Dekoder, czyli tłumaczone z polskiego na nasze
Uchodzący za ultralewicowego intelektualistę, Toni Negri jest jednym z
najpopularniejszych autorów wśród radykalnej lewicy nie tylko ze względu na
swoje teksty, ale również na swoją biografię. Jego teksty nie są jednak wzorem
jasności i przejrzystości stylu, co zapewne nie przeszkadza wzrostowi jego
popularności, ba, bez wątpienia dodaje tekstom tego autora otoczki głębi. Mimo
to, wnioski są czytelne. Bez zasłony hermetycznego stylu uznano by je zapewne za
dawno już przeżute, sfalsyfikowane koncepcje wieszczące co jakiś czas, że obecne
stadium kapitalizmu jest jakościowo różne od poprzednich, co ma uzasadniać
zmierzch roli klasy robotniczej.
Przyjrzyjmy się więc bliżej twierdzeniom guru radykalnej lewicy i
antyglobalistów, nie wiedzieć czemu wspomaganego w uzasadnianiu racjonalności
zastąpienia klasy robotniczej przez "wielość" przez lidera SWP, Alexa
Callinicosa i spróbujmy przełożyć je z polskiego na nasze, aby je zrozumieć, a
nie tylko poddawać się urokowi intuicyjnej empatii ich bagażu emocjonalnego.
(Alex Callinicos jest jednocześnie autorem krytycznej skądinąd recenzji pracy A.
Negriego i M. Hardta pt. Imperium, patrz artykuł "Toni Negri in perspective".
Pewne uwagi w tej samej kwestii sformułował także Daniel Bensaid - "ideolog" LCR
- w artykule "Antonio Negri et le pouvoir constitutant").
*
"To, co powszechne jest w gruncie rzeczy efektem wytwarzanego przez kapitalizm
prawa wartości. U Marksa nie ma koncepcji tego, co powszechne jako fenomenu
przedkapitalistycznego." (T. Negri, "Sfera publiczna i problem wielości",
Indymedia, tłum. mal)
Wydawałoby się, że prawo wartości jest nie tyle wytworem, co mechanizmem
funkcjonowania kapitalizmu umożliwiającym jego reprodukcję. Działanie tego prawa
jest możliwe dzięki ukształtowaniu się pewnych stosunków międzyludzkich, które
jeszcze na początku trudno było nazwać kapitalistycznymi. Ta podmiana członów
stosunku przyczynowo-skutkowego nie jest neutralna, ma daleko idące
konsekwencje. U Negriego kapitalizm zyskuje pewną odrębną podmiotowość, której
prawo wartości jest tylko jednym z aspektów. Innym jest pojęcie "tego, co
powszechne". Zamiast zauważyć, że "powszechność" jest również wynikiem działania
prawa wartości, wynikiem niezamierzonym, inną jego stroną - "to, co powszechne"
przypisuje się idealistycznie rozumianemu "kapitalizmowi" jako jego "osobisty"
sukces.
Dopóki bowiem produkowano na własne potrzeby lub na ograniczone zapotrzebowanie
rynku lokalnego, nie wykorzystując pracy żywej jako pracy abstrakcyjnej, ale
jedynie jako tylko i wyłącznie w jej roli jakościowej (producenta konkretnych
dóbr), dopóty powszechność była zjawiskiem zasadniczo nieznanym. Dopiero wraz z
produkcją dla produkcji, dla pieniędzy, a nie dobra, wytwory lokalne zaczęły się
spotykać na rynkach globalnych. Będąc konsumentem w moim mieście, mogę nabywać
przedmioty wyprodukowane w odległym kraju, te kraje dzięki temu i ich bogactwa
stoją dla mnie otworem, choćby tylko w formie pośredniej, upowszechnionej. Czy
to oznacza, że wcześniej nie było jakiejś formy powszechności, ignorowanej przez
Marksa? "Zanim kapitalizm nie narzucił tego, co powszechne, w ogóle tego nie
było" (tamże) pisze Negri. Sprawa dyskusyjna. To są zalety kapitalizmu, ale ich
związek z prawem wartości, z mechanizmem wyzysku w kapitalizmie został jakoś
zręcznie przez Negriego rozerwany. Powszechność umożliwiła wyzwolenie się
człowieka spod, nazwijmy to skrótowo za Marksem, "idiotyzmu życia wiejskiego",
czyli życia ograniczonego do wąskich opłotków własnej miejscowości i
tradycyjnych horyzontów umysłowych. Ale nie od wyzysku.
Negri stawia problem wyzysku w innym kontekście. Pytanie bowiem brzmi według
niego następująco: "Jak oddzielić to, co powszechne od wyzysku?" (tamże)
W marksizmie tradycyjnie stawiano na uwolnienie klasy robotniczej od wyzysku
kapitalistycznego, dzięki czemu siły wytwórcze społeczeństwa staną się
własnością całego społeczeństwa i pozwolą mu na korzystanie w nieograniczony
sposób z dobrodziejstw "powszechności". Ale dla Negriego sprawa nie jest tak
prosta, widzi problem tam, gdzie tradycyjny marksizm go nie dostrzegał, przez
zacofanie umysłowe, które on musi teraz pracowicie nadrabiać.
Jak odrzucić wyzysk nie odrzucając jednocześnie dobrodziejstw kapitalizmu, bo to
wszak kapitalizm jest przyczyną sprawczą owych dobrodziejstw, podobnie jak jest
przyczyną sprawczą prawa wartości i wszystkiego, "co jego jest"?
Krokiem, który ma nas przybliżyć do rozwiązania tego problemu jest postawienie
śmiałej tezy, godnej super-ultralewicowca: "jesteśmy wszyscy powszechnie
wyzyskiwani" (tamże). Czyż nie dystansuje w ten sposób wszystkich analityków,
którzy dłubią mozolnie w socjologicznych kategoriach mnożąc klasy i podklasy,
warstwy i inne koncepcje stratyfikacji społecznej w różnych kryteriach i
przekrojach? Jednym pociągnięciem pióra godzi zwaśnionych - wszyscy jesteśmy
wyzyskiwani. Wszyscy, czyli wyzyskujący też? Pytanie podchwytliwe, ale przecież
nie beznadziejne - a dialektyka pana i niewolnika? To, że pojęcie wyzysku
zatraca dotychczas precyzyjny sens nie deprymuje naszego autora.
Trudno w tej sytuacji mówić o różnicy między wyzyskiem klasy robotniczej i jej
roli w powstawaniu wartości dodatkowej a "wyzyskiem" klas średnich czy
drobnomieszczaństwa lub intelektualistów. Nie wypada przypominać, że w ujęciu
marksowskim intelektualiści uczestniczą raczej w wyzysku klasy robotniczej niż
są wyzyskiwani (są opłacani z wartości dodatkowej przechodzącej przez ręce, a
raczej kieszenie kapitalistów, przyczyniając się do zwiększania stopy wyzysku
lub do propagandowego uzasadniania sprawiedliwego charakteru tego stanu rzeczy).
"Powszechne" jest wytworem prawa wartości. Zamiast za Marksem dostrzegać, że
działanie prawa wartości, czyli wyzysk robotników, ma zarazem charakter
niesprawiedliwy, jak i przyczynia się do postępu, Negri tę dialektyczną
sprzeczność przenosi na płaszczyznę rozgrywki pomiędzy hipostazami: kapitalizmem
jako takim (oderwanym od ludzi i ich realnych działań) a "powszechnością", czyli
postępem. Pozwala mu to ujmować stosunki społeczne w sposób mętny i równie
idealistyczny, gdyż podążając za swoją logiką może stwierdzić, że: "[powszechne]
zasadniczo odpowiada sferze publicznej, to znaczy zdyscyplinowanej produkcji"
poprzez "możliwość rozciągnięcia władzy nad jednostkami powszechnie skierowanymi
do pracy" (tamże). Już nie konflikt między robotnikami a kapitalistami, ale
między kapitalizmem jako pojęciem idealistycznym a równie idealistycznie ujętym
społeczeństwem rozumianym jako zbiór jednostek, a najlepiej "osobliwości". Ten
napuszony termin rodem z astronomii, wyższej matematyki i teorii względności ma
wywrzeć na czytelniku wrażenie głębi, a tak naprawdę podkreśla tylko przekonanie
Negriego, że jednostki za bardzo kojarzą się z całością, na którą się składają,
a całość według niego ma charakter za bardzo akcentujący przezwyciężenie
partykularyzmu. Dlatego woli pojęcie "osobliwości" i "wielości", które takich
skojarzeń nie budzą.
Ślizgając się po takich powierzchownych banałach ignorujących złożoną analizę
rzeczywistości społecznej, Negri znalazł jakieś powiązanie między
"powszechnością" a prawem wartości, co pozwala mu wysuwać odważne twierdzenie,
że jest marksistą. Gdyby bycie marksistą można było uzasadnić odległymi
skojarzeniami, wtedy liczba marksistów wzrosłaby gwałtownie, choć na pewno nie
obejmowałaby ona samego Marksa.
Definiując "powszechność" jako relację władzy (przymusu) nad jednostkami
znajdującymi się w stosunku pracy rozciąga on pojęcie wyzysku na wszystkich
pracujących. Wyzysk równa się kontrola. Znowu mamy do czynienia ze zmienianiem
sensu pierwotnego pojęć zdefiniowanych przez Marksa, ale czyż to mogłoby
powstrzymać Negriego w jego radosnej twórczości opartej na skojarzeniach?
Kapitalizm na obecnym etapie posuwa się wręcz do tego, że "kolonizuje życie". W
ten sposób już wszystko, co się z nami dzieje ma posmak wyzysku. Ta bijąca w
oczy niesprawiedliwość zastępuje namysł nad kategorią wyzysku w odniesieniu do
różnych klas i warstw społecznych.
Zbrojni w takie rozumienie wyzysku, cofamy się do klasy robotniczej i cóż
widzimy? "Klasa pracująca była próbą upodmiotowienia serii powszechnych struktur
wewnątrz kapitalistycznej abstrakcji i kapitalistycznych stosunków eksploatacji"
(tamże). Któż, do cholery, próbował czegoś za pomocą klasy "pracującej"? Jasne,
znowu w swoim idealistycznym podejściu Negri usiłuje nam wmówić, że to pojęcia,
kategorie w ramach swojego wewnętrznego rozwoju i wysnuwania z własnego brzucha
pajęczych nici stosunków dopiero na niższym padole społecznym urzeczywistniają
się w tym, co postrzegamy jako fakty. Tak więc klasą robotniczą kapitalizm
usiłował dokonać trudnej sztuki upodmiotowienia szeregu przejawów wyzysku
przybierających różne formy społeczne. Można to chyba zrozumieć w ten sposób, że
"kapitalistyczna abstrakcja" (duch dziejów?) grająca rolę pełnokrwistego
podmiotu historii potraktowała walkę klasy robotniczej o stanie się klasą w
sobie i dla siebie jako próbę przejawienia się według recepty heglowskiej, że
tylko to, co się przejawia może być istotą. Klasa pracownicza (czy pracująca), w
odróżnieniu od klasy robotniczej nie zawęża "sekciarsko" problemu wyzysku do
arbitralnie wskazanego przez Marksa podmiotu, co stanowiło zapewne jedno z
ograniczeń tego skądinąd wielkiego umysłu. Być może, rozszerzenie wyzysku na
klasę "pracującą" pozwala Negriemu na rozciągnięcie w "serii powszechnych
struktur" walki emancypacyjnej klasy robotniczej na opór innych pracowników na
zasadzie równorzędności.
W przypadku robotników, ciągnie Negri, sama opresja nie wyczerpuje
charakterystyki ich sytuacji. W szczególności, w przypadku robotników "płaca
okazała się umiejętnością uszczknięcia sobie cząstki powszechnego produktu"
(tamże). Marks upierał się idiotycznie przy twierdzeniu, że to kapitaliści
różnymi sposobami usiłowali skutecznie "uszczknąć" coś z "powszechnego
produktu". Negri otworzył nam oczy na Prawdę. To kapitalizm stworzył
"powszechność", przy czym prawo wartości plącze się przy okazji jako coś
akcydentalnego, czego prawdziwa rola dopiero sprecyzuje się później. To kapitał,
jak pisze dalej Negri, jest "duszą powszechnej pracy". Bez kapitału robotnicy
nie byliby w stanie osiągnąć żadnej "powszechności", a co za tym idzie żadnego
postępu. Negri "kupuje" bez sprzeciwu gadki burżujów o ich pierwszorzędnej i
niezbędnej roli w produkcji usuwając do lamusa wszelkie utopijne mrzonki o
wcześniejszej możliwości wyeliminowania krwiopijców z produkcji.
Tak więc, robotnicy w gruncie rzeczy dostają w płacy to, co im się należy. Może
to i przykre, że dostają tak mało, ale przecież czasami, jeśli są po temu
możliwości ekonomiczne, dostają więcej. W innych okresach dostają tyle, ile
można im w granicach rozsądku dać.
Robotnicy znaleźli się, w rozumowaniu Negriego, na pozycji grup czerpiących
korzyści z... wartości dodatkowej. U Marksa byli klasą tworzącą wartość
dodatkową, przypominamy gwoli rzetelności, o ile to kogoś interesuje. W ten
sposób klasa robotnicza zamieniła się miejscami z intelektualistami, którzy
właśnie, znowu według Marksa, są opłacani z wartości dodatkowej, którą dysponują
kapitaliści kupujący usługi tejże warstwy intelektualistów i płacąc im jedynie
za produkt sprawdzony i użyteczny. (Być może tutaj nadużywamy nieco
interpretacji Negriego, jako że u niego praca niematerialna ucieleśnia się nie
tylko w intelektualistach, skoro wszyscy są nosicielami twórczego narzędzia
pracy, mózgu. Jedynego dziś narzędzia pracy produktywnej. Jednak, mimo że Negri
utopijnie widzi już kapitalizm jako system rozłożony na łopatki i intelektualnie
przezwyciężony, jest różnica między realnym statusem życiowym intelektualisty
pracującego dla kapitalisty a statusem bezrobotnego, który przynależy do
"wielości" złożonej z produktywnych osobliwości.)
Co więcej, zaprzeczając wyróżnionemu charakterowi wyzysku klasy robotniczej,
Negri dochodzi - drogą dedukcji - do wniosku, że celem klasy robotniczej wcale
nie było obalenie kapitalizmu (w końcu i tak mogli w tym systemie "uszczknąć"
coś z wartości dodatkowej, której wytwarzanie umożliwiają dzielni kapitaliści -
wcielenie ducha kapitalizmu - dziś zastąpieni przez nadzór). Cały ten zgiełk
wokół klasy robotniczej był zapewne zabiegiem marketingowym grupy lobbującej na
jej rzecz. Bowiem: "wszystko to podtrzymywało koncepcję tego, co powszechne oraz
to, że głównym celem klasy robotniczej było 'zarządzanie' ową powszechnością.
Socjalizm był przedstawiany jako zgodne z potrzebami klasy pracującej
zarządzanie tym, co powszechne, co nie bardzo różni się od tego, co robił
kapitalizm, co z kolei sprowadza się do tego, że to, co powszechne, ma być
wykorzystane do reprodukowania systemu" (tamże). W tym miejscu możemy zapewne
zrozumieć szczególną sympatię, jaką Negriego darzy lider SWP, Alex Callinicos.
Zyskuje tu bowiem nową, uaktualnioną podbudowę teoretyczną dla tezy o tym, że
"socjalizm realny" nie był naprawdę socjalizmem, ale kapitalizmem - państwowym
czy jak go zwał. Nie mógł to być socjalizm z powodów głębszych niż te, na jakie
powoływali się założyciele tendencji reprezentowanej przez SWP, którzy poważnie
potraktowali zapewnienia o socjalistycznym charakterze walki robotniczej, a
tylko efekt im się nie podobał. Okazuje się, że ich niesmak miał głębsze,
prawdziwsze podłoże, które dopiero Negri odczytał i nazwał.
Mamy więc podbudowę teoretyczną dla dalszych odkryć nowej lewicy, a mianowicie
to, że klasa robotnicza jest klasą z gruntu konserwatywną (i to nie tylko w
sferze obyczajowej, co zaobserwowali już inni, mniej głębocy od Negriego tytani
myśli nowolewicowej).
Wszelkie upieranie się przy twierdzeniu, że dla zachowania cywilizacji potrzebna
jest praca produkcyjna i materialna staje się wyrazem ukrytego pragnienia
zachowania status quo. Tymczasem, w naszym społeczeństwie opartym na "wielości"
zasadnicza relacja międzyludzka zostanie oparta na zjawisku twórczości.
"Pojęcie wielości może zostać skonstruowane jedynie wtedy, gdy główna podstawa
tego procesu (np. właściwa pracy eksploatacja i jej maksymalne
uabstrakcyjnienie) staje się czymś innym: gdy praca zaczyna być postrzegana
przez podmioty (...) jako coś, co już nie może wchodzić w relację wyzysku"
(tamże). Pomijamy stałe idealizacyjne podejście Negriego w którym to nie ludzie,
ale "praca" wchodzi w relacje, bo ta uwaga odnosi się ogólnie do twórczości tego
autora. Podkreślmy jednak, że zgodnie z tym podejściem, relacja wyzysku ustaje,
gdy podmioty postrzegają niemożność wchodzenia ich pracy w relację wyzysku.
Sprawstwo postrzegania jest zaiste godne samego pana Boga ("... i zobaczył, że
światłość jest dobra...").
Taką zdolność postrzegania ma daleko nie każdy obywatel. Żeby to dostrzec musi
być co najmniej intelektualistą, którego do tej roli predestynuje jego osadzenie
w konkretnym miejscu społecznego podziału pracy (tu Negri zapewne może być
bardzo dumny, że jego myśl można ujmować w takich "marksistowskich"
sformułowaniach). Istotnie, ponieważ: "... pozbawiona wyzysku praca jest pracą
twórczą, niematerialną, konkretną" (tamże). Jak zwykle Negri przestawia podmiot
z dopełnieniem, żeby brzmiało mądrzej. Zdanie to należy odczytać: praca twórcza,
niematerialna (określenie konkretna ma na celu zamazanie nieco zbyt wyraźnego
zdefiniowania, o jaką pracę chodzi) jest pozbawioną wyzysku pracą. W tym
rozumieniu zgadza się z nią Marks. Praca twórcza zawsze była pracą nie
wyzyskiwaną w tym znaczeniu, że nie tworzy ona wartości dodatkowej. To banał,
jeśli przetłumaczyć tezę Negriego z jego "żargonu" na sensowną polszczyznę.
Ale Negri na tym nie kończy serii swych odkryć z dziedziny ergonomii: "Kapitał
nie może już dziś wyzyskiwać pracownika, może jedynie eksploatować współpracę
między pracownikami, między robotnikami (...) Kapitał jest dziś pasożytem,
ponieważ nie jest wewnątrz, jest poza wytwórczymi zdolnościami wielości"
(tamże).
Kapitał zawsze znajdował się poza zdolnościami ludzi, chyba że chodzi tu o ducha
przedsiębiorczości, czyli zdolność do wykorzystywania okazji do wyzyskiwania
pracy innych, a to niekoniecznie idzie w parze z wytwórczością, w każdym razie
dziś "wyalienowało się" z wytwórczości, jeśli wziąć pod uwagę spekulacje
finansowe, które wypierają tzw. gospodarkę realną.
Godną uwagi jest tu obserwacja, że pasożytniczy charakter kapitału wiąże się w
koncepcji Negriego z jego dzisiejszą cechą eksploatowania współpracy (tu ukłon
wobec anarchistów, których zapewne ujmie to, że Negri łaskawym okiem patrzy na
możliwość kooperacji bez udziału kapitalisty). Ważne jest spostrzeżenie, że ta
sytuacja ma miejsce dopiero dziś, kiedy to kapitał stał się zbędny, natomiast
poprzednio był elementem zespalającym czynniki wytwórczości ("duszą powszechnej
pracy"). Znajduje to odzwierciedlenie w ideologii ruchów anty- czy
alterglobalizacyjnych, które zdecydowanie przeciwstawiają krytykę dzisiejszego,
globalnego i neoliberalnego kapitalizmu akceptacji wcześniejszych form
kapitalistycznego wyzysku.
I tutaj nie ma u Negriego żadnych nowatorskich koncepcji, które nie istniałyby
już wcześniej, w mniej pokrętnym sformułowaniu. Mamy tu odejście od
marksowskiego pojmowania stosunków ekonomicznych jako stosunków międzyludzkich
na rzecz utopijnego postrzegania stosunków wytwórczych jako relacji
technicznych, uwolnionych od bagażu sprzecznych interesów ludzi biorących udział
w procesie wytwórczym.
Pasożytnicza rola kapitału jest dziś widoczna gołym okiem; co bardzo pomaga w
uwiarygodnieniu pokrętnych wywodów Negriego - nawet jeśli nie rozumiesz tego, co
on mówi, to intuicyjnie widzisz, że twoje zdroworozsądkowe obserwacje zgadzają
się z jego tezami, co znaczy, że facet ma rację, choć nie bardzo rozumiem na
czym opiera swoje twierdzenia. Wyeliminowanie kapitalisty nie pociągnęłoby za
sobą najmniejszego uszczerbku dla procesu produkcji. Zasadniczo już tylko wojna
pozwala kapitałowi utrzymać fałszywą świadomość i, dzięki temu, kontrolę (czyli
wyzysk) nad społeczeństwem. I znowu jest to zgodne z oglądem rzeczywistości
przez ruch antyglobalistyczny.
Ale nie cieszmy się zbyt szybko. W końcu intelektualista musi dawać czytelnikowi
coś więcej niż tylko strawę zgodną ze zdroworozsądkowym oglądem tego ostatniego.
Inaczej taki czytelnik palnie się w czoło i powie: "u licha, jestem tak samo
mądry jak Negri". I jak takiemu wytłumaczyć, że Negriemu należy się szacunek i
gratyfikacje za pracę twórczą, skoro każdy może dojść do takich samych wniosków?
Istnieje bowiem jeszcze drażliwa kwestia pracy czysto materialnej - w
przeciwieństwie do sfery pracy niematerialnej, gdzie odrzucenie wyzysku jest
sprawą dojrzałą do swego rozwiązania. Pomimo że praca nabiera coraz bardziej
charakteru niematerialnego, "to nie oznacza, że królestwo pracy materialnej nie
ulega rozszerzeniu, jako że praca materialna dziś, w sposób oczywisty, jest
wykonywana w fabrykach, w zakładach o złych warunkach pracy, w niewiarygodnych
miejscach, gdzie pracują dzieci, pracują materialnie. To wszystko ma
nadzwyczajne znaczenie. Ale tym, co jest znaczące w procesie tworzenia wartości,
praca produktywna, ma dziś charakter intelektualny, 'sieciowy', twórczy,
naukowy" (A. Negri, A. Callinicos, "Wielość czy klasa robotnicza?",
www.makeworlds.org).
Tutaj zapewne rewolucyjny działacz osadzony wszak w tradycjach robotniczych,
Alex Callinicos, miał swój udział w odważnym postawieniu kwestii pod rozwagę
filozofa Negriego. A ten z lekkością i po mistrzowsku pokazuje, że... problemu
nie ma.
Cóż, istnieją miejsca, w których dzieci są zmuszane do pracy fizycznej ponad
siły - zauważmy, że Negri nie używa terminu "praca fizyczna", który brzmiałby
niczym wystrzał z karabinu, niczym obelga, mówi o "pracy materialnej", który to
termin budzi nie tyle skojarzenia z niesprawiedliwością i wyzyskiem, jak
poprzedni, ale raczej z czymś godnym pogardy, w najlepszym stopniu lekceważenia.
Problem pracy fizycznej ma więc dla Negriego znaczenie nadzwyczajne. Ale dla
pracy niematerialnej zarezerwowane jest określenie "znaczące", mianowicie
znaczenie filozoficzne, odnoszące się do sedna sprawy. Otóż praca niematerialna
jest "znacząca", czyli, jak już widzieliśmy - z tego względu, że jest pracą
produktywną, tworzy wartość. Z tej perspektywy, relikty pracy fizycznej, pracy
materialnej, są budzącymi grozę zjawiskami, niemniej mającymi znaczenie co
najwyżej "lokalnego niedopasowania" albo smutnej konieczności. W każdym razie to
zjawisko, które objawiło się Marksowi jako tendencja ogólna, powszechna, w swoim
czasie, i na której oparł on swoją teorię walki klas, dziś zeszło na margines,
nie jest już zjawiskiem wiodącym, nie buduje żadnej "powszechności", która
mogłaby rościć sobie pretensje do ucieleśniania postępu, jakkolwiek rozumianego.
Rolnicy, ludzie obsługujący sektor usług publicznych, wszystkie te zawody dziś
korzystają z wartości dodatkowej wytwarzanej przez pracę twórczą, niematerialną
"osobliwości" połączonych ze sobą "siecią". Powinni więc sobie zdawać sprawę z
tego, że ich dochody są wtórne wobec pierwotnej wartości dodatkowej
wypracowywanej przez intelektualistów, zinstytucjonalizowanych jako pracownicy
nauki w pierwszym rzędzie.
Zadaniem rolnika, jak piszą zgodnie Negri i Callinicos, jest produkowanie
smacznego sera i dobrego wina w kojącym kontakcie z przyrodą, a nie odgrywanie
jakiejś roli w systemie produkowania wartości dodatkowej. Wyjęcie spod dyktatu
wyzysku jest dziełem intelektualistów, którzy zdołali podkopać system
powszechnego wyzysku dzięki temu, że ich praca jest jednocześnie pracą odrębnych
jednostek i jednostek połączonych wspólnotą kooperacji zapośredniczonej
technicznymi mediami. Bowiem: "...podstawa wytwarzania wartości nie istnieje
inaczej, jak tylko dzięki wolności jednostek do urzeczywistniania jej jako
warunku możliwości pracy żywej" (A. Negri, op. cit.). Faktycznie, już Marks
pisał, że trzeba było uwolnić skrępowanych więzami feudalnymi ludzi, aby można
było zatrudnić ich w fabrykach. Byli więc nagle tak wolni, że kajdany zdjęto im
wraz z butami, a po włączeniu w obręb "powszechnej" gospodarki kapitalistycznej
nadal nie mieli nic do stracenia prócz kajdan. Odnosimy jednak wrażenie, że
Negriemu chodzi tu o coś innego. Wolność jako warunek możliwości pracy żywej?
Niewolnicy też wydatkowali pracę żywą.
Mamy u Negriego zapośredniczenie związku między wartością a pracą żywą przez
pojęcie wolności. Pojęcie pracy żywej jest bezsensowne w kontekście dowolnie
rozumianej "wartości", miałoby sens w związku z wartością dodatkową, gdyż tylko
wyzysk pracy żywej daje wartość dodatkową, z samych narzędzi produkcji (pracy
martwej) nie wyciśniesz centa wartości dodatkowej. Wartość u Negriego ma
znaczenie "wartościujące", z gruntu obce teorii Marksa. Jeżeli wolność sprawia,
że może zaistnieć praca żywa czyli praca wykonywana przez żywego człowieka), to
mamy do czynienia z idealizmem do n-tej potęgi, co nie stanowi dla nas już
zaskoczenia.
"Współpraca jest częścią twórczości w pracy jednostki. Nie jest czymś narzuconym
z zewnątrz [jak we wczesnym kapitalizmie, kiedy to dopiero 'dusza pracy
powszechnej', kapitał zdołał narzucić gnuśnym z natury osobnikom o niskim
wykształceniu zasadę wspólnej pracy!]. Nie jesteśmy już w fazie kapitalistycznej
akumulacji, która działa jako zdolność pracownika do pracy..." (tamże). No tak,
dopiero dążenie do akumulacji kapitału nadało ludziom "zdolność do pracy". Chyba
Negri pisze autobiografię kapitalizmu pt. "Kapitalizm, jakim chciałby siebie
widzieć".
Znowuż bowiem autor daje wyraz swemu arystokratycznemu, a zarazem liberalnemu
przekonaniu, że przymus ekonomiczny kapitalizmu był konieczny jako tworzący
dopiero "zdolność pracownika do pracy" (a nie jako warunek zaistnienia
kapitalistycznego wyzysku), a mówiąc dokładniej - kształtujący "chęć" pracownika
do podjęcia wyniszczającej pracy.
"Właściwe wielości elementy osobliwe [czytaj: jednostki, ale nie składające się
na 'alienującą' całość] uznały współpracę za jakość swojej pracy. Mamy w związku
z tym powszechność, która stanowi podstawę ekonomii tylko o tyle, o ile jest
postrzegana jako element spajający wytwarzanie osobliwości wewnątrz wielości."
(tamże) Chodzi tu o to, że element powszechności, stanowiący o postępowym
charakterze produkcji kapitalistycznej, został w nowym modelu zachowany. Stanowi
też podstawę "nowej" ekonomii w tym zakresie, w jakim konstytuuje jednostki jako
jednostki, a jednocześnie jako elementy wykluczającej całość "wielości". Twórcze
zastosowanie dialektyki przeciwieństw, tyle że wyprane ze sprzeczności
wewnętrznej, pozbawione elementu negacji. Dialektyka bazująca na wyeliminowaniu
sprzeczności z pola oglądu, dialektyka pozytywna chciałoby się rzec.
Robienie oka do marksizmu jest tu zaznaczone: "Wielość jest przede wszystkim
pojęciem klasowym, a następnie również politycznym. W tej mierze, w jakiej jest
pojęciem klasowym, wielość kładzie kres pojęciu klasy robotniczej jako
uproszczonemu pojęciu, jako pojęciu masowemu. Z punktu widzenia polityki,
pojęcie wielości kładzie kres koncepcji ludu, narodu i tego wszystkiego, co
tworzy państwo zaopatrując je w fundament reprezentacji" (A. Negri, A.
Callinicos, op. cit.)
Tak więc marksizm Negriego obala pojęcie klasy robotniczej, a wielość oznajmia
nam, że obywa się bez konieczności reprezentacji, zaś osobliwości zawieszone w
roztworze formaliny i gazu rozweselającego tworzą zaiste wielce osobliwy widok.
4 marca 2004 r.