Wypadek przy pracy
 


Gdy Ewa Lewicka została najpierw wiceministrem, a następnie ministrem pracy i spraw socjalnych, nie zrobiło to na nas większego wrażenia - droga została przecież przetarta przez samego Jacka Kuronia.
Ewę znaliśmy jeszcze z Klubu Otryckiego, gdzie była sekretarzem redakcji "Colloquia Communia". Czasy wszak wyprostowały niejedną biografię. Ewa jako wiceprzewodnicząca "Solidarności" Regionu Mazowsze była już po drugiej stronie barykady.
Jednak objęcie funkcji wiceministra w resorcie Jerzego Hausnera przez Czarka Miżejewskiego, który niedawno wraz z Piotrem Ikonowiczem prowadził pochody 1-majowe radykalnej lewicy, w czasach kolejnej terapii szokowej, tym razem zwanej "planem Hausnera", kładzie się cieniem na całe środowisko.
Cezary Miżejewski, działacz PPS-RD, PPS, a ostatnio przewodniczący Konfederacji Pracy OPZZ miał opinię człowieka o ugruntowanych poglądach i wiedzącego w jakich czasach żyjemy, co odnotował w swojej pracy o związkach zawodowych Juliusz Gardawski.
Konfederacja Pracy, której Czarek był założycielem, z założenia zresztą miała być klasowym związkiem zawodowym. Zatem uznanie podziałów klasowych i walka klas wypisane były wręcz na jej czerwonych sztandarach.
Tymczasem, związek delikatnie mówiąc, rozczarowuje. Dopatrywanie się klasowego charakteru w Konfederacji byłoby dziś niedorzecznością, co zauważył już Juliusz Gardawski. Nie mniej niefortunne byłoby utrzymywanie, że ewoluujący radykałowie mogą być oparciem czy drogowskazem dla ruchu robotniczego.
W tych czasach biografie nawet radykalnych przedstawicieli reformistycznego odłamu ruchu świadczą jedynie o iluzoryczności oferty reformizmu.
Jeśli działacz tej rangi, co C. Miżejewski w obliczu "planu Hausnera" podejmuje decyzję, której ciężar przytłacza i skazuje frondującą Konfederację Pracy na rolę przydupasa OPZZ i petenta w ministerstwie przez niego nadzorowanym, to znaczy, że związek ten pozostanie atrakcyjny jedynie jako odskocznia do kariery.
Cała reszta, która akceptuje ten stan rzeczy, za przykładem przewodniczącego już ustąpiła z pola walki lub ustąpi niebawem. Związek nie zaistnieje, gdyż obecna kadra nie potrafi się nawet odciąć od swego przewodniczącego pozostawiając vacat do jego dyspozycji, po ewentualnym powrocie na niwę związkową.
Pełniący obowiązki przewodniczącego, Grzegorz Ilka, jednocześnie szef biura prasowego, może w tej sytuacji już tylko równać do szeregów OPZZ. Tego samego, które votum nieufności wobec koalicji rządzącej SLD-UP przyozdabia prośbą o zacieśnienie współpracy. Koalicja tymczasem tonie ciągnąc za sobą biurokrację związkową - bez wyjątków! - na jakie mogła liczyć Konfederacja.

Perspektywy są niejasne... Jolanta Banach, której podpopiecznym jest właśnie Cezary Miżejewski, starać się będzie zapewne z poparciem Leszka Millera o schedę po nim w SLD. Jerzy Hausner jako człowiek prezydenta awansuje na premiera koalicyjnego rządu popieranego przez Platformę Obywatelską i "partię prezydencką". Cezary Miżejewski - już niepotrzebny - trzaśnie drzwiami i wróci na łono Konfederacji jako polityk z pierwszych stron gazet, sprawdzony partner odnowionej, socjaldemokratycznej już (czy znowu) SLD, która zapewne zmieni nazwę na Sojusz Lewicy Antykapitalistycznej i połączy się z Nową Lewicą Piotra Ikonowicza. Maciej Guz jako członek "nurtu radykalnego" Sojuszu Lewicy Antykapitalistycznej zostanie drugim wiceprzewodniczącym Konfederacji Pracy, pierwszym pozostanie Grzegorz Ilka, jednocześnie p.o. przewodniczącego OPZZ przy Konfederacji Pracy.

1 marca 2004 r.