. Z partii legalnie działających (zarejestrowanych) definitywnie prym wiedzie Komunistyczna Partia Polski, Polska Partia Socjalistyczna i Nowa Lewica. Swoistym dopełnieniem jest tutaj Liga Spartakusowców, Ruch Młodej Lewicy, Walcząca Grupa Rewolucyjna, Komunistyczny Front Narodowy, Pakt Komunistyczno-So-cjalistyczny, Nowa Grupa Komunistyczna, Nurt Lewicy Rewolucyjnej, Front Lewicy - by wymienić tylko ruchy i partie z głównego nurtu (zresztą wzajemnie się zwalczające lub raczej walczące o prawo reprezentacji Prawdziwej Lewicy). Nie są to grupy kilkunastu zapaleńców - Komunistyczna Partia Polski liczy obecnie ok. 700 członków (propagandowo twierdzą, że jest ich 1500) płacących regularnie składki i uczęszczających na spotkania i wiece. Pamiętajmy, że Rosjanin Wojtinski i Holender Silveret, zakładając Komunistyczną Partię Chin, na początku działalności swych członków mogli zmieścić na jednej kanapie i też traktowano ich jako niegroźnych, lekko stukniętych idealistów. Współcześni komuniści są o wiele zręcz-niejszymi graczami - bazują bowiem na niezadowoleniu społecznym, obiecując ludziom w krótkim czasie przywrócenie nadziei, pracę i „darmowe świadczenia". A taka retoryka, jak uczy doświadczenie, jest zwykle pociągająca dla gawiedzi.
 

Zabić kapitalizm!


Każdemu zainteresowanemu polecam przejrzenie programów komunistycznych partii działających w naszym kraju - po tym doświadczeniu zmieni z pewnością swój osąd co do wyobrażal-nych granic aberracji intelektualnej. Program Komunistycznej Partii Polski, akcentujący na każdym kroku, że winę za fatalny stan finansowy wielu ludzi w Polsce ponosi kapitalizm i wycofanie się w idei socjalizmu, dodaje: ożywienie gospodarcze nie spowoduje jakiejś poprawy na rynku pracy, nadal będzie wzrastała liczba gospodarstw domowych utrzymujących się ze świadczeń społecznych, nadal poszerzać się będzie strefa ubóstwa w Polsce. Wolny rynek odpowiedzialny jest za katastrofalny stan bezrobocia w Polsce. Bezrobocia nie zwalczy się tak długo, jak długo będzie istniał kapitalizm. Lewicowcy ubolewają też nad tym, że w kapitalizmie pracodawca osiąga dochody znacznie wyższe niż pracownicy...
Towarzysze zrzeszeni w środowisku Nowej Lewicy głoszą: Celem idei socjalistycznej nie jest: „zhumanizować" kapitalizm, lecz - zabić kapitalizm, który poszerza nędzę do rozmiarów dotychczas nieznanych. Dążenie do obalenia kapitalizmu i zastąpienia go socjalizmem jest jedyną i decydującą cechą, która odróżnia ruch marksistowski. Widać, że do pisania programów-sloganów zatrudnili ekspertów najwyższej klasy.
Oczywiście, wszystkie lego rodzaju tezy oprawione są czerwoną retoryką: Burżuazja polska jest klasą nastawioną na konsumpcję, jest klasą pasożytniczą, dlatego wzorem krajów UE, np. Francji, Krajów Skandynawskich, należy wprowadzić podatki od bogactwa itp. W ten sposób można i należy likwidować niedobory finansów publicznych. Jednocześnie KPP wskazuje na możliwości uzyskania dodatkowych funduszy poprzez: Likwidację senatu i IPN; likwidację dotacji budżetowych do wszelkiego rodzaju instytucji kościelnych, w tym opłat katechetów i kapelanów tak w szkołach, jak i instytucjach państwowych. Jeżeli miejsc pracy już dzisiaj podobno brakuje, to najwyższy czas domagać się skrócenia czasu pracy. Dałoby to nie tylko miejsca pracy bezrobotnym, ale i przyniosło oczywiste korzyści pracującym. Skrócenie czasu pracy do 30 godzin tygodniowo bez obniżania płac, to więcej czasu na wypoczynek.
Z samych konkretów składa się też program gospodarczy Nowej Lewicy: postulujemy realizację programu walki z biedą i bezrobociem opartego na zasadzie sprawiedliwości społecznej i solidaryzmu społecznego, polegającego na zapewnieniu dochodu minimalnego wszystkim gospodarstwom domowym, podnoszeniu płacy minimalnej, skracaniu czasu pracy i usztywnieniu kodeksowych gwarancji pracowniczych. Wychodzi na to, że minister Hausner niepotrzebnie robi karkołomne fikołki budżetowe w mediach - powinien przeczytać program swych kolegów - i już ma pieniądz ratujący gospodarkę. Dziwne jest to, że SLD nieodpłatnie wynajmuje Komunistycznej Partii Polski w Warszawie lokal na spotkania - ale działacze SLD zdają się niezbyt słuchać swych mądrych towarzyszy... Perełek czerwonej myśli jest w programie więcej. Dowiedzieć się możemy, że wolny rynek (tylko gdzie oni go u nas widzą???) generuje nędze i bezrobocie, kapitalizm zaś jest najgorszym z systemów istniejących (pewnie dlatego latami Polacy wyjeżdżali z socjalistycznego raju do Stanów Zjednoczonych). Zresztą przemyślenia i na ten temat pojawiają się też w Odezwie do młodzieży: Już od 1989 roku kolejne ekipy rządowe — bez względu na to, czy wywodzą się z prawicy, czy tak zwanej „ lewicy", wprowadzają w Polsce kapitalizm. Coraz więcej osób decyduje się więc na emigrację do USA (gdzie się wyjeżdża po to, by uciec przed kapitalizmem rzecz jasna...).
 

Wyspa szczęścia
 

Możemy też przeczytać, jak to bohaterski Związek Radziecki walczył z kolonializmem (szkoda, że nie napisano, iż głównie przez eksport broni do krajów, gdzie rozpalali zarzewie rewolucji). Krytykując kapitalizm jako zbrodniczy system, towarzysze domagają się, by zdobycze techniki i informatyki były powszechnie dostępne i darmowe - oczywiście, nie wspominając, że to właśnie kapitalizm wytworzył te bogactwa (Pewnie są też przekonani, że pierwszy komputer wynalazł radziecki uczony. Podobnie jak maszynkę do golenia wynalazł na śmietniku amerykańskiej ambasady, a rower - na strychu u Niemca). Neokomuniści sprytnie powołują się na nędzę i głód, które są oczywiście - wedle nich - wynikiem kapitalizmu. Nie wiedzą (?), że najwięcej dotacji krajom trzeciego świata dają właśnie Stany Zjednoczone, a nie takie potęgi socjalistyczne jak Kuba. Zresztą na temat Kuby towarzysze z Komunistycznej Młodzieży Polski piszą: W burżua-zyjnej prasie trudno znaleźć dobre słowo na temat małej wyspy karaibskiej, „samej przeciw światu", w nieustannej walce o socjalistyczny model państwa i społeczeństwa. A jednak nawet „wolnomyślni" obrońcy neoliberalnych dogmatów przyznają z niechęcią, że wstrętna dyktatura komunistyczna ma swoje plusy. Wstyd przyznać, ale problem głodu nie istnieje, slumsów nie ma, bezrobocia i analfabetyzmu też nie, podstawowa opieka zdrowotna działa bez ton biurowego papieru, a programy profilaktyczne mogłyby stanowić wzór nawet dla wysoko rozwiniętych krajów. Szkoły są dostępne dla wszystkich nie tylko w wyobraźni ministrów, tak samo praca. Takich sukcesów nie odniósł żaden inny kraj, wszystkie zakłady są rentowne, wykazują zyski i przeczą tezie, że przedsiębiorstwo państwowe nie może być równie produktywne co prywatne. Dziwne jest tylko to, że całymi familiami Latynosi próbują za cenę narażenia życia uciec z tego raju na ziemi. Proponuję, by towarzysze z Polski po prostu kupili bilety do socjalistycznego raju - Hawany (najlepiej w jedną stronę). Fidel Castro, któremu pomnik stawiają w Mysłowicach, da im zapewne azyl - bez prawa odwrotu zresztą.
Według PPS, należy niezwłocznie i pilnie zająć się liberalizacją ustawy aborcyjnej, która w swym obecnym kształcie prowadzi w konsekwencji do wielu tragedii osobistych. Oczywiście, gdy aborcja będzie powszechnie dostępna i „bezpłatna", wiele z tych tragedii zniknie.
 

Naszym celem socjalizm
 

Żałośnie brzmią słowa manifestu: Socjalizm oznacza prawdziwą demokrację, w której podstawowa dziedzina życia społecznego - gospodarka jest kontrolowana w sposób demokratyczny przez wszystkich. Jeżeli ktoś spodziewa się zysków, to dlaczego pod państwowym zarządem przedsiębiorstwa miałyby być nieefektywne? — pytają retorycznie towarzysze.
Czytając te czerwone dyrdymałki, ma się wrażenie, że członkowie partii albo są idiotami, albo traktują wszystkich wkoło jak idiotów. Zadziwia w manifeście nawoływanie do kolejnej powtórki z historii: Naszym celem jest socjalizm! Przecież my już to przerabialiśmy i mówienie, że tym razem socjalizm będzie rzeczywiście z ludzką twarzą, rodzi strach, że znowu wyjdzie nam z tego zupełnie inna część ciała...
Niestety, śmiesznie już nie brzmią kolejne paragrafy programu, nawołujące do: nacjonalizacji wszelkich standardów w dziedzinie techniki elektronicznej i informatyki; nacjonalizacji komputerowych systemów operacyjnych, nacjonalizacji praw autorskich i wynalazczych, stworzenie społecznego systemu wynagradzania pracy twórców. Wystarczy zastanowić się przez chwilę, jakie miałoby to skutki. Podobnie brzmi paragraf dotyczący wychowywania dzieci: uznajemy wychowanie dzieci za funkcję społeczną.
Do tego kotła aberracji przypraw dodaje niezawodna jak zwykle Młodzieżówka Unii Pracy, zapisując w swym programie „refleksje" na temat młodzieży (w celu ochrony przed AIDS oraz chorobami wenerycznymi postulujemy powszechny dostęp do automatów z prezerwatywami, przede wszystkim w szkołach średnich - a dlaczego nie np. w zakładach pracy, bo skoro do szkoły chodzi się po to, by uprawiać seks - to jak z niego później zrezygnować w pracy?) i polskiego kapitalizmu, w którym pierwszoplanowe miejsce zajmuje niewątpliwie moralność (etyka) katolicka. Jest to katolicyzm maryjny i ludowy, trafiający bezwzględnie do mentalności chłopskiej i drobnomieszczańskiej, dekoracyjny i obrzędowy, bez refleksyjny, pozbawiony głębszych treści intelektualnych i nietoleran-cyjny wobec „obcych". Polski model katolicyzmu skwapliwie podtrzymują prawicowe środki masowego przekazu oraz stale oddziałujące na Polskę państwo watykańskie, poprzez organizowanie masowych pielgrzymek rodaków do Watykanu. Kościół wprawdzie oddzielony od instytucji życia publicznego, ale nie skrępowany w swoich wewnętrznych strukturach, rozbudował własną organizację w skali w przeszłości nieznanej, co wyraziło się np. w ogromnym wzroście tzw. powołań kapłańskich (podczas gdy niemal na całym globie narastał kryzys takich powołań). No może i czas przyniesie, że ustawowo będzie się i z tym walczyć... Ale nie ma się co dziwić młodym z Unii Pracy - jaki ojciec duchowy czerwonej mło-dzieżówki, takie i dzieci... Niedaleka, jak widać, droga od Pola do Pol Pota.
 

Klub młodocianego przestępcy
 

Ciekawym aspektem całej deklaracji jest wątek prawny (widać tęgie głowy nad tym myślały...): Jesteśmy przeciwni karze śmierci. Czynnikiem odstraszającym przed popełnieniem przestępstwa nie jest wysokość kary, lecz jej nieuchronność. Sprzeciwiamy się większej dostępności broni palnej dla obywateli, gdyż ułatwia to przestępcom zaopatrywanie się w broń (przecież każde dziecko wie, że mafia z Wołomina i Pruszkowa czeka tylko na legalizację broni palnej, by się zarejestrować, przejść badania, opłacić egzamin i kupić legalnie kilka zarejestrowanych pistoletów). Nie popieramy karania małoletnich przestępców więzieniem, opowiadamy się za indywidualizacją procesu resocjalizacji. Konieczne jest tworzenie sieci klubów młodzieżowych, będących alternatywą dla „życia ulicy" (proponuję hasło wyborcze Unii Pracy: „Osiedlowy Klub Wiewiórka alternatywą dla zwy-rodnialców!"). Federacja Młodych Unii Pracy jest jednocześnie za legalizacją narkotyków, gdyż obecne prawo stawia tysiące okazjonalnych palaczy „trawki" w roli przestępców (Proponuję zatem, by w tych klubach osiedlowo-re-socjalizacyjnych sprzedawać „drągi". Ba, sprzedawać - rozdawać: jak socjalizm to socjalizm! Każdemu według potrzeb, każdemu według możliwości - bardziej zaawansowani dostaną potrójną dawkę).
 

„Wyeliminować" kapitalistów!
 

Czerwonej młodzieży z Unii Pracy wtórują działacze z Komunistycznej Młodzieży Polskiej, tworząc apoteozę jednego z największych ludobójców w historii: Feliks Dzierżyński jeden z najwybitniejszych działaczy i przywódców polskiego rewolucyjnego ruchu robotniczego, czołowy reprezentant jednego z głównych kierunków nowoczesnej myśli politycznej społeczeństwa polskiego, przestrzegał zasad rewolucyjnej praworządności,właściwego stosunku do aresztowanych, karząc surowo przejawy gru-biaństwa. Nic jak „kanonizować" go na patrona polskiej lewicy!
Jeżeli ktoś chce dostarczyć sobie dobrej zabawy kosztem innych, powinien przyjrzeć się Manifestowi Walczącej Grupy Rewolucyjnej: Połączyli siły, aby rozpocząć ciężką i mozolną walkę z przyczyną wszelkiego zła -systemem kapitalistycznym. Będzie to trudna walka, jednak wyobrażając sobie cel, jaki nam przyświeca, wiemy, że nie powstrzyma nas nic, aby go osiągnąć. Nie trafią do nas żadne rozsądne, racjonalne argumenty (fakt!). Kapitalizm to system, w którym przetrwać może jedynie człowiek bez sumienia i moralności (grabież cudzej pracy, ucisk, tyrania jest wedle towarzyszy pewnie przejawem dojrzałego sumienia i moralności). My mówimy jasno: głód można zwalczyć, wcześniej jednak należy wyeliminować kapitalistów (tęsknota za Gułagiem?). Oczywiście, Manifest musi być przypieczętowany atakiem na Kościół, który wedle towarzyszy jest: nierozłącznym elementem władzy kapitalistycznej. Na dodatek jest to instytucja demoralizująca. Gwoli spójności intelektualnej i hołdowaniu tolerancji, dwa zdania dalej czytamy: Jesteśmy tolerancyjni dla wiary głęboko zakorzenionej w ludzkich umysłach. I na koniec podsumowanie: Jesteśmy grupą ludzi, której udało się wyrwać z kapitalistycznego bagna. Jesteśmy już poza manipulacją i kontrolą zbrodniczej władzy kapitału - większość towarzyszy jeździ jednak na wiece samochodami zachodnich marek, zamawia koszulki z nieśmiertelnym Che w USA - bo najlepsze. A dla wzmocnienia postawy rewolucjonisty jadają w McDonaldzie.
Niech żyje rewolucja!
 

Patroni
 

Swoistą nadbudową teoretyczną nad lewackimi bojówkarzami jest Stowarzyszenie Marksistów Polskich utworzone w Warszawie w 1990 roku. Członkowie stowarzyszenia dbają o to, by myśl Marksa obecna była w środowisku akademickim, w życiu społecznym, w badaniach naukowych i w mediach. Szermierze myśli marksistowskiej szarżują hasłem wyzwolenia człowieka przez permanentną rewolucję. Dobrze jednak, że nie precyzują, z czego ma się ten człowiek wyzwolić - większość, nauczona doświadczeniem lat minionych, chyba wie, że chodzi tu głównie o wyzwolenie człowieka z pieniędzy.
Współcześni neomarksiści z ochotą zapominają, że Marks był właśnie typowym „burżu-jem", w najgorszym marksistowskim tego słowa znaczeniu. Taki typ burżuja był najczęściej zaciekle atakowany w jego własnych pismach. W całym swym życiu Marks, wedle jego własnych określeń, był pasożytem społecznym, żył głównie z pracy cudzej.
Po ślubie utrzymywał się z posagu swej żony. Jak twierdzą przyjaciele Marksa, wszędzie poruszał się ze skrzynką wypełnioną złotymi monetami (był do tego stopnia niefrasobliwy, że nigdy nie wiedział, ile ich jest, zdziwiony zaś był, gdy się skończyły. Oddał wtedy do lombardu wspaniałą zastawę ze srebra. Z żalem, ale nie dlatego, że była to część żoninego posagu, a dlatego, że używał jej na co dzień -jadał bowiem tylko na srebrnych zastawach). Gdy skończył się majątek żony, zaczął trwonić dobytek krewnych, prosząc jednocześnie Engelsa (wielkiego przedsiębiorcę kapitalistycznego, który miał fabryki tekstylne w Niemczech i w Anglii), o to, by ten wypłacał mu miesięczną zapomogę. Gdy Engels się zgodził, Marks zaczaj urządzać słynne bankiety i przy-jęcia dla arystokracji (na 50 osób). Od Engelsa Marks dostawał ogromne kwoty (350 funtów rocznie, w tym czasie pensja dyrektora banku w Londynie wynosiła 300 funtów). Nie przestawał jednak w listach do Engelsa (zachowane są do dziś - polecam rewolucjonistom!) skomleć o zwiększenie kwoty, gdyż brakuje mu na wyjazdy do znanych kurortów. Wszystkim marksistom, powołującym się na postać Marksa w walce o społeczeństwo bezklasowe, przypomnieć należy, że Marks był klasycznym burżujem, zwłaszcza w sensie kulturalnym, i nigdy nie skalał się pójściem do fabryki, by porozmawiać z proletariatem, żył w hermetycznym świecie najbliższych przyjaciół - także „burżujów".
Marksistowskim bojownikom uznającym Marksa za wyzwoliciela kobiet spod patriarchalnego ucisku warto też przypomnieć, że dla żony i córek był on po prostu tyranem. Córkom sam wybierał mężów, kierując się ich statusem majątkowym (musieli później utrzymywać teścia - pisywał przy tym w Manifeście, że kategorycznie należy znieść prawa dziedziczenia). Nie może zatem dziwić to, że dwie z jego trzech córek popełniły samobójstwo.
Podobnie powoływanie się na Lwa Trackiego, jako rzecznika proletariatu, jest nieporozumieniem - pamiętajmy, że Troc-ki z Leninem rozpoczęli wspólne rządzenie od złamania strajku robotników Kronsztadu - rozstrzeliwując przy okazji ich żony i dzieci. Zrobiono to w miesiąc po puczu zwanym rewolucją.
Również ikona lewackiej młodzieży, Che, kierując Kubą, jako nieudolny minister gospodarki, kiedy uznał swą ignorancję gospodarczą, zaangażował się w walkę zbrojną w Angoli - rabując i gwałcąc niewinnych ludzi.
 

Dziś niczym, jutro wszystkim my
 

Trzeba wreszcie nazwać rzeczy po imieniu: radykalni lewicowcy to banda nierobów, którzy chcą żyć cudzym kosztem, traktując najczęściej swe organizacje jako sposób na zdobycie państwowych posad. Najlepszym przykładem jest tu Joschka Fischer, dawny lewak-anarchista protestujący zbrojnie przeciwko jakiejkolwiek władzy - dziś szef niemieckiej dyplomacji, czy Jean Paul Sartre, który do końca życia skrzętnie ukrywał swe konto w Banku Sowieckim w Paryżu, z pokaźną sumą pieniędzy. Podobnie koledzy młodych lewicowców, którzy zaczynali romans z radykalną lewicą, działają dziś w SLD - nie chcąc utożsamiać się z radykalną lewicą w momencie, gdy dostali posady w rządzie czy w korporacjach. Największą trudnością lewaków jest wywołanie powszechnej rewolucji - zagrożenie upatrują w tym, że robotnik dobrze wynagradzany, a więc zadowolony, przestaje być rewolucjonistą, i traci swą wartość rewolucyjną.
Roman Konik