Irak

Kto chce wywołać wojnę domową

 

 

Kto urządził mordercze zamachy na szyitów irackich, kto stara się wywołać wojnę domową w okupowanym kraju? Omówione tu analizy dwóch wybitnych specjalistów z dziennika „Asia Times” zadają kłam propagandzie władz amerykańskich i głównych mediów, również polskich.

 

Zbigniew Marcin KOWALEWSKI

 

Po pojmaniu Saddama Husajna specjalny wysłannik „Asia Times” i wnikliwy, niezależnie myślący analityk polityczny, dobrze obeznany z irackimi i bliskowschodnimi realiami, Pepe Escobar, pisał: „Ruch oporu będzie trwał nadal, bo Saddam nigdy nie był jego przewodnikiem politycznym, religijnym, duchowym czy moralnym.” Prognozował: „Podczas gdy dzień po dniu nieugięta «mukawama» (ruch oporu) będzie ujawniała kłamliwość mantry angloamerykańskiej, zgodnie z którą ataków dokonują «niedobitki reżimu saddamowskiego», spodziewajmy się ze strony Waszyngtonu kolejnej zmiany w scenariuszu: winę zrzuci na «zagraniczną» Al-Kaidę lub na «wspieranych przez Syrię terrorystów».”

Tak też się stało. Wybór padł na Al-Kaidę. Niedawno zwróciliśmy na to uwagę czytelników tej witryny (patrz artykuł Pepe Escobara pt. „Szerzy się wojna partyzancka” i mój artykuł pt. „Dyżurna Al-Kaida”).

2 marca br. w Karbali i Bagdadzie na obchodzących swoje największe święto religijne szyitów dokonano zamachów, które spowodowały prawie dwieście ofiar śmiertelnych. Tego samego dnia w pakistańskim mieście Kweta, stolicy Beludżystanu, dokonano podobnego zamachu na procesję szyitów – zginęło ok. 50 osób. Nikt nie przyznał się do tych zamachów. Niewątpliwie dwa pierwsze były dziełem tej samej organizacji czy służby. Czy trzeci też – tego nie wiadomo.

 

To wcale nie Al-Kaida

 

Jeśli władze amerykańskie, a w ślad za nimi Iracka Rada Zarządzająca, czyli władze marionetkowe, twierdzą, że sprawcą czy inspiratorem jest (jak wiadomo, sunnicka) Al-Kaida, a konkretnie Abu Musab Az-Zarkawi, który w rzekomo przechwyconym liście do Usamy ben Ladena postulował, aby atakować szyitów i w ten sposób wywołać w Iraku wojnę domową między szyitami a sunnitami, to jedno jest jasne. To, że komuś zależy na wywołaniu takiej wojny. Tylko komu?

Al-Kaida zawiadomiła media, że to nie ona dokonała tych zamachów. W komunikacie przesłanym londyńskiej gazecie „Al-Kuds al-Arabi”, stwierdziła: „Nie mamy nic wspólnego z tymi czynami. Uderzamy w amerykańskich krzyżowców i ich sprzymierzeńców. Uderzamy w policję iracką, która pracuje dla Ameryki. Uderzamy w radę niewiernych zwaną Radą Zarządzającą i w tych wszystkich, którzy ją otaczają.” Komunikat podpisały należące do Al-Kaidy Brygady im. Abu Hafsa al-Masriego – to pseudonim bliskiego współpracownika Ben Ladena, Egipcjanina Muhammada Atefa, zabitego w Afganistanie podczas amerykańskiej inwazji na ten kraj.

Na łamach „Asia Times” w korespondencji z Karaczi dobrze zorientowany w sprawach Al-Kaidy dziennikarz, Sajjid Salim Szahzad, pisze: „Osobnicy należący do benladenowego Międzynarodowego Frontu Islamskiego – luźnej siatki służącej za parasol dla siatek terrorystycznych prowadzących dżihad z Ameryką – są z pewnością obecni w Iraku, ale dotychczas nie ma żadnego wyraźnego dowodu na to, że Al-Kaida prowadzi w Iraku operacje na szeroką skalę. (...) Al-Kaida nie jest armią ani siłą partyzancką, która może walczyć z inną armią – taką, jaka operuje w Iraku i Afganistanie. Po inwazji USA na ten ostatni kraj pod koniec 2001 r., członkowie Al-Kaidy zbiegli do mniej spustoszonych przez wojnę okolic w Pakistanie oraz do Somalii i krajów Afryki Północnej, gdzie planują swoje kolejne duże operacje przeciwko interesom amerykańskim. Tacy osobnicy, jak Az-Zarkawi – który nie jest czołowym przywódcą Al-Kaidy – kierują niezależnymi siatkami, które są tylko ideologicznie powiązane z Al-Kaidą. (...) W zeszłym roku, przed inwazją wojsk koalicyjnych pod przewodnictwem USA na Irak, w orędziu nadanym przez katarską telewizją Al-Dżazira, Ben Laden wezwał irackich sunnitów i szyitów do wspólnej walki z Amerykanami. Określił Saddama mianem «apostaty» (odstępcy od wiary) i zaapelował do szyitów i sunnitów, aby występującym między nimi różnicom nie pozwolili stanąć na drodze wspólnego oporu wobec Amerykanów. Dlaczegóż więc teraz Al-Kaida nagle miałaby chcieć podzielić te dwie sekty w walce z Amerykanami?”

 

Cuda w propagandzie amerykańskiej

 

A sam Az-Zarkawi? „Rzecz ciekawa – wygląda na to, że USA przeoczyły, iż w przeszłości wiązały Az-Zarkawiego z libańskim Hezbollahem, mówiąc, że znalazł schronienie w Libanie i korzysta ze specjalnych stosunków z szyickim kierownictwem Hezbollahu. [Hezbollah to legalny, reprezentowany w parlamencie, szyicki ruch religijno-polityczny, który przez kilkanaście lat kierował – w końcu zwycięską – wojną partyzancką o wyzwolenie południowego Libanu spod okupacji izraelskiej – przyp. ZMK]. Nagle proszyicki «ekstremista sunnicki» stał się antyszickim «ekstremistą sunnickim». Mimo to najnowsze ataki dają wojskom koalicyjnym – podobnie jak ich pakistańskiemu odpowiednikowi – dobry pretekst, aby z odnowioną energią ścigać ruch oporu w Iraku, zwłaszcza w trójkącie sunnickim Bagdad-Mosul-Tikrit.” A więc tam, gdzie ma on swoje główne bazy i swoje główne zaplecze masowe.

Dlaczego „podobnie jak ich palestyńskiemu odpowiednikowi”? Szahzad wyjaśnia: „Ostatni incydent w Kwecie wydarzył się w czasie, gdy po zarówno afgańskiej, jak i pakistańskiej stronie granicy prowadzi się operacje wojskowe po to, aby zlikwidować talibów oraz członków Al-Kaidy i afgańskiego ruchu oporu. Wojska pakistańskie działają po swojej stronie, zwłaszcza w strefach plemiennych Północno-Zachodniej Prowincji Pogranicznej, gdzie nastawiły do siebie wrogo miejscową ludność. Teraz ataki na szyitów dadzą pakistańskim siłom bezpieczeństwa wyraźny powód do prowadzenia operacji we wrażliwych strefach, w których inaczej byłoby to trudne.”

W propagandzie amerykańskiej takie cuda, jak z Az-Zarkawim, to normalka, bo jest robiona dla idiotów, za jakich George W. Bush i jego otoczenie uważają cały świat, słusznie licząc na to, że na świecie jest dość usłużnych polityków i mediów gotowych legitymować każdą wypowiadaną przez niego brednię jako święte słowo. Dlatego Amerykanie co rusz zapominają, co wcześniej twierdzili, i sobie przeczą.

Z Az-Zarkawim obciach jest raz po raz. Pisałem już o tym w artykule pt. „Dyżurna Al-Kaida”. Do tego, co tam opisałem, dodajmy jeszcze jedną perełkę: raz władze amerykańskie twierdzą, że jego list zdobyły podczas rajdu na „znaną im” melinę Al-Kaidy w Bagdadzie, a innym razem, że to sprzymierzone z Amerykanami wojska kurdyjskie przechwyciły go w Kalarze, setki kilometrów od Bagdadu. Pepe Escobar tak podsumowuje tę sprawę: „W sunnickim świecie arabskim nikt nie wierzy w autentyczność obecnie osławionego listu Az-Zarkawiego, znalezionego na dysku komputerowym. Trudno sobie wyobrazić coś dogodniejszego niż ten list, jeśli weźmie się pod uwagę sposób, w jakim zarysowuje się w nim całą strategię ataków na szyitów. W rzekomym liście Az-Zarkawiego autor wymienia bowiem cztery kluczowe elementy, z którymi należy walczyć: Amerykanów, irackie siły bezpieczeństwa, Kurdów i szyitów.”

 

Plany rozczłonkowania Iraku

 

Escobar rzuca na zamachy z 2 marca zaiste oślepiający snop światła. Pisze mianowicie: „Zjednoczony naród iracki stawiający opór zmasowanej obecności amerykańskich i innych obcych wojsk na swoim terytorium, nawet po przekazaniu 30 czerwca br. suwerenności w ręce irackie, to kłopotliwa perspektywa. Nic więc dziwnego, że w «New York Times» i francuskim «Figaro» z hukiem i trzaskiem ukazały się już artykuły, w których wzywano do rozczłonkowania Iraku. Argumentem jest to, że jedność narodu irackiego to miraż: tym krajem można rządzić tylko przy użyciu nagiej siły (w stylu Saddama Husajna, ale bez masakr).

„W Waszyngtonie osobistości z wielu stron spektrum politycznego przez całe lata konsekwentnie wyrażały taką samą opinię. Zgodnie z brytyjską maksymą imperialną «dziel i rządź», dużo łatwiej byłoby kontrolować trzy małe państwa – kurdyjskie, sunnickie i szyickie – niż Irak, ongiś złożony zresztą do kupy przez samych Brytyjczyków. Taka operacja pozwoliłaby również zrealizować marzenia neokonserwatystów amerykańskich o wysiedleniu Palestyńczyków z Zachodniego Brzegu do projektowanego sunnickiego mini-Iraku. Obrońcy tej idei wymieniają Jugosławię jako przykład udanego współczesnego rozczłonkowania kraju.

„Dramat budowy nowego Iraku polega na tym, jak zintegrować tożsamości plemienne, religijne i narodowe, regionalne i etniczne w ogólnokrajowy system polityczny, który byłby zdolny ogarnąć wszystkie partie i odzwierciedlałby rzeczywiste układy sił. Temu ogromnemu przedsięwzięciu zapewne nie może podołać takie ciało, jak Iracka Rada Zarządzająca – wybrana przez wojska okupacyjne i totalnie oderwana od ogółu ludności, który nazywa ją «importowanym rządem».

„Ci, którzy chcą rozczłonkowania Iraku, po prostu nie rozumieją, jak na wschodniej flance narodu arabskiego mogą współistnieć ze sobą religia, etnonacjonalizm i państwowość. Irakijczycy chcą zjednoczonego kraju: najpierw i przede wszystkim uważają się za Irakijczyków, następnie za Arabów (80% ludności) – członków wielkiego narodu arabskiego, a na końcu za sunnitów albo szyitów.”

Inspiratorzy zamachów bombowych na szyickie zgromadzenia religijne działają po myśli planów rozbicia Iraku, ale te plany są dużo trudniejsze do zrealizowania niż to się im wydaje. „Najważniejszym elementem w równaniu jest to, że praktycznie żadni szyici nie obciążają odpowiedzialnością sunnitów ani nie ślubują zemsty. To jeszcze raz dowodzi, że ruch oporu wobec okupacji wykuł swoją własną jedność”, pisze Escobar.

 

Obrona jedności narodowej

 

Po zamachach szerokie rzesze sunnitów – zarówno zwykłych obywateli, jak i przywódców religijnych – okazały społeczności szyickiej solidarność. Obie społeczności dały wyraz woli obrony jedności narodowej. W korespondencji z Bagdadu Nir Rosen opisał na łamach „Asia Times” sytuację w szyickiej dzielnicy Szaab, w której zamachowcy ostrzelali z samochodu wiernych wychodzących po modłach z tamtejszego meczetu sunnickiego. Społeczność szyicka zademonstrowała solidarność z sunnicką. Abu Hasan, dozorca meczetu, powiedział Rosenowi: „Chcą wywołać «fitnę» (konflikt) między sunnitami i szyitami, ale tak się nie stanie. Mam 60 lat i nigdy nie widziałem między nami żadnych problemów. Zawieramy między sobą małżeństwa i jesteśmy przyjaciółmi. To Ameryka jest odpowiedzialna za to, co się stało.” Takich głosów słyszy się mnóstwo po stronie szyickiej i sunnickiej.

Pisze Escobar: „Obecna amerykańska taktyka «irakizacji» wojny to nic innego jak powtórka «wietnamizacji». Pęd Waszyngtonu do przerobienia tego złożonego społeczeństwo na swój wzór i podobieństwie skończy się fiaskiem – tak, jak w Wietnamie. Dla Irakijczyków, politycznie bardzo wyrobionych mimo dziesięcioleci dyktatury, narzucony pod groźbą użycia czołgów amerykański plan sprywatyzowania całego kraju poprzez wyprzedaż jego aktywów i bajecznych zasobów naturalnych spółkom amerykańskim – i kilku europejskim – jest jasny jak słońce. Przede wszystkim to on napędza ruch oporu.”

A co z „zagranicznymi terrorystami”, o których trąbi propaganda amerykańska? „Inwazję na Irak masowo postrzegano jako atak na świat arabski. Dlatego ruch oporu staje się panarabski.”