Mając Janika za Janosika
Wycofanie się Jolanty Banach z walki o przewodniczenie SLD w wyniku odrzucenia
propozycji Marka Borowskiego "naprawy partii" skazało aktyw Sojuszu na wybór
między dwoma aparatczykami - Markiem Dyduchem a Krzysztofem Janikiem. Z
pojedynku zwycięsko wyszedł zręczniejszy. Wybór Janika na przewodniczącego
komentowany jest jako kontynuacja - ostatnie zwycięstwo Millera.
Rozpad formacji wydaje się przesądzony. Nijakość Krzysztofa Janika, jeszcze parę
lat temu uchodzącego za "lewicowca", skłonnego wszakże do daleko idących
kompromisów, nie podlega dyskusji. Sam Janik zapowiada wsłuchiwanie się w głosy
elektoratu, który rozpływa się w zastraszającym tempie.
Zapowiedź pojawienia się nowej twarzy w SLD w tej sytuacji nie dotyczy Czarka
Miżejewskiego. Trzeba będzie jakiś czas poczekać na kontrposunięcie
sfrustrowanych takim obrotem spraw. Janik nie może jednak czekać - szansą jest
wyprzedzenie. Jak to uczynić, gdy mimo roszady na stołku przewodniczącego wciąż
obowiązuje zakaz wyprzedzania z lewej strony, do tego bowiem sprowadza się
popieranie rządu Millera?
Odpowiedź jest prosta - przy jednym wszakże założeniu, a mianowicie
bezalternatywności na lewicy dla oferty programowej SLD. Na bezrybiu i rak ryba,
Janik zaś uchodzić może za Janosika. Krokiem konika szachowego obejść można
nawet Leppera.
10 marca 2004 r.