Lew Trocki

Historia Rewolucji Rosyjskiej -część 2


Rozdział 3

Wystąpienie z parlamentu tymczasowego i walka o zjazd sowietów


Każdy dzień wojny dezorganizował front, osłabiał Rząd, pogarszał sytuację zewnętrzną kraju. Na początku października niemiecka ilota morska i powietrzna rozwinęła aktywne operacje w zatoce Fińskiej. Marynarze bałtyccy walczyli dzielnie, starając się osłonić drogę do Piotrogrodu. Tem ostrzej jednak i zarazem jaśniej, niż wszystkie inne oddziały frontowe, rozumieli głęboką sprzeczność, tkwiącą w położeniu ich, jako awangardy rewolucji i jako przymusowych uczestników wojny im-perjalistycznej, i z radjostacyj swych okrętów rzucili na wszystkie cztery strony horyzontu zew o międzynarodową pomoc rewolucyjna. „Zaatakowana przez przeważające siły niemieckie flota nasza ginie w nierównej walce. Ani jeden z naszych okrętów nie uchyli się od walki. Spotwarzona, napiętnowana flota spełni swój obowiązek... nie na rozkaz jakiegoś nędznego rosyjskiego Bonapartego, panującego dzięki cierpliwości rewolucji, nie w imię umów naszych rządów ze sprzymierzeńcami, rządów, nakładających pęta na ręce rosyjskiej wolności." Nie, lecz w imię obrony dostępu do ogniska rewolucji, do Pintro-grodu. „W chwili, gdy fale Bałtyku zabarwiają się krwią naszych braci, kiedy wody zwierają się nad ich trupami, wznosimy okrzyk: ...Uciemiężeni całego świata! Podnieście sztandar powstania!"
Słowa o walkach i ofiarach nie były frazesem. Eskadra straciła okręt „Sława" i po bitwie cofnęła się. Niemcy opanowali archipelag Monsundski. Obróciła sie jeszcze jedna czarna karta w księdze wojny. Rząd postanowił wykorzystać nowy cios wojenny dla przeniesienia stolicy: stary ten plan wypływał przy każdej sposobności. Sfery rządzące nie obdarzały sympatją Moskwy, do Piotrogrodu jednak żywiły nienawiść.
Reakcja monarchistyczna, liberalizm, demokracja kolejno dążyły do tego, by zdegradować stolicę, zgnębić ją, zmiażdżyć. Najskrajniejsi patrjoci pałali teraz do Piotrogrodu o wiele gorętszą nienawiścią, niż do Berlina.
Sprawę ewakuacji załatwiano z niezwykłym pośpiechem. Na przeniesienie Rządu wraz z Parlamentem Tymczasowym przeznaczono zaledwie dwa tygodnie. Postanowiono również ewakuować w najkrótszym czasie fabryki, pracujące dla celów obrony. CKW, jako „instytucja prywatna" musi sam troszczyć się o swoje losy.
Kadeccy inspiratorzy ewakuacji rozumieli, że samo przeniesienie Rządu nie rozwiązuje sprawy. Liczyli jednak, że zgnębią gniazdo zarazy rewolucyjnej głodem, wyczerpaniem i nędzą. Wewnętrzna blokada Piotrogrodu była już daleko posunięta. Fabrykom cofano zamówienia, dostawę paliwa zmniejszono czterokrotnie, ministerstwo aprowizacji zatrzymywało bydło przeznaczone dla stolicy, na kanale Marjińskim wstrzymano transporty.
Wojujący Rodzianko, przewodniczący Dumy Państwowej, którą Rząd postanowił wreszcie na początku października rozwiązać, z zupełną otwartością wypowiadał się w liberalnej gazecie moskiewskiej „Utro Rossii" o niebezpieczeństwie wojen-nem, zagrażającem stolicy. „Bóg z nim, z Piotrogrodem.... Obawiają się, żę w Pitrze padną ofiarą instytucje centralne (t. zn. sowiety i in.). Na to odpowiadam, że będę bardzo rad, gdy wszystkie te instytucje zginą, gdyż oprócz zła nic one Rosji nie przyniosły." Wprawdzie wraz z zajęciem Piotrogrodu musi ulec zagładzie flota bałtycka, lecz i nad tem nie należy ubolewać: „Są tam okręty zupełnie zdemoralizowane". Dzięki temu, że szambelan nie miał zwyczaju trzymania języka za zębami, lud poznawał najskrytsze myśli szlacheckiej i bur-żuazyjnej Rosji.
Rosyjski charge d'affaires donosił z Londynu, że brytyjski sztab morski pomimo usilnych nalegań nie uważa za możliwe przyjść sojusznikowi z pomocą na morzu Bałtyckiem. Nietyl-ko bolszewicy interpretowali odpowiedź w ten sposób, że sojusznicy wraz z patrjotycznemi sferami kierowniczemi Rosji spodziewają się po niemieckiem uderzeniu na Piotrogród tylko korzyści dla wspólnej sprawy. Robotnicy i żołnierze nie wątpili, zwłaszcza po wynurzeniach Rodzianki, że Rząd świadomie przygotowuje się do oddania ich na naukę Ludendorffowi i Hoffmannowi.
6 października Sekcja Żołnierska uchwaliła z niebywała dotąd jednomyślnością rezolucje Trockicgo: „Jeżeli Rząa Tymczasowy nie jest zdolny do obrony Piotrogrodu, obowiązany jest zawrzeć pokój bądź ustąpić miejsca innemu rządowi"'.. Robotnicy byli równie nieprzejednani. Piotrogród uważali oni za swą twierdzę, z nim wiązali swoje rewolucyjne nadzieje, poddawać Piotrogrodu nie chcieli. Ugodowcy, przerażeni niebezpieczeństwem wojennem, ewakuacją, wzburzeniem żofnie-rzy i robotników, podnieceniem całej ludności, uderzyli na alarm: nie wolno pozostawić Piotrogrodu na łasce losu. Przekonawszy się, że próba ewakuacji napotyka na zdecydowany opór ze wszystkich stron, Rząd zaczął sie wycofywać: troszczy się on rzekomo nietyle o własne bezpieczeństwo, ile o siedzibę przyszłego Zgromadzenia Ustawodawczego. Lecz i na tem stanowisku nie udało mu się utrzymać. W niecały tydzień później Rząd musiał oświadczyć, że nietylko sam nie zamierza opuścić pałacu Zimowego, lecz tak jak i przedtem proponuje zwołać Zgromadzenie Ustawodawcze w pałacu Taurydzkim. W sytuacji wojennej i politycznej oświadczenie to nic nie zmieniało. Lecz ujawniło ono ponownie siłę polityczną Piotrogrodu, który uznał za swoja misję zlikwidowanie rządu Kiereńskiego i dlatego nie wypuszczał go ze swoich murów. Dopiero bolszewicy odważyli się później przenieść stolicę do Moskwy. Wykonali oni to zadanie bez żadnych trudności, gdyż dla nich było ono rzeczywiście tylko zadaniem sbrategicznem: nie było żadnych powodów natury politycznej, któreby ich mogły zmusić do ucieczki z Piotrogrodu.
Wyrażające skruchę oświadczenie o obronie stolicy ogłoszone zostało przez Rząd na żądanie ugodowej większości komisji Rady Republiki Rosyjskiej, czyli Parlamentu Tymczasowego. Osobliwa ta instytucja pojawiła sie wreszcie na świat. Plechanow, który lubił i umiał żartować, ironicznie nazwał bezsilną i efemeryczną Radę Republiki „domkiem na kurzych łapkach1'. Pod względem politycznym określenie to nie było pozbawione trafności. Trzeba tylko dodać, że jako „domek" Parlament Tymczasowy prezentował sie wcale im>rx)nująco: wyznaczono mu wspaniały pałac Marjiński, który dawniej był siedzibą Rady Państwa. Kontrast miedzy wspaniałym pałacem a zaniedbanym i przepojonym zapachami żofnierskiemi Smolnym uderzył Suchanowa: „Wśród tego przepychu — przyznaje się on — chciało sie odpoczywać, zapomnieć o pracy i walce. o głodzie i wojnie, o rozkładzie i anarchii, o kraju i rewolucji". Lecz na odpoczynek i zapomnienie pozostawało za mało czasu.
Tak zwana ..demokratyczna" większość Parlamentu Tymczasowego składała sie z 308 osób: 120 eserów, w tej liczbie koło 20 lewych, 60 mieńszewików różnych odcieni, 66 bolszewików; następnie spółdzielcy, delegaci chłopskiego Komitetu Wykonawczego i t. p. Klasom posiadającym przypadło 156 miejsc, z których połowę zajęli kadeci. Wraz z spółdzielcami, kozakami i dostatecznie konserwatywnymi członkami chłopskiego Komitetu Wykonawczego prawe skrzydło w wielu sprawach niemal osiągało większość. Podział miejsc w komfortowym domku na kurzych łapkach pozostawał więc w rażącej sprzeczności ze wszystkiemi bez wyjątku przejawami woli miast i wsi. Zato, w przeciwieństwie do szarych przedstawicielstw sowieckich, pałac Marjiński zgromadził w swych murach „kwiat narodu''. Ponieważ członkowie Parlamentu Tymczasowego nie byli zależni od przypadków konkurencji wyborczej, od lokalnych wpływów i prowincjonalnych sympatyj, każda grupa społeczna wysyłała swych najwybitniejszych przywódców. Skład osobowy Rady był — według świadectwa Suchanowa — „wyjątkowo świetny''. Kiedy Parlament Tymczasowy zebrał się na pierwszem posiedzeniu, wielu sceptykom, jak mówi Milukow, spadł kamień z serca: „Dobrze, jeżeli Zgromadzenie Ustawodawcze nie będzie gorsze oa tego". „Kwiat narodu" z zadowoleniem przeglądał się w pałacowych zwierciadłach, nie spostrzegając, że jest kwiatem jałowym.
Otwierając 7 października Rade Republiki, Kiereński nie zaniedbał sposobności, by przypomnieć, że chociaż Rząd posiada „pełnię władzy'', gotów jest jednak wysłuchać „wszystkich istotnie cennych rad": Rząd absolutny nie przestawaj być Rządem oświeconym. W pięcioosobowem prezydjum, któremu przewodniczy! Awksentjew, jedno miejsce wyznaczc nc bolszewikom: pozostanie ono nicobsadzone. Reżyserom nędznej i niewesołej komedji zrobiło się smutno na duszy. Cafe zaintercso: wanie szarem otwarciem w szary, deszczowy .izici od początku ześrodkowało się na spodziewanem wystąpieniu bolszewików. Kuluary pałacu Marjińskiego obiegła — według słów Suchanowa — „sensacyjna pogłoska: Trocki zwyciężył większością dwóch czy trzech głosów.... i bolszewicy zaraz opuszcza Parlament Tymczasowy". W rzeczywistości uchwała demonstracyjnego opuszczenia pałacu Marjińskiego zapadła 5-go na posiedzeniu frakcji bolszewickiej. Wszystkiemi głosami przeciw jednemu: tak wielkie przesuniecie na lewo nastąpiło w ciągu ubiegłych dwóch tygodni! Tylko Kamieniew pozostał wierny swemu pierwotnemu stanowisku, a raczej on jeden odważył się otwarcie go bronić. W specjalnem oświadczeniu, adresowa-nem do KC, Kamieniew bez ogródek charakteryzuje przyjęty kurs jako „wielce niebezpieczny dla partii". Niewyraźne zamierzenia bolszewików wywoływały pewne zaniepokojenie w kołach Parlamentu Tymczasowego: obawiano się właściwie nie zachwiania reżimu, lecz „skandalu" w obecności dyplomatów Kntenty, którzy dopiero co zostali powitani przez większość należytą salwą patriotycznych oklasków. Suchanow opowiada, jak do bolszewików wydelegowano osobistość urzędową — samego Awksentjewa — celem uprzedniego poinformowania się.
0 tem, co ma nastąpić. „Drobnostka, — odpowiedział Trocki, —drobnostka, tylko maleńki wystrzał rewolwerowy.'1 Po otwarciu posiedzenia Trockiemu udzielono na zasadzie regulaminu, przyjętego w spadku po Dumie Państwowej, 10 minut dla złożenia w imieniu bolszewików oświadczenia przed porządkiem dziennym. Na sali zapanowało pełne napięcia milczenie. Deklaracja zaczynała się od stwierdzenia, że Rząd jest teraz równie nieodpowiedzialny, jak i przed Naradą Demokratyczną, zwołaną rzekomo w celu okiełznania Kiereńskiego, i że przedstawiciele klas posiadających weszli do Rady Tymczasowej w liczbie, do której nie mają najmniejszego prawa. Gdyby burżuazja rzeczywiście przygotowywała się do zwołania Zgromadzenia Ustawodawczego za półtora miesiąca, wodzowie jej nie mieliby powodów do podobnie zaciętej obrony nieodpowiedzialności Rządu nawet przed tem tak zręcznie skompletowanem przedstawicielstwem. „Idzie o to, że klasy burżuazyjne postawiły sobie za cel zerwanie Zgromadzenia Ustawodawczego.'' Cios był dobrze wymierzony. Tem1 burzliwiej protestuje prawe skrzydło. Nie odbiegając od tekstu deklaracji, mówca biczuje politykę przemysłową, rolną i aprowizacyjną Rządu: nie możnaby było prowadzić innej polityki, gdyby się nawet chciało świadomie pchnąć masy na drogę powstania.
„Myśl poddania rewolucyjnej stolicy wojskom niemieckim... przyjmuje się jako naturalne ogniwo polityki ogólnej, która winna ułatwić... spisek kontrrewolucyjny." Protesty przerasta ją w burzę. Głosy o Berlinie, o ziocie niemieckiem, o zaplombowanym wagonie i na tem ogólnem tle — jak odłamek butelki w błocie — uliczne wyzwiska. Nigdy nie zdarzało się nic podobnego w brudnym, zaniedbanym, zaplutym przez żołnierzy Smolnym. „Wystarczyło, że znaleźliśmy się w dobrem towarzystwie pałacu Marjińskiego..., — pisze Suchanow, ■— by natychmiast wytworzyła się karczemna atmosfera, która panowała w cenzusowej Dumie Państwowej.''
Torując sobie drogę poprzez wybuchy nienawiści, następujące kolejno po chwilach ciszy, mówca kończy: ,,My, frakcja bolszewików, oświadczamy: z tym Rządem zdrady ludu i z tą Radą kontrrewolucyjnego tolerowania zdrady nie mamy nic wspólnego... Opuszczając Radę Tymczasową, wzywamy robotników, żołnierzy i chłopów Rosji do czujności i męstwa. Piotrogród w niebezpieczeństwie! Rewolucja w niebezpieczeństwie! Lud w niebezpieczeństwie!... Zwracamy się do ludu. Cala władza Sowietom!"
Mówca schodzi z trybuny. Kilkudziesięciu bolszewików opuszcza salę wśród głośnych przekleństw. Po chwilach trwogi większość odetchnęła z ulgą. Odeszli sami tylko bolszewicy, kwiat narodu pozostaje na posterunku. Tylko lewe skrzydło ugodowców ugięło się pod ciosem, skierowanym, zdawałoby się. nie przeciw niemu. „My, najbliżsi sąsiedzi bolszewików — przyznaje Suchanow — siedzieliśmy zupełnie zgnębieni tem, co zaszło." Rycerze słowa zrozumieli, że czas słowa minął.
Minister spraw zagranicznych Tereszczenko w poufnym telegramie komunikował posłom rosyjskim o otwarciu Parlamentu Tymczasowego: „Pierwsze posiedzenie przeszło bardzo blado, jeśli pominąć awanturę, urządzoną przez bolszewików". Historyczne zerwanie proletariatu z państwowym mechanizmem burżuazji — ludzie ci traktowali jako zwykłą „awanturę''. Prasa burżuazyjna nie pominęła okazji do zdopingowania Rządu powoływaniem się na zdecydowanie bolszewików: panowie ministrowie wtedy tylko wyprowadzą kraj z anarchii, kiedy będą posiadali „tyleż zdecydowania i woli czynu, ile jej posiada towarzysz Trocki''. Tak, jakgdyby chodziło o zdecydowanie i wolę poszczególnych osób, a nie o historyczne losy klas. I tak, jakgdyby dobór ludzi i charakterów odbywał się niezależnie od zadań historycznych. ..Mówili i działali — pisał Mi-lukow z powodu wystąpienia bolszewików z Parlamentu Tymczasowego — jak ludzie, którzy czują za sobą siłę i wiedzą, że dzień jutrzejszy należy do nich.'1
Utracenie wysp Monsundskich, rosnące niebezpieczeństwo, zagrażające Piotrogrodowi, i wyjście bolszewików z Parlamentu Tymczasowego na ulicę zmusiły ugodowców do zastanowienia się, jak należy teraz ustosunkować się do wojny. Po trzydniowych naradach przy udziale ministrów spraw wojskowych i marynarki, komisarzy i delegatów organizacyj wojskowych, CKW sformułował wreszcie zbawczą uchwałę: „Domagać się udziału przedstawicieli demokracji rosyjskich w paryskiej konferencji mocarstw sprzymierzonych''. Ostatecznie na przedstawiciela wyznaczono Skobelewa. Opracowano szczegółowo instrukcje: pokój bez aneksyj i kontrybucyi, zneutralizowanie cieśnin oraz kanałów Sueskiego i Panamskie-go, — widnokrąg geograficzny ugodowców był szerszy od politycznego, — zniesienie tajnej dyplomacji, stopniowe rozbrojenie. CKW wyjaśniał, że udział jego delegatów w naradach paryskich „ma na celu wywarcie nacisku na mocarstwa sprzymierzone". Nacisk Skobelewa na Francję, Wielką Brytanję i Stany Zjednoczone! Prasa kadecka zadawała zjadliwe pytanie: „Jak postąpi Skobelew, jeżeli sprzymierzeńcy bez cere-monji odrzucą jego warunki?'' „Czy zagrozi nowym apelem do wszystkich ludów świata?'' O nie, ugodowcy oddawna już wstydzili się swego apeli:.
Zamierzając narzucić Stanom Zjednoczonym zneutralizowanie kanału Panamskiego, CKW w rzeczywistości okazał się niezdolny do wywarcia nacisku nawet na paląc Zimowy. 12-go Kiereński wysłał do Lloyd George'a obszerny iist, pełen łagodnych wyrzutów, gorzkich żalów i płomiennych obietnic. Front znajduje się „w lepszej sytuacji niż ubiegłej wiosny''. Oczywiście propaganda defetystyczna — premjer rosyjski skarży się brytyjskiemu na bolszewików rosyjskich — przeszkodziła osiągnięciu wszystkich zamierzonych celów. — Lecz o pokoju nie może być mowy. Rząd zna jedno tylko postawienie sprawy: „jak kontynuować wojnę". Rzecz oczywista, że pod zastaw swego patrjotyzmu Kiereński prosił o kredyty.
Parlament Tymczasowy, uwolniony od bolszewików, również nie tracił czasu. 10-go rozpoczęły się debaty nad podniesieniem zdolności bojowej armji. Djalog, który zajął trzy nużące posiedzenia, toczył się według stałego schematu. —• Należy przekonać armję, że walczy o pokój i demokracje, mówiono na lewicy. — Przekonać nie można, trzeba zmusić, odpowiadano na prawicy. — Zmusić niema czem: by zmusić, trzeba wpierw choć częściowo przekonać, stwierdzali ugodow-cy. — W dziedzinie przekonywania bolszewicy są silniejsi od was, odpowiadali kadeci. Obie strony miały słuszność. Lecz i tonący ma słuszność, gdy krzyczy, zanim pójdzie na dno.
18-go nastąpiła godzina decyzji, która zresztą ani trochę nie mogła zmienić stanu rzeczy. Wniosek eserów skupił 95 głosów przeciw 128 przy 50 wstrzymujących się od głosowania. Wniosek prawicy — 135 głosów przeciw 139. Rzecz zdumie ■ wająca: niema większości! Na sali — według sprawozdań prasy — „ogólne poruszenie i zakłopotanie". Pomimo jedności celu kwiat narodu okazał się niezdolny do przyjęcia w najważniejszej sprawie życia narodowego nawet platonicznej uchwały. Nie było to przypadkiem: to samo powtarzało się dzień w dzień we wszystkich pozostałych sprawach, zarówno w komisjach, jak i na plenum. Odłamki opinji nie dawały się skleić. Wszy stkie grupy żyły nieuchwytnemi odcieniami myśli politycznej: samej myśli nie było. Może wyszła ona na ulicę wraz z bolszewikami?... Ślepa uliczka Parlamentu Tymczasowego była śle-Da uliczką reżimu.
Przekonać armję było trudno, lecz i zmusić jej nie można było. Na nowy okrzyk Kiereńskie?o nod adresem floty bałtyckiej, która nie uchylała się od walki i ponosiła ofiary, zjazd marynarzy zwrócił się do CKW z żądaniem usunięcia z łona Rządu Tymczasowego „osoby, która swoim bezwstydnym szantażem politycznym hańbi Wielką Rewolucję i prowadzi ją do zguby''. Takich słów nie słyszał Kiereński przedtem nawet od marynarzy. Krajowy komitet armji, floty i robotników rosyjskich w Finlandii, sprawujący faktyczną władzę, zatrzymał transporty rządowe. Kiereński zagroził aresztowaniem sowieckich komisarzy. Odpowiedź brzmiała: „Komitet krajowy ze spokojem podejmuje wyzwanie Rządu Tymczasowego''. Kiereński żarniki. W istocie flota bałtycka objęta już była powstaniem.
Na froncie lądowym sprawy nie posunęły się jeszcze tak daleko, lecz rozwijały się w tym samym kierunku. Sytuacja aprowizacyjna w ciągu października szybko się pogarszała. Dowódca frontu północnego meldował, że głód stanowi „główną przyczynę moralnego rozkładu armji"'. Podczas gdv kierownicze koła ugodowe na froncie w dalszym ciągu mówiły, co-prawda już tylko za plecami żołnierzy, o wzmożeniu zdolności bojowej armji, z dołu pułk za pułkiem wysuwał żądanie opublikowania tajnych umów i natychmiastowego zawarcia pokoju. Zdanow, komisarz frontu zachodniego, meldował w pierwszych dniach października: „Nastrój jest bardzo niespokojny w związku ze zbliżaniem sie mrozów i pogorszeniem wiktu... Bolszewicy odnoszą wyraźne sukcesy".
Instytucje 'rządowe na froncie zawisły w powietrzu. Komisarz 3-ej armji donosi, że sady wojenne nie mogą funkcjonować, gdyż żołnierze świadkowie odmawiają składania zeznań. „Stosunki pomiędzy korpusem oficerskim a żołnierzami zaostrzyły się. Oficerów uważają za winnych przedłużania wojny". Wrogi stosunek żołnierzy do Rządu i korpusu oficerskiego dawno już przeniósł się na komitety armij, których składu nie odnawiano od początku rewolucji. Ponad ich głowami pułki wysyłają delegatów do Piotrogrodu, do Sowietu, by wnieść skargę na ciężkie położenie w okopach, bez chleba, bez umundurowania, bez wiary w zwycięstwo. Na froncie rumuńskim, gdzie bolszewicy są bardzo słabi, całe pułki wzbraniają się strzelać. ,,Za dwa—trzy tygodnie żołnierze sami ogłoszą rozejm i złożą broń." Delegaci jednej z dywizyj komunikują: „Żołnierze postanowili z Dierwszym śniegiem rozejść się do domów''. Delegacja 33-go korpusu groziła na plenum Sowietu piotrogrodzkiego: jeżeli nie zostanie przeprowadzona prawdziwa walka o pokój, „żołnierze wezmą władzę w swe ręce i zawrą rozejm". Komisarz 2-ej armji donosi ministrowi spraw wojskowych: „Wiele mówi się wśród żołnierzy o tem, by z nadejściem mrozów porzucić pozycję".
Przerwane niemal zupełnie po dniach lipcowych bratanie się zostało wznowione i stawało się coraz częstsze. Znów zaczęły się mnożyć wypadki nietylko aresztowań oficerów przez żołnierzy, ale i zabójstw najbardziej znienawidzonych. Samosądów dokonywano niemal jawnie, w oczach żołnierzy. Nikt się nie wtrącał; większość nie chciała, drobna mniejszość nie śmiała. Zabójca zawsze dążył skryć się, znikał bez śladu w żołnierskiej masie. Jeden z generałów pisał: „Kurczowo chwytamy sie wszystkiego, modlimy się o cud, lecz większość rozumie, że już niema ratunku".
Łącząc podstępność z tępotą, gazety patrjotyczne w dalszym ciągu ojsały o kontynuowaniu wojny, o ofenzywie i zwycięstwie. Generałowie kiwali głowami, niektórzy dwuznacznie wtórowali. „Marzyć teraz o ofenzywie — pisał 7-go baron Budberg, dowódca korpusu, stacjonującego koło Dźwińska — mogą tylko ludzie szaleni.'' Następnego już dnia jest on zmuszony zapisać w tym samym pamiętniku: „Jestem zdumiony i oszołomiony otrzymaniem dyrektyw w sprawie ofenzywy, mającej się rozpocząć najpóźniej 20 października". Sztaby. które w nic już nie wierzyły i na wszystko machnęły <ręką, opracowywały plany nowych operacyj. Niemało było generałów, którzy dopatrywali sie ostatniej deski ratunku w powtórzeniu w potężnej skali eksperymentu Korniłowa z Rygą: wciągnąć armję do walki i usiłować zwalić klęskę na głowę rewolucji.
Z inicjatywy ministra wojny Wierchowskiego postanowiono zwolnić starsze roczniki do rezerwy. Pociągi trzeszczały pod naporem powracających żołnierzy. W przeładowanych wagonach łamały się resory i zapadały się podłogi. Nastrój pozostałych na froncie nie poprawił się przez to. „Okopy są rozwalone— pisze Budberg. Korytarze zalane; wszędzie odpadki i ekskrementy... Żołnierze stanowczo odmawiają sprzątania okopów... Strach pomyśleć, do czego to doprowadzi, kiedy nadejdzie wiosna i wszystko to zacznie gnić i rozkładać się.'' W stanie zawziętej bierności żołnierze wzbraniali się nawet poddawać szczepieniom ochronnym: i to również stało się formą walki z wojną.
Po daremnych usiłowaniach podniesienia zdolności bojowej armji drogą zmniejszenia jej liczebnaści Wierchowski doszedł nagle do wniosku, że uratować państwo może tylko pokój. Na prywatnej naradzie z przywódcami kadetów, których młody i naiwny minister spodziewał się przeciągnąć na swoją stronę, Wierchowski odmalował obraz materjalnego i duchowego rozkładu armji: „Wszelkie usiłowania dalszego prowadzenia wojny mogą tylko przyśpieszyć katastrof-". Kadeci nie mogli tego nie rozumieć, lecz, gdy reszta milczała, Milukow pogardliwie wzruszał ramionami: „godność Rosji", „wierność dla sprzymierzeńców''.... Nie wierząc w ani jedno z tych słów, wódz burżuazji uporczywie dążył do pogrzebania rewolucji pod gruzami i trupami wojny. Wierchowski wykazał odwagę polityczną: bez wiedzy i uprzedzenia Rządu złożył 20 października na komisji Parlamentu Tymczasowego oświadczenie 0 konieczności natychmiastowego zawarcia pokoju, bez względu na zgodę czy sprzeciw SDrzymierzeńców. Zjednoczyli się przeciw niemu wszyscy ci, którzy w rozmowach prywatnych przytakiwali mu. Prasa patriotyczna pisała, że minister wojny „wskoczył na stopnie rydwanu towarzysza Trockiego".
Burcew robił aluzje do złota niemieckiego. Wierchowskiemu udzielono urlopu. W cztery oczy patrioci mówili: w istocie ma on słuszność. Budberg nawet w pamiętniku wykazał ostrożność: ,,Z punktu widzenia dotrzymania słowa — pisał — wniosek jego jest oczywiście wiarołomny, z punktu widzenia zaś egoistycznych interesów Rosji — być może jedyny, który rokuje nadzieje na zbawcze wyjście". Nawiasem baron przyzna je się, że zazdrości generałom niemieckim, których „los obdarza szczęściem zwycięstwa". Nie przewidział, że wKrótce przyjdzie kolej i na generałów niemieckich. Ludzie ci wogóle niczego nie przewidzieli, nawet najmądrzejsi z pośród nich. Bolszewicy umieli przewidzieć wiele, i to stanowiło ich siłę. Opuszczenie Parlamentu Tymczasowego zrywało w oczach ludu ostatnie mosty, które wiązały jeszcze partję powstania z oficjalnem społeczeństwem. Z nową energią — bliskość celu podwaja siły — bolszewicy poprowadzili agitację, którą przeciwnicy nazwali demagogją, dlatego że wynosiła na ulicę to. co oni sami chowali w gabinetach i kancelariach. Przekonywujący charakter tej niezmordowanej agitacji wynikał stąd, że bolszewicy rozumieli bieg rozwoju, podporządkowywali mu swą politykę, nie bali się mas, niezłomnie wierzyli w słuszność swych poczynań i w swe zwycięstwo. Lud słuchał ich chciwie. Masy odczuwały potrzebę trzymania się razem, każdy chciał sprawdzić siebie, przyglądając się innym, i wszyscy uważnie
1 w napięciu obserwowali, jak jedna i ta sama myśl odbijała się w ich świadomości różnemi swemi odcieniami i rysami. Nie zliczone tłumy stały przed cyrkami i innemi wielkiemi lokalami, w których najpopularniejsi bolszewicy ogłaszali ostatnie wnioski i ostatnie wezwania.
Ilość czołowych agitatorów zmniejszyła się poważnie we wrześniu—październiku. Przedewszystkiem brak było Lenina, jako agitatora i bardziej jeszcze jako bezpośredniego i codziennego inspiratora. Brak było jego prostych i głębokich uogólnień, które wwiercały się głęboko w świadomość mas. jego jędrnych słówek, podchwyconych u ludu i ludowi zwracanych.
Brak było pierwszorzędnego agitatora Zinowjewa: ukrywając się przed prześladowaniami w związku z oskarżeniem o organizowanie „powstania lipcowego, zwrócił się zdecydowanie przeciw powstaniu październikowemu i tem samem na cały ten krytyczny okres zszedł z pola walki. Kamieniew, niezastąpiony propagandysta, doświadczony instruktor polityczny partji, potępiał kurs na powstanie, nie wierzył w zwycięstwo, widział w perspektywie katastrofę i ponuro usuwał się w cień. Swier-dłow, z natury raczej organizator niż agitator, często występował na masowych zgromadzeniach, i jego równy, potężny i niezmordowany bas szerzył spokojną pewność. Stalin nie był ani agitatorem, ani mówcą. Niejednokrotnie występował jako referent na naradach partyjnych. Czy przemawiał jednak choć raz na masowych zgromadzeniach rewolucji? W dokumentach i wspomnieniach niema o tem ani jednej wzmianki.
Świetną agitację prowadzili Wofodarski, Łaszewicz, Koł-łontaj, Czudnowski. Za nimi kroczyły dziesiątki agitatorów mniejszego kalibru. Z zainteresowaniem i sympatją, która łączyła się u bardziej uświadomionych z pobłażliwością, słuchano Łunaczarskiego, doświadczonego mówcy, który umiał podać i fakt i uogólnienie, z patosem i żartobliwie, który nie rościł sobie jednak pretensji do kierowania kimkolwiek, przeciwnie, sam wymagał by nim kierowano. W miarę zbliżania się do przewrotu Łunaczarski stawał się coraz bardziej bezbarwny, szary.
Suchanow opowiada o przewodniczącym Sowietu piotro-grodzkiego: „Odrywając się od pracy w sztabie rewolucyjnym, pędził z fabryki Trubocznej na Obuchowską, z Putiłow-skiej na Bałtycką, z maneżu do koszar; zdawałoby się, że przemawiał we wszystkich tych miejscach jednocześnie. Znal go i słyszał każdy robotnik petersburski i żołnierz. Wpływ jego — i w masach i w sztabie — był ogromny. Był centralną postacią owych dni, głównym bohaterem tej niezwykłej stronicy historji".
Lecz bez porównania bardziej skuteczną była w tym ostatnim okresie przed przewrotem owa molekularna agitacja, którą prowadzili bezimienni robotnicy, marynarze, żołnierze, zdo bywając sympatyków pojedynczo, rozwiewając ostatnie wątpliwości, zwyciężając ostatnie wahania. Miesiące gorączkowego życia politycznego stworzyły liczne kadry dołowe, wychowały setki i tysiące aktywnych pracowników partyjnych, którzy przywykli obserwować politykę z dołu, a nie z góry, i właśnie dlatego oceniali fakty i ludzi z trafnością, bynajmniej nie zawsze dostępną mówcy akademickiego pokroju. Na pierwsze miejsce wysunęli się robotnicy piotrogrodzcy, rdzenni prolefarjusze, którzy wyłonili warstwę agitatorów i organizatorów 0 wyjątkowym harcie rewolucyjnym, o wysokiej kulturze politycznej, samodzielnych w myśleniu, w mowie i w działaniu. Tokarze, ślusarze, kowale, wychowawcy warsztatów i fabryk, mieli już dokoła siebie swoje szkoły, swoich uczniów, przyszłych budowniczych republiki Sowietów. Marynarze bałtyccy, najbliżsi współtowarzysze robotników piotrogrodzkich, którzy w znacznej części wyszli z ich właśnie środowiska, wyłonili brygady agitatorów, zdobywające szturmem zacofane pułki, miasta powiatowe i gminy wiejskie. Uogólniająca formuła, rzucona w cyrku Modernę przez któregoś z wodzów rewolucyjnych, wypełniała się w setkach myślących głów krwią i ciałem i obiegała potem cały kraj.
Z kraju Nadbałtyckiego, z Polski i Litwy ewakuowano przy cofaniu się wojsk rosyjskich tysiące rewolucyjnych robotników i żołnierzy, razem z przedsiębiorstwami przemysłowe-mi bądź pojedynczo: wszystko to byli agitatorzy przeciw wojnie i jej sprawcom. Bolszewicy Łotysze, którzy oderwani od rodzimego gruntu stanęli całkowicie na gruncie rewolucji, przekonani o słuszności sprawy, wytrwali, zdecydowani, prowadzili dzień za dniem działalność rewolucyjną we wszystkich dzielnicach kraju. Kanciaste twarze, twardy akcent i łamana mowa rosyjska nadawały szczególną wyrazistość ich stanowczym wezwaniom do powstania.
Masy nie tolerowały już w swojem środowisku wahających się, wątpiących, neutralnych. Pragnęły objąć, przyciągnąć, przekonać, zdobyć wszystkich. Fabryki wysyłały wspólnie z pułkami delegatów na front. Okopy nawiązywały łączność z robotnikami i chłopami najbliższych tyłów. W miastach pasa przyfrontowego odbywały się niezliczone wiece, narady, konferencje, na których żołnierze i marynarze uzgadniali swoją działalność z robotnikami i chłopami: zacofana przyfrontowa Białoruś została w ten sposób zdobyta dla bolszewizmu.
Tam, gdzie miejscowe kierownictwo partyjne było niezdecydowane, jak naprzykład w Kijowie, Woroneżu i wielu innych miastach, masy często popadały w stan bierności. Usprawiedliwiając swą politykę, kierownicy powoływali się na apatję, którą sami wywoływali. I naodwrót: „Im bardziej zdecydowane i odważne było hasło powstania, — pisze Po-wołżski, jeden z agitatorów Kazania, — z tem większem zaufaniem i tem przyjaźniej odnosiły się masy żołnierskie do mówcy".
Fabryki i pułki Piotrogrodu i Moskwy coraz natarczywiej stukały do drewnianych wrót wsi. Robotnicy zbierali między sobą pieniądze i wysyłali delegatów do swych rodzinnych gubernij. Pułki uchwalały wzywać chłopów do popierania bolszewików. Robotnicy fabryk położonych za miastem odbywali pielgrzymki po okolicznych wsiach, kolportowali gazety, zakładali komórki bolszewickie. Z wędrówek tych przynosili w źrenicach oczu odblask pożarów wojny chłopskiej.
Bolszewizm zdobywał kraj. Bolszewicy stawali sie niezwyciężoną siłą. Za nimi szedł lud. Rady miejskie Kronsztadtu, Caricyna, Kostromy, Szui, wybrane na zasadzie głosowania powszechnego, znajdowały się w rękach bolszewików. 52% głosów otrzymali bolszewicy przy wyborach do rad dzielnicowych Moskwy. W dalekim, cichym Tomsku, tak jak i w zupełnie nieprzemysłowej Samarze, zajęli w radach miejskich pierwsze miejsce. Na czterech członków szlisselburskiego ziemstwa powiatowego wybrano trzech bolszewików. W ligow-skiem ziemstwie powiatowem bolszewicy otrzymali 5O"/o głosów. Nie wszędzie sprawy przedstawiały się tak pomyślnie. Lecz wszędzie rozwijały się one w tym kierunku. Ciężar gatunkowy partji bolszewickiej szybko wzrastał.
O wiele jaskrawiej jednak bolszewizacja mas ujawniała się w organizacjach klasowych. Związki zawodowe zjednoczyły w stolicy przeszło pół miljona robotników. Ci mieńszewicy, którzy zachowali jeszcze w swych rękach zarządy niektórych związków, sami czuli się przeżytkiem wczorajszego dnia. Bez względu na to, jaki oddział proletarjatu się zbierał i jakie stały przed nim zadania, dochodził on w sposób nieunikniony do bolszewickich wniosków. I to nie przypadkowo: całokształt sytuacji zmuszał związki zawodowe, komitety fabryczne, stowarzyszenia ekonomiczne i oświatowe klasy robotniczej, stafe i doraźne, do zadawania sobie przy każdem poszczególnem zadaniu tego samego pytania: kto jest gospodarzem w kraju?
Robotnicy fabryk urzędu artylerii, zwołani na konferencję w sprawie uregulowania stosunków z administracją, odpowiadają, jak to osiągnąć: poprzez rządy Sowietów. Nie jest to już tylko czcza formułka, lecz program ratowania gospodarki. Zbliżając się do objęcia władzy, robotnicy podchodzą coraz konkretniej do spraw przemysłu: konferencja artyleryjska wyłoniła nawet specjalną centralę dla opracowania metod przejścia fabryk wojennych do produkcji pokojowej.
Moskiewska konferencja komitetów fabrycznych uznała za konieczne, by Sowiet miejscowy w drodze dekretów rozstrzygał odtąd wszystkie zatargi strajkowe, otwierał na mocy własnych rozporządzeń przedsiębiorstwa, zamknięte przez lokauty, i przez wysłanie swoich delegatów do Syoerji i zagłębia Donieckiego zapewnił fabrykom chleb i węgiel. Piotrogrodzka konferencja komitetów fabrycznych, obradująca w drugiej połowie października, podnosi kwestję kontroli robotniczej do wysokości zadania ogólnopanstwowcgo. „Robotnicy są bardziej niż właściciele zainteresowani w regularnej i nieprzerywanej pracy przedsiębiorstw''. Kontrola robotnicza „leży w interesie całego kraju i winna być poparta przez rewolucyjne chłopstwo i rewolucyjną armję". Rezolucja, otwierająca drzwi nowemu systemowi ekonomicznemu, zostaje uchwalona przez przedstawicieli wszystkich przedsiębiorstw przemysłowych Rosji wszystkiemi głosami przeciw 5 przy 9 wstrzymujących się. Nieliczne jednostki, które wstrzymały się od głosowania — to ci starzy mieńszewicy, którzy nic mogą już iść ze swą partją, lecz nie decydują sie jeszcze otwarcie podnieść ręki za przewrotem bolszewickim. Jutro uczynią to.
Zupełnie niedawno stworzone samorządy demokratyczne obumierają, równolegle do organów władzy rządowej. Najważniejsze zadania, jak zabezpieczenie miastom wody, światła, opału, żywności, coraz bardziej spadają na sowiety i inne ©rganizacje robotnicze. Członkowie komitetu fabrycznego elektrowni piotrogrodzkiej biegali po mieście i okolicach, szukając węgla i oliwy do turbin, i zdobywali jedno i drugie za pośrednictwem komitetów innych przedsiębiorstw, w walce z właścicielami i administracją.
Nie, władza Sowietów nie była chimerą, abstrakcyjną konstrukcją, wynalazkiem teoretyków partyjnych. Wyrastała ona nieodparcie z dołu, z rozkładu gospodarczego, bezsilności klas posiadających, nędzy mas; Sowiety w -rzeczywistości stawały się władzą — dla robotników, żołnierzy, chłopów innej drogi nie było. Nie czas już było mędrkować i toczyć spory o władzę Sowietów: należało ją urzeczywistniać.
Na pierwszym zjeździe Sowietów, w czerwcu, uchwalono zwoływać zjazdy co trzy miesiące, CKW jednak nietylko nie zwołał drugiego zjazdu w terminie, lecz ujawnił również zamiar niezwoływania go wogóle, by nie stanąć oko w oko z wrogą większością. Głównym celem Narady Demokratycznej było wyparcie sowietów i zastąpienie ich przez organy „demokracji1'. Lecz okazało się, że nie jest to takie proste. Sowiety nie zamierzały nikomu ustąpić z drogi.
21-go września, pod koniec Narady Demokratycznej. Sowiet piotrogrodzki zażądał jaknajszybszego zwołania Zjazdu Sowietów. W tym sensie uchwalono na podstawie referatów Trockiego i moskiewskiego gościa, Bucharina, rezolucje, która formalnie wychodziła z konieczności przygotowania sie do „nowej fali kontrrewolucji". Program obrony, torujący drogę przyszłej ofenzywie, opierał się na sowietach, jako jedynej organizacji zdolnej do walki. Rezolucja żądała, bv sowiety wzmacniały swoje pozycje w masach. Odzie władza faktycznie znajduje się w ich rękach, nie wolno im jej w żadnym razie wypuścić. Komitety rewolucyjne, utworzone w czasie powstania Korniłowa, winny były pozostawać w pogotowiu: „Dla połączenia i uzgodnienia działań wszystkich sowietów w walce z nadciągającem niebezpieczeństwem i dla rozstrzygnięcia zagadnienia organizacji władzy rewolucyjnej konieczne jest natychmiastowe zwołanie Zjazdu Sowietów". Rezolucja obronna zmierza do obalenia Rządu. Agitacja będzie odtąd, aż do chwili powstania, prowadzona według tego politycznego kamertonu.
Zebrani na Naradzie delegaci sowietów postawili nazajutrz sprawę zjazdu przed CKW. Bolszewicy domagali się zwołania zjazdu w terminie dwutygodniowym i proponowali, a raczej grozili stworzeniem w tym celu specjalnego organu, opierającego się o Sowiety piotrogrodzki i moskiewski. W rzeczywistości woleli oni, by zjazd został zwołany przez CKW: usuwało to zgóry spory co do prawomocności zjazdu i pozwalało na obalenie ugodowców przy ich wfasnem współdziałaniu. Napół zamaskowana groźba bolszewików podziałała: nie ryzykując narazie zerwania z legalnością sowiecka, wodzowie CKW oświadczyli, że nikomu nie powierzą wykonywania swych obowiązków. Zjazd został wyznaczony na 20 października, a więc o niecały miesiąc później.
Wystarczyło jednak, że delegaci prowincjonalni rozjechali się, by wodzom CKW odrazu otworzyły się oczy na to, że zjazd jest teraz nie na czasie, oderwie funkcjonarjuszów miejscowych od kampanji wyborczej i zaszkodzi Zgromadzeniu Ustawodawczemu. W rzeczywistości obawiano się, że zjazd stanie się potężnym pretendentem do władzy, lecz o tem dyplomatycznie milczano. Już 26-go września Dan, nie troszcząc si? nawet o niezbędne przygotowanie gruntu, składa pośpiesznie w biurze CKW wniosek o odroczenie zjazdu.
Z elementarnemi zasadami demokracji ci patentowani demokraci liczyli się najmniej. Dopiero co obalili uchwałę zwołanej przez nich samych Narady Demokratycznej, odrzucającą koalicje z kadetami. Teraz ujawnili swą suwerenną pogardę dla sowietów, poczynając od piotrogrodzkiego, na którego barkach podnieśli się do władzy. Czyż mogli oni zresztą, nie zrywając sojuszu z burżuazją, brać pod uwagę nadzieje i żądania dziesiątków miljonów robotników, żołnierzy i chłopów, stojących za sowietami?
Trocki odpowiedział na wniosek Dana w tym sensie, że, zjazd tak czy inaczej zostanie zwołany, jeżeli nie w drodze konstytucyjnej, to rewolucyjnej. Tak uległe naogół Biuro odmówiło jednak tym razem wkroczenia na drogę sowieckiego coup d'etat. Lecz porażka ta bynajmniej nie skłoniła spiskowców do złożenia broni, przeciwnie, jakgdyby podnieciła ich. Dan znalazł wpływową podporę w Sekcji Wojskowej CKW, która uchwaliła „zapytać" organizacje frontowe, czy należy zwołać zjazd, t. j. czy wykonać uchwałę, dwukrotnie powziętą przez najwyższy organ sowiecki. Tymczasem prasa ugodowa rozpoczęła kampanię przeciw zjazdowi. Najwięcej miotali się eserzy. „Czy zjazd będzie zwołany, czy nie będzie, —■ pisało „Dieło Naroda", — dla rozstrzygnięcia sprawy władzy nie może to mieć żadnego znaczenia... Rząd Kiereńskiego w żadnym wypadku nie podporządkuje się." Czemu się nie podporządkuje? pytał Lenin. „Władzy Sowietów, — tłumaczył, — rządom robotników i chłopów, które „Dieło Naroda", by nie pozostawać wtyle za pogromszczykami i antysemitami, monarchistami i kadetami, nazywa rządami Trockiego i Lenina.'"
Chłopski Komitet Wykonawczy uznał ze swej strony zwołanie zjazdu za „niebezpieczne i niepożądane''. W wierzchołkach sowieckich zapanował rozgardiasz. Rozjeżdżający po kraju delegaci partyj ugodowych mobilizowali organizacje miejscowe przeciw zjazdowi, urzędowo zwołanemu przez naczelną instytucję sowietów. Oficjalny organ CKW drukował dzień w dzień zamówione przez klikę ugodową rezolucje przeciw zjazdowi, pochodzące wyłącznie od upiorów marcowych, noszących coprawda imponujące nazwiska. „Izwiestja" pogrzebały sowiety w artykule wstępnym, ogłaszając je za prowizoryczne baraki, które winny być zniesione, gdy tylko Zgromadzenie Ustawodawcze uwieńczy „gmach nowego ustroju''.
Agitacja przeciw zjazdowi nie mogła bolszewików zaskoczyć. Już 24-go września KC partji, nie polegając na uchwale CKW, postanowił rozpętać od dołu. poprzez sowiety lokalne i organizacje frontowe, kampanię prozjazdową. Do oficjalnej komisji CKW dla zwołania, a raczej dla sabotowania zjazdu, bolszewicy wydelegowali Swierdłowa. Pod jego kierownictwem zmobilizowano lokalne organizacje partyjne, a poprzez nie również sowiety. 27-go wszystkie rewolucyjne instytucje Rewia zażądały natychmiastowego rozwiązania Parlamentu Tymczasowego i zwołania Zjazdu Sowietów celem ustanowienia rządów, przyczem zobowiązały się one uroczyście poprzeć zjazd „wszystkiemi znajdującemi sie w twierdzy siłami i środkami''. Wiele sowietów lokalnych, poczynając od dzielnicowych sowietów Moskwy, zaproponowało wyodrębnić sprawę zjazdu z kompetencyj nielojalnego CKW. W odpowiedzi na rezolucje komitetów armij, opowiadające się przeciw zjazda-wi, popłynęły żądania zwołania zjazdu ze strony batalionów, pufków, korpusów, garnizonów lokalnych. „Zjazd Sowietów winien wziąć władzę, nie zatrzymując się przed niczem", oświadcza ogólne zgromadzenie żołnierzy w Kysztymie na Uralu. Żołnierze gubernji nowgorodzkiej wzywają chłopów do wzięcia udziału w zjeździe wbrew uchwale chłopskiego Komitetu Wykonawczego. Sowiety gubernjalne, powiatowe, i to z najdalszych zakątków, fabryki i kopalnie, pułki, pancerniki, torpedowce, szpitale wojskowe, wiece, kolumna samochodowa w Piotrogrodzie i oddziały sanitarne w Moskwie — wszyscy żądają usunięcia Rządu i przekazania władzy Sowietom.
Nie ograniczając się do kampanji agitacyjnej, bolszewicy stworzyli dla siebie poważną bazę organizacyjną, zwoławszy zjazd sowietów ziem północnych, w składzie 150 delegatów z 23 pułków. Był to dobrze wymierzony cios! CKW pod kierownictwem swych wielkich Judzi do małych interesów uznał Zjazd Północny za prywatną naradę. Garstka delegatów mieńszewickich nie brała udziału w pracach zjazdu, pozostając na nim jedynie „w charakterze obserwatorów". Jak-gdyby mogło to choć trochę pomniejszyć znaczenie zjazdu, na którym były reprezentowane sowiety Piotrogrodu wraz z pe-ryferjami, Moskwy, Kronsztadtu, Helsingforsu i Rewia, to jest obydwu stolic, twierdz morskich, floty bałtyckiej i garnizonów, otaczających Piotrogród. Otwartemu przez Antonowa zjazdowi, któremu rozmyślnie nadano wojskowe zabarwienie, przewodniczył chorąży Krylenko, najlepszy agitator partji na froncie, przyszły bolszewicki wódz naczelny. Centralne miejsce w politycznym referacie Trockiego zajęła przedsięwzięta przez Rząd próba wyprowadzenia z Piofcrogrodu rewolucyjnych pułków; Zjazd nie pozwoli „rozbroić Piotrogrodu i zdusić Sowietu". Sprawa garnizonu piotrogrodzkiego jest elementem zagadnienia władzy. „Cały lud głosuje za bolszewikami. Lud ufa nam i żąda, byśmy przejęli władzę''. Wniesiona przez Trockiego rezolucja głosi: „Nastąpiła chwila, kiedy tylko zdecydowane i jednomyślne wystąpienie wszystkich sowietów może... rozstrzygnąć sprawę władzy centralnej''. To prawie niezamaskowane wezwanie do powstania zostało przyjęte wszystkiemi głosami przy trzech wstrzymujących się.
Łaszewicz wezwał sowiety do ześrodkowania w swych rękach, za przykładem Piotrogrodu, komendy nad garnizonami lokalnemi. Delegat łotewski Peterson oświadczył, że w obronie Zjazdu Sowietów stanie 40000 strzelców łotewskich. Powitane entuzjastycznie oświadczenie Petersona bynajmniej nie było frazesem. Po upływie kilku dni sowict pułków łotewskich oznajmił: „Tylko powstanie ludowe... umożliwi przejście władzy w ręce sowietów''. Radjostacje okrętów wojennych rozniosły 13-go po całym kraju wezwanie Zjazdu Północnego do przygotowania Wszechrosyjskiego Zjazdu Sowietów. „Żołnierze, marynarze, chłopi, robotnicy! Waszym obowiązkiem jest przełamanie wszystkich przeszkód!''
Bolszewickim delegatom na Zjazd Północny KC partji polecił nie wyjeżdżać z Piotrogrodu przed bliskiem już otwarciem Zjazdu Sowietów. Poszczególni delegaci udali się z polecenia Biura, wyłonionego przez Zjazd, do organizacyj wojskowych i sowietów lokalnych z referatami, inaczej mówiąc, w celu przygotowania prowincji do powstania. CKW ujrzał koło siebie potężny aparat, opierający się o Piotrogród i Moskwę, rozmawiający z krajem z radjostacyj pancerników i każdej chwili gotowy do zastąpienia chylącej się do upadku naczelnej instytucji sowieckiej w dziele zwołania zjazdu. Drobne tryki organizacyjne w żaden sposób nie mogły ugodow-com dopomóc.
Walka za i przeciw zjazdowi dodała ostatniego bodźca bolszewizacji sowietów lokalnych. W szeregu pozostających wtyle gubernij, naprzykład smoleńskiej, bolszewicy sami, względnie wraz z lewymi eserami, otrzymali po raz pierwszy większość dopiero podczas kampanji zjazdowej bądź przy wyborach delegatów. Nawet na syberyjskim zjeździe sowietów bolszewikom udało się w połowie października stworzyć wraz z lewymi eserami trwałą większość, która położyła swe piętno na wszystkich sowietach miejscowych. 15-go Sowiet kijowski 159 głosami przeciw 28 przy 3 wstrzymujących si? uznał przyszły Zjazd Sowietów za „suwerenny organ władzy'1. 16-go zjazd sowietów ziem północno - zachodnich w Mińsku, t. j. w centrum frontu zachodniego, uznał odłożenie terminu zwołania zjazdu za niedopuszczalne. 18-go Sowiet piotrogrodz-ki przeprowadził wybory delegatów na Zjazd: na listę bolszewicką (Trocki, Kamieniew, Wołodarski, Jureniew i Łaszewicz) padły 443 głosy; na eserowską — 163; byli to wszystko lewi eserzy, ciążący ku bolszewikom; na mieńszewicką — 44 głosy. Obradujący pod przewodnictwem Krestińskiego zjazd sowietów uralskich. na którym wśród 110 delegatów było 80 bolszewików, zażądał w imi >niu 223900 zorganizowanych robotników i żołnierzy zwołania Zjazdu Sowietów w wyznaczonym terminie. Tego samego dnia, iy-go, wszechrosyjska konferencja komitetów fabrycznych, najbardziej bezpośrednie i bezsporne przedstawicielstwo proletariatu całego kraju, wypowiedziała się za natychmiastowem przejęciem władzy Drzez Sowiety. 20-go Iwanowo-Wozniesieńsk oznajmił, że wszystkie sowiety gubernji znajdują się „w stanie otwartej i bezwzględnej walki z Rządem Tymczasowym'' i wezwał je do samodzielnego rozstrzygania lokalnych spraw gospodarczych i administracyjnych. Przeciw rezolucji, oznaczającej obalenie miejscowych władz rządowych, padł zaledwie jeden głos przy jednym wstrzymującym się. 22-go prasa bolszewicka opublikowała nową listę 56 organizacyj, domagających się przejęcia władzy przez Sowiety: wszystko to są prawdziwe masy, przeważnie uzbrojone.
Potężny apel kadr przyszłego przewrotu nie przeszkodził Danowi ref&rować w Biurze CKW, że z pośród 917 istniejących organizacyj sowieckich tylko 50 oznajmiło swą zgodę na przysłanie delegatów, i to też „bez żadnego entuzjazmu". Można bez trudu zrozumieć, że te nieliczne sowiety, które uważały jeszcze za stosowne informować CKW o swoich uczuciach, odnosiły się do zjazdu bez entuzjazmu. Przytłaczająca jednak większość sowietów lokalnych i komitetów wojskowych poprostu ignorowała CKW.
Demaskując się i kompromitując akcję, zmierzającą do zerwania zjazdu, ugodowcy nie odważyli się jednak doprowadzić sprawy do końca. Kiedy stało si? rzeczą zupełnie oczywistą, że zjazdu nie da się uniknąć, dokonali oni raptownego zwrotu i wezwaJi wszystkie organizacje lokalne do przeprowadzenia wyborów delegatów na zjazd, by nie dać bolszewikom większości. Lecz, zorientowawszy się za późno, CKW uznał za konieczne na trzy dni przed wyznaczonym terminem odroczyć zjazd do 25-go października.
Reżim lutowy, a wraz z nim społeczeństwo burżuazyjne, zyskały dzięki ostatniemu manewrowi ugodowców niespodziewane odroczenie, z którego nie mogły już jednak wyciągnąć żadnych istotnych korzyści. Zato bolszewicy wykorzystali pięć dodatkowych dni bardzo owocnie. Później przyznali to również wrogowie. „Odroczenie powstania — opowiada Milu-kow — bolszewicy wykorzystali przedewszystkiem dla wzmocnienia swych pozycyj wśród robotników i żołnierzy piotro-grodzkich. Trocki przemawiał na wiecach różnych oddziałów garnizonu piotrogrodzkiego. Wytworzony przezeń nastrój charakteryzuje to, że naprzykład w pułku Siemionowskim członkom Komitetu Wykonawczego Skobelewowi i Gocowi, którzy zapisali się po nim do głosu, nie pozwolono przemawiać'1.
Zwrot w pułku Siemionowskim, którego nazwa zapisana była w historji rewolucji złowieszczemi zgłoskami, miał symboliczne znaczenie: w grudniu 1905 roku siemionowcy odegrali główną rolę w pogromie powstania w Moskwie. Dowódca pułku, generał Min, dał rozkaz: „Nie aresztować!'' Na odcirtku kolejowym Moskwa — Gołutwino siemionowcy rozstrzelali 150 robotników i urzędników. Obsypany przez cara łaskami za swoje bohaterskie wyczyny generał Min został zabity jesienią 1906 roku przez eserkę Konoplannikową. Oplatany siecią starych tradycyj, pułk Siemionowski trzymał się dłużej od większości innych oddziałów gwardji. Reputacja jego lojalności była tak mocno ugruntowana, że, nie bacząc na opłakane niepowodzenie Skobelewa i Goca, Rząd niezmiennie liczył na siemionowców aż do dnia przewrotu, a nawet i później.
Sprawa Zjazdu Sowietów stanowiła centralne zagadnienie polityczne w ciągu pięciu tygodni, dzielących Naradę Demokratyczną od powstania październikowego. Już deklaracja bolszewików na Naradzie ogłosiła przyszły Zjazd Sowietów za suwerenny organ kraju. „Utorować sobie drogę realizacji... mogą tylko te uchwały i dezyderaty niniejszej Narady, które znajdą poparcie ze strony Wszechrosyjskiego Zjazdu Sowietów Delegatów Robotniczych, Chłopskich i Żołnierskich'1. Rezolucja, wzywająca do bojkotu Parlamentu Tymczasowego, poparta przez połowę członków KC przeciw drugiej połowie, głosiła: „Sprawę udziału naszej partji w Parlamencie Tymczasowym uzależniliśmy teraz bezpośrednio od tych środków, jakie przedsięweźmie Wszecforosyjski Zjazd Sowietów w celu stworzenia władzy rewolucyjnej". Apelowanie do Zjazdu Sowietów znajdujemy we wszystkich niemal bez wyjątku dokumentach bolszewickich tego okresu.
W warunkach rozgorzałej wojny chłopskiej, zaostrzającego się ruchu narodowego, rosnącej dezorganizacji, rozkładu frontu, rozpadania się rządu, Sowiety stają się jedyną ostoją twórczych sił. Każde zagadnienie przeradza się w zagadnienie władzy, a problem władzy prowadzi do Zjazdu Sowietów. Będzie on musiał dać odpowiedź we wszystkich sprawach, również i w sprawach Zgromadzenia Ustawodawczego.
Ani jedna partja nie cofała jeszcze hasła Zgromadzenia Ustawodawczego, nie czynili tego również bolszewicy. Lecz niemal niepostrzeżenie w przebiegu wydarzeń rewolucji naczelne hasło demokratyczne, które w ciągu kilkunastu lat przewodziło bohaterskiej walce mas, wyblakło, wyliniało, jakgdyby starło się między kamieniami młyńskiemi, stało się pustą skorupą, nagą formą bez treści, tradycją, a nie perspektywą. W procesie tym nie było nic zagadkowego. Rozwój rewolucji prowadził do bezpośredniego starcia o władzę między dwiema podstawowemi klasami społeczeństwa: burżuazją i proletarja-tem. Ani jednej, ani drugiej Zgromadzenie Ustawodawcze nic już nie mogło dać. Drobnomieszczaństwo miast i wsi mogło w tem starciu odegrać jedynie pomocniczą i drugorzędna rolę. Do wzięcia wfadzy we własne ręce było ono w każdym razie niezdolne i jeżeli poprzednie miesiące czegoś dowiodły, to właśnie tego. Tymczasem w Zgromadzeniu Ustawodawczem dro-bnomieszczaństwo mogło jeszcze uzyskać — i rzeczywiście uzyskało — większość. Poco? Tylko poto, by nie wiedzieć, jaki z niej zrobić użytek. W tem właśnie wyrażała się indolencja formalnej demokracji na głębokim przełomie historycznym. Siła tradycji wyraziła się w tem, że nawet w przeddzień ostatniego starcia od Zgromadzenia Ustawodawczego nie odżegnywał się jeszcze żaden obóz. Faktycznie jednak burżuazja odwoływała się od Zgromadzenia Ustawodawczego do Korni-fowa, bolszewicy zaś — do Zjazdu Sowietów.
Można z całą pewnością stwierdzić, że dość szerokie warstwy ludu, a nawet pewne koła partji bolszewickiej, żywiły w stosunku do Zjazdu Sowietów swego rodzaju konstytucyjne iluzje, t. j. wiązały z nim nadzieje na automatyczne i bezbole-sne przejście władzy z rąk koalicji do rąk Sowietów. W rzeczywistości władzę trzeba było zdobyć siłą, głosowaniem nie można było tego dokonać: tylko powstanie zbrojne mogło rozwiązać sprawę.
Ze wszystkich jednak iluzyj, które jako nieodłączna domieszka towarzyszą każdemu wielkiemu ruchowi ludowemu, nawet najbardziej realistycznemu, iluzja „parlamentaryzmu'' sowieckiego była wobec całokształtu warunków najmniej niebezpieczna. Sowiety w praktyce walczyły o władzę, coraz bardziej opierały się na sile wojskowej, stawały się władzą lokalną, zdobywały szturmem swój własny zjazd. Dla złudzeń konstytucyjnych pozostawało już niezbyt wiele miejsca, same one zresztą rozwiewały się w procesie walki.
Koordynując rewolucyjne wysiłki robotników i żołnierzy całego kraju, nadając im jedność celu i wyznaczając jedność terminu, hasło Zjazdu Sowietów osłaniało jednocześnie na-półkonspiracyjne, napółjawne przygotowywanie powstania stałem odwoływaniem się do legalnego przedstawicielstwa robotników, żołnierzy i chłopów Ułatwiając gromadzenie sił dla przewrotu, Zjazd Sowietów miał następnie usankcjonować jego rezultaty i stworzyć nową władzę, bezspornie ludową.


Rozdział 4

Komitet Wojenno-Rewolucyjny


Pomimo dokonywującego się od końca lipca przełomu, w odnowionym garnizonie piotrugrodzkim w ciągu sierpnia w dalszym ciągu dominowali eserzy i mieńszewicy. Niektóre oddziały wojskowe były wciąż jeszcze zarażone nieufnością w stosunku do bolszewików. Proletarjat nie miał broni: w rękach Czerwonej Gwardji znajdowało się zaledwie kilka tysięcy karabinów. Powstanie mogłoby w tych warunkach skończyć się dotkliwą porażką, mimo, że masy znów przypływały do bolszewików.
Sytuacja w ciągu września zmieniała się nieustannie. Po rokoszu generałów ugodowcy szybko tracili oparcie w garnizonie. Nieufność w stosunku do bolszewików przeradzała się w sympatję, w najgorszym razie — w neutralność. Lecz sympa-tje nie były aktywne. Garnizon pod względem politycznym byJ nadal ospały i po chłopsku podejrzliwy: czy nie oszukają również bolszewicy? czy doprawdy dadzą pokój i ziemię? Większość żołnierzy nie zamierzała jeszcze walczyć o zrealizowanie tych zadań pod sztandarem bolszewików. Ponieważ zaś w składzie garnizonu istniała stała mniejszość wroga bolszewikom (5 — 6 tysięcy junkrów, trzy pułki kozackie, bataljon kolarzy, dywizjon samochodów pancernych), wynik starcia i we wrześniu był wątpliwy. Rozwój wypadków dopomógł sprawie, przynosząc jeszcze jedną rzeczową naukę, która wykazała, że losy żołnierzy piotrogrodzkich są nierozerwalnie związane z losami rewolucji i bolszewików.
Prawo dysponowania oddziałami uzbrojonych ludzi jest podstawowem prawem władzy państwowej. Pierwszy Rząd Tymczasowy, narzucony ludowi przez Komitet Wykonawczy, zobowiązał się do nierozbrajania i niewyprowadzania z Pio-trogrodu oddziałów wojskowych, które brały udział w przewrocie lutowym. Taki był formalny początek dualizmu wojskowego, w istocie nieodłącznego od systemu dwuwładzy. Wielkie wstrząsy polityczne następnych miesięcy — demonstracja kwietniowa, dni lipcowe, przygotowania do powstania Korni-lowa i jego likwidacja — silą rzeczy za każdym razem stawiały na porządku dziennym sprawę podległości garnizonu pio-trogrodzkiego. Konflikty, wynikające na tem tle pomiędzy Rządem a ugodowcami, miały jednak charakter familijny i kończyły sie polubownie. Z postępującą bolszewizacją garnizonu sprawa przyjęła inny obrót. Teraz już sami żołnierze przypomnieli marcowe zobowiązania Rządu wobec CKW, wiarołomnie naruszone przez obie strony. 8 września Sekcja Żołnierska Sowietu wysuwa żądanie sprowadzenia do Piotro-grodu zpowrotcm pułków, wysłanych na front w związku z wydarzeniami lipcowemi. Tymczasem członkowie koalicji łamali sobie głowę, jak wyprowadzić ze stolicy pozostałe pułki.
W szeregu miast prowincjonalnych sprawa przedstawiała się mniej więcej tak samo jak w Piotrogrodzie. W ciągu lipca i sierpnia garnizony lokalne uległy patriotycznemu odnowieniu; w ciągu sierpnia i września odnowione garnizony zostały zbolszewizowane. Trzeba było zacząć od początku, t. j. znów przetasować je i odnowić. Przygotowując uderzenie na Pio-trogród, Rząd zaczął od prowincji. Motywy polityczne starannie osłaniano strategicznemu 27 września wspólne posiedzenie sowietów Rewia, miasta i twierdzy, zwołane w sprawie wyprowadzenia oddziałów, uchwaliło: uznać przegrupowanie wojsk za możliwe za uprzednią zgodą na to właściwych sowietów. Kierownicy sowietu włodzimierskiego zapytywali Moskwę, czy mają się podporządkować rozporządzeniu Kie-reńskiego, nakazującemu przeniesienie całego garnizonu. Moskiewskie Biuro Obwodowe bolszewików konstatowało, że „tego rodzaju rozporządzenia stają się systematyczne w stosunku do rewolucyjnie nastrojonych garnizonów". Rząd Tymczasowy, zanim utracił wszystkie swe prawa, usiłował zdobyć podstawowe prawo wszelkiego rządu — prawo dysponowania zbrojnemi oddziałami ludzi.
Przeformowanie garnizonu piotrogrodzkiego stawało się tem pilniejsze, że zbliżający się Zjazd Sowietów tak czy inaczej musiał doprowadzić walkę o władzę do rozstrzygnięcia. Za przewodem kadeckiej „Rjeczi'1 prasa burżuazyjna powtarzała dzień w dzień, że nie wolno dawać bolszewikom możności „wyboru odpowiedniego momentu dla proklamowania wojny domowej''. Znaczyło to: należy samemu uderzyć bolszewików zawczasu. Nieuniknionym wynikiem tego były usiłowania w kierunku doprowadzenia do zmiany układu sił w garnizonie. Argumenty natury strategicznej wyglądały dość przekonywująco po upadku Rygi i utraceniu wysp Mo«sundskich. Sztab okręgu wydał rozkaz przeformowania oddziałów Dio-trogrodzkich celem wysłania ich na front. Jednocześnie z inicjatywy ugodowców sprawę postawiono na Sekcji Żołnierskiej. Plan przeciwnika nie był zły: postawić Sowietowi ultimatum strategiczne, by jednem uderzeniem pozbawić bolszewików ich oparcia wojskowego, albo też, w razie sprzeciwu Sowietu, wywołać ostry konflikt pomiędzy garnizonem piotro-grodzkim a frontem, odczuwającym potrzebę uzupełnień i zmian.
Kierownicy Sowietu, zdający sobie doskonale sprawę z nastawionej na nich pułapki, zamierzali dobrze zbadać grunt przed zrobieniem kroku, od którego niema powrotu. Odmówić wykonania rozkazu można było tylko w warunkach zupełnej pewności, że motywy odmowy zostaną przez front właściwie zrozumiane. W przeciwnym wypadku byłoby wygodniej w porozumieniu z okopami zastąpić oddziały garnizonu przez rewolucyjne oddziały frontowe, którym należał się już odpoczynek. W tym właśnie duchu wypowiedział się — jak już wyżej wspomniano — Sowiet Rewia.
Żołnierze ujmowali tę spraw? bardziej bezpośrednio. Iść na front teraz, jesienią, brać udział w nowej kampanji zimowej, — nie, ta myśl zupełnie nie mieściła się w ich głowach. Prasa patriotyczna zmiejsca zaatakowała garnizon: zdemoralizowane próżniactwem pułki piotrogrodzkie znów zdradzają front. Robotnicy ujęli się za żołnierzami. Putiłowcy pierwsi zaprotestowali przeciw wysłaniu pułków na front. Sprawa nie schodziła już z porządku dziennego nietylko w koszarach, ale i w fabrykach. Jeszcze bardziej zbliżyło to do siebie obie sekcje Sowietu. Pułki zaczęły jednogłośnie popierać żądanie uzbrojenia robotników.
Usiłując rozpalić patrjotyzm mas groźbą utraty Piotro-grodu, ugodowcy wystąpili 9 października z wnioskiem utworzenia „Komitetu Obrony Rewolucyjnej", którego zadaniem byłoby uczestniczenie w obronie stolicy przy czynnem współdziałaniu robotników. Nie chcąc wprawdzie brać na siebie odpowiedzialności „za tak zwaną strategję Rządu Tymczasowego i w szczególności za wyprowadzenie wojsk z Piotrogrodu'', Sowiet nie wypowiadał się jednak narazie co do meritum rozkazu, lecz postanowił sprawdzić jego motywy i podstawy. Mieńszewicy usiłowali protestować: wtrącanie się do rozkazów operacyjnych dowództwa jest rzeczą niedopuszczalną. Lecz zaledwie półtora miesiąca temu mówili oni to samo o spiskowych rozkazach Kornilowa, — i to im przypomniano. Dla sprawdzenia, czy rozkaz wysłania pułków na front podyktowany jest względami natury strategicznej, czy też politycznej, potrzebny był kompetentny organ. Ku wielkiemu zdumieniu ugodowców, bolszewicy przyjęli ideę „Komitetu Obrony": właśnie on powinien ześrodkować w swych rękach wszystkie dane, odnoszące się do obrony stolicy. Był to ważny krok. Wyrywając niebezpieczne narzędzie z rąk przeciwnika, So-wiet zapewniał sobie możność zwrócenia decyzji w sprawie wysłania oddziałów, zależnie od okoliczności, w tę czy inną stronę, w każdym jednak razie przeciw Rządowi i ugodowcom.
Bolszewicy tem gorliwiej uchwycili się mienszewickiego projektu utworzenia Komitetu Wojennego, że w ich własnych szeregach już przedtem niejednokrotnie toczyły się dyskusje o konieczności wysunięcia zawczasu autorytatywnego organu sowieckiego dla pokierowania przyszłym przewrotem. W Organizacji Wojskowej partji opracowywano nawet odpowiedni projekt. Trudność, z którą nie umiano sobie dotąd poradzić, zawierała się w konieczności połączenia organu powstania z wybieralnym i działającym otwarcie Sowietem, w skład którego wchodzili w dodatku przedstawiciele wrogich partyj. Patrjo-tyczna inicjatywa mieńszewików przyszła w samą porę. by ułatwić stworzenie sztabu rewolucyjnego, który, przemianowany wkrótce na Komitet Wojenno - Rewolucyjny, stał się główną dźwignią przewrotu.
W dwa lata po omawianych wydarzeniach autor tej książki pisał w artykule, poświęconym przewrotowi październikowemu: „Gdy rozkaz przeniesienia oddziałów zosta} przekazany Komitetowi Wykonawczemu Sowietu piotrogrodzkiego... stało się rzeczą oczywistą, że sprawa ta w dalszym swym rozwoju może nabrać rozstrzygającego znaczenia politycznego". Idea powstania odrazu zaczęła się ucieleśniać. Rzeczywiste przeznaczenie przyszłego komitetu niedwuznacznie podkreślał fakt, że referat o opuszczeniu przez bolszewików Parlamentu Tymczasowego Trocki zakończył na tem samem posiedzeniu okrzykiem: „Niech żyje bezpośrednia i otwarta walka o władze rewolucyjną w kraju!'' Był to przekład na język legalności sowieckiej hasła: „Niech żyje zbrojne powstanie!"
Właśnie następnego dnia, 10-go, Komitet Centralny bolszewików uchwalił na tajnem posiedzeniu rezolucje Lenina, uznającą powstanie zbrojne za zadanie praktyczne najbliższych dni. Partja otrzymała teraz jasną i imperatywną linje walki. Komitet Obrony został objęty perspektywą bezpośredniej walki o władzę.
Rząd i jego sojusznicy otaczali garnizon koncentrycznemi kołami. 11-go dowódca frontu północnego, generał Czeremisow, zameldował ministrowi wojny wysunięte przez komitety armij żądanie zastąpienia wyczerpanych wojsk frontowych przez tyłowe oddziały piotrogrodzkie. Sztab frontu był w tym wypadku jedynie instancją pośredniczącą pomiędzy ugodow-cami z komitetów armij i ich piotrogrodzkimi wodzami, dążącymi do stworzenia szerszej osłony dla planów Kiereńskie-go. Prasa koalicyjna akompanjowała temu symfonją patriotycznej wściekłości. Codzienne zebrania pułków i fabryk wykazywały jednak, że muzyka sfer rządzących nie wywiera na dołach żadnego wrażenia. 12-go ogólne zebranie robotników jednej z najbardziej rewolucyjnych fabryk stolicy (Stary Parwiajnen) odpowiedziała na nagankę prasy burżuazyjnej: „Oświadczamy stanowczo, że wyjdziemy na ulicę wtedy, kiedy będziemy uważali to za konieczne. Nie przeraża nas zbliżająca się walka, i wierzymy głęboko, że wyjdziemy z niej jako zwycięzcy''.
Wyłaniając komisj? dla opracowania rozporządzenia 0 „Komitecie Obrony", Komitet Wykonawczy Sowietu piotrogrodzkiego nakreślił przyszłemu organowi wojskowemu następujące zadania: nawiązać kontakt z frontem północnym i ze sztabem okręgu korpusu piotrogrodzkiego, z Centrobałtem i Krajowym Sowietem Finlandji w celu wyjaśnienia sytuacji wojennej i przedsięwzięcia koniecznych środków; skontrolować skład osobowy garnizonu Piotrogrodu i jego okolic, a także sprzęt wojenny i zapasy żywności; przedsięwziąć środki dla utrzymania dyscypliny w masach żołnierskich i robotni
czych. Sformułowania były wszechobejmujące i jednocześnie dwuznaczne: wszystkie niemal stały na pograniczu pomiędzy obroną stolicy a zbrojnem powstaniem. Lecz te dwa zadania, które dotąd wyłączały się wzajemnie, teraz istotnie zbliżyły się do siebie: wziąwszy w swe ręce władzę, Sowiet będzie musiał wziąć na siebie również i obronę wojenną Piotrogrodu. Element obrony bynajmniej nie był sztucznym dodatkiem z zewnątrz, lecz do pewnego stopnia wypływał z warunków istniejących w przededniu powstania.
Również w celu zamaskowania przygotowań do wystąpienia zbrojnego na czele komisji dla opracowania rozporządzenia o Komitecie postawiono nie bolszewika, lecz esera, młodego i skromnego urzędnika intendentury Łazimira, jednego z tych lewych eserów. którzy już przed powstaniem szli bez zastrzeżeń z bolszewikami, nie zawsze jednak zdawali sobie sprawę, dokąd ich to zaprowadzi. Pierwotny projekt Łazimira został przez Trockiego przeredagowany w dwóch kierunkach: praktyczne zadania w sprawie opanowania garnizonu zostały ściślej skonkretyzowane, ogólny cel rewolucyjny jeszcze bardziej zatuszowany. Projekt, zaakceptowany przez Komitet Wykonawczy przy sprzeciwie dwóch mieńsze-wików, włączał do składu Komitetu Wojenno - Rewolucyjnego prezydja Sowietu i Sekcji Żołnierskiej, przedstawicieli floty, Krajowego Komitetu Finlandji, związku kolejarzy, komitetów fabrycznych, związków zawodowych, partyjnych organizacyj wojskowych, Czerwonej Gwardji i t. p. Fundament organizacyjny był ten sam, co i w wielu innych wypadkach. Lecz skład osobowy Komitetu determinowały jego nowe zadania. Uchwalono, że organizacje przyślą przedstawicieli obznajmio-nych z wojskowością lub stojących blisko garnizonu. Zadania winny warunkować charakter organu.
Niemniej ważny był też inny nowotwór: przy Komitecie Wojenno - Rewolucyjnym utworzono stałą Naradę Garnizonową. Sekcja Żołnierska reprezentowała garnizon pod względem politycznym: delegatów wybierano pod sztandarami partyjne-mi. Narada Garnizonowa zaś miała składać się z komitetów pułkowych, które, kierując codziennem życiem swych oddziałów, stanowiły ich „zawodowe", najbardziej bezpośrednie przedstawicielstwo. Analogja pomiędzy komitetami pułkowe-mi a fabrycznemi narzuca się sama przez się. Za pośrednictwem Sekcji Robotniczej Sowietu bolszewicy mogli w doniosłych zagadnieniach politycznych opierać się pewnie na robotnikach. By stać się jednak panami na fabrykach, trzeba było prowadzić za sobą komitety fabryczne. Skład Sekcji Żołnierskiej zapewniał bolszewikom sympatje polityczne większości garnizonu. Lecz dysponowanie oddziałami wojskowemi w praktyce wymagało oparcia się bezpośrednio o komitety pułkowe. To właśnie tłumaczy, dlaczego w okresie poprzedzającym powstanie Narada Garnizonowa wysunęła się na pierwszy plan, siłą rzeczy wypierając Sekcję Żołnierską. Najwybitniejsi delegaci Sekcji byli zresztą również członkami Narady.
W napisanym na krótko przed temi wydarzeniami artykule „Kryzys dojrzał" Lenin pytał z wyrzutem: „Co uczyniła partja dla zorientowania się w rozmieszczeniu wojsk i t. p.„?" Pomimo ofiarnej pracy Organizacji Wojskowej zarzut Lenina był słuszny. Czysto sztabowe badanie sił wojennych i środków przychodziło partji z trudem: brak było rutyny, nie znajdowano podejścia. Sytuacja zmieniła się odrazu z chwilą, gdy na scenę wystąpiła Narada Garnizonowa: odtąd przed oczyma kierowników przesuwała się codziennie żywa panorama garnizonu, nietylko stolicy, lecz również otaczającego ja pierścienia wojskowego.
12-go Komitet Wykonawczy rozpatrywał projekt opracowany przez komisję Łazimira. Pomimo zamkniętego charakteru posiedzenia dyskusja miała w znacznej mierze alegoryczny charakter: „Co innego mówiono tu i co innego myślano", nie bez podstaw pisze Suchanow. Projekt przewidywał przy Komitecie wydziały obrony, zaopatrywania, łączności, informacyjny i t. p.: był to sztab albo raczej kontr - sztab. Jako cel Narady ogłoszono podniesienie zdolności bojowej garnizonu. Nie było w tem kłamstwa. Lecz zdolność bojowa może mieć różne zastosowania. Mieńszewicy z bezsilnem oburzeniem przekonywali się, że myśl wysunięta przez nich w celach pa-trjotycznych przeistacza się w osłonę przygotowywanego powstania. Osłona ta była wprawdzie dostatecznie przejrzysta: wszyscy rozumieli, o co chodzi; lecz zerwać jej nie można było: przecież zupemie tak samo postępowali przedtem sami ugodowcy, grupując dokoła siebie w chwilach krytycznych garnizon i tworząc organy władzy, równolegle do organów państwowych. Bolszewicy jakgdyby tylko kierowali si? tradycjami dwuwładzy. Lecz w stare formy wlewali oni nową treść. To, co przedtem ułatwiało porozumienie, teraz prowadziło do wojny domowej. Mieńszewicy zażądali zaprotokołowania, że są przeciwni temu całemu przedsięwzięciu. Platonicznej tej prośbie uczyniono zadość.
Nazajutrz w Sekcji Żołnierskiej, która jeszcze doniedawna stanowiła gwardję ugodowców, omawiano sprawę Komitetu Wojenno - Rewolucyjnego i Narady Garnizonowej. Główną rolę na tem wysoce symptomatycznem posiedzeniu odegrał przewodniczący Centrobałtu, marynarz Dybienko, czarnobrody olbrzym, który nie miał zwyczaju sięgania po słowa do kieszeni. Przemówienie gościa helsingforskiego wdarło się świeżym i ostrym powiewem morskim w zatęchłą atmosferę garnizonu. Dybienko opowiadał o ostatecznem zerwaniu floty z Rządem i o nowym stosunku do dowództwa. Przed rozpoczęciem ostatnich operacyj morskich admirał zwrócił się do obradującego w tym czasie zjazdu marynarzy z pytaniem, czy rozkazy bojowe będą wykonywane. „Odpowiedzieliśmy: będą — pod naszą kontrolą. Ale... jeżeli stwierdzimy, że flocie grozi zagłada, dowódca pierwszy zostanie powieszony na maszcie". Dla garnizonu piotrogrodzkiego był to nowy jeżyk. Zresztą i we flocie znalazł on zastosowanie dopiero w ostatnich dniach. Był to język powstania. W kącie, wśród gromadki mieńszewików słychać było zakłopotane szepty. Prezydium nie bez obawy spoglądało na zwartą masę szarych płaszczów. Ani jeden głos protestu nie padł z ich szeregów! Twarze podniecone, oczy płoną gorącym blaskiem. Duch zuchwalstwa owiewa zebranie.
W zakończeniu Dybienko pobudzony powszechną sympatją oświadcza z przekonaniem: „Mówią o konieczności przerzucenia garnizonu piotrogrodzkiego dla obrony dostępu do Piotrogrodu i w szczególności Rewia. Nie wierzcie! Rewe! obronimy sami. Pozostańcie tu i brońcie interesów rewolucji. Gdy wasza pomoc będzie nam potrzebna, powiemy wam o tem sami, i jestem przekonany, że przyjdziecie nam z pomocą". Apel ten rozpętał burz? entuzjazmu, w której utonęły bez śladu protesty poszczególnych mieńszewików. Sprawę przeniesienia pułków można było uważać odtąd za rozstrzygniętą.
Zreferowany przez Łazimira projekt rozporządzenia został przyjęty większością 283 głosów przeciw jednemu przy 23 wstrzymujących się. Liczby te, nieoczekiwane nawet dla samych bolszewików, były wykładnikiem siły rewolucyjnego naporu mas. Głosowanie oznaczało, że Sekcja Żołnierska otwarcie i oficjalnie wyłącza garnizon z pod kompetencyj sztabu rządowego i władzę nad nim przekazuje Komitetowi Rewolucyjnemu. Bliska przyszłość wykaże, że nie jest to tylko zwykła demonstracja.
Tego samego dnia Komitet Wykonawczy Sowietu piotrogrodzkiego opublikował obwieszczenie o uformowaniu przy nim specjalnego oddziału Czerwonej Gwardji. Sprawa uzbrojenia robotników, zaniedbana, a nawet prześladowana przez ugodowców, stała się jednem z najważniejszych zadań bolszewickiego Sowietu. Podejrzliwy stosunek żołnierzy do Czerwonej Gwardji należał już do przeszłości. Przeciwnie, niemal we wszystkich rezolucjach pułkowych wysuwane jest żądanie uzbrojenia robotników. Czerwona Gwardja i garnizon staja, odtąd w jednym szeregu. Wkrótce zbliży je jeszcze bardziej wspólne podporządkowanie Komitetowi Wojenno - Rewolucyjnemu.
Rząd zaniepokoił się. 14-go z rana u Kiereńskiego odbyła się narada ministrów, na której zaakceptowano przedsięwzięte przez sztab środki przeciw przygotowywanemu „wystąpieniu". Rządcy państwa usiłowali odgadnąć: czy sprawa ograniczy się i tym razem do zbrojnej demonstracji, czy też dojdzie do powstania? Dowódca okręgu oświadczył przedstawicielom prasy: „My w każdym razie jesteśmy gotowi". Skazańcy często odczuwają przypływ sił w przededniu śmierci.
Na wspólnem posiedzeniu Komitetów Wykonawczych Dan, naśladując intonacje czerwcowe Ceretellego, Który ukryj się na Kaukazie, zażądał od bolszewików odpowiedzi na pytanie, czy zamierzają wystąpić i jeśli tak, to kiedy? Z odpowiedzi Rjazanowa mieńszewik Bogdanów wyciągnął niepo-zbawiony podstaw wniosek, że bolszewicy przygotowują powstanie i staną na czele powstańców. Gazeta mieńszewików pisała: „Właśnie na zatrzymaniu garnizonu w Piotrogrodzie opierają się, widać nadzieje bolszewików na zdobycie władzy". Lecz „zdobycie władzy'1, pisano przytem w cudzysłowie: ugodowcy nie wierzyli jeszcze poważnie w niebezpieczeństwo. Obawiali si? oni nietyle zwycięstwa bolszewików, ile triumfu kontrrewolucji w rezultacie nowych starć wojny domowej.
Wziąwszy w swe ręce sprawę uzbrojenia robotników, Sowiet musiał utorować sobie drogę do broni. Nastąpiło to nieodrazu. Każdy praktyczny krok naprzód i tu podpowiadały masy. Należało tylko odnosić się z uwagą do ich propozycyj. W cztery lata później Trocki opowiadał na wieczorze wspomnień, poświęconym rewolucji październikowej: „Kiedy przybyła delegacja robotników i oświadczyła, że potrzeba im broni, odparłem: „Ale przecież arsenał nie znajduje sie w naszych rękach". Odpowiadają: „Byliśmy w Siestrorieckiej Fabryce Broni...'' — „No i co?" — „Tam powiedziano nam: jeżeli Sowiet rozkaże, damy''. Podpisałem polecenie wydania 5000 karabinów i otrzymali je tego samego dnia. Było to pierwsze doświadczenie". Wroga prasa natychmiast podniosła krzyk z powodu wydania przez fabrykę państwową broni na polecenie osoby, która znajduje sie w stanie oskarżenia o zdradę główną i została zwolniona z więzienia za kaucją. Rząd milczał. Lecz na scenę wystąpił naczelny organ demokracji z surowym rozkazem: nikomu nie wydawać broni, bez jego, CKW, pozwolenia. Zdawałoby się, że w sprawie wydawania broni Dan czy Goc równie mało mogli zakazywać, jak Trocki — pozwalać czy rozkazywać: fabryki i arsenały podlegały Rządowi. Lekceważenie władz oficjalnych we wszystkich poważnych momentach stanowiło jednak tradycję CKW i stało się zwyczajem samego Rządu, gdyż wynikało z natury rzeczy. Naruszenie tradycyj i zwyczajów przyszło jednak z innej strony; nie odróżniając już piorunów CKW od błyskawic Kiereńskiego, robotnicy i żołnierze ignorowali i jedne i drugie. Żądać wyprowadzenia pułków piotrogrodzkich było wygodniej w imieniu frontu, niż w imieniu kancelaryj na tyłach. Z tych względów Kiereński podporządkował garnizon pio-trogrodzki dowódcy frontu północnego Czeremisowowi. Wyłączając stolicę pod względem wojskowym z zakresu swej władzy jako szefa rządu, Kiereński pocieszał się myślą, że podporządkowuje ją sobie jako wódz naczelny. Generał Czeremisów, który miał twardy orzech do zgryzienia, szukał ze swej strony pomocy u komisarzy i członków komitetów armij. Wspólnemi siłami opracowano plan najbliższych działań. Sztab frontu wraz z komitetami armij wezwał przedstawicieli Sowietu piotrogrodzkiego na 17-y do Pskowa, by postawić mu swe żądania bezpośrednio, w obliczu okopów.
Sowietowi piotrogrodzkiemu nie pozostawało nic innego, jak przyjąć wezwanie. Na czele wyłonionej w dniu 16-ym delegacji, złożonej z kilkudziesięciu osób, mniej więcej pół na pół z członków Sowietu i przedstawicieli pułków, stali: przewodniczący Sekcji Robotniczej Fedorow i kierownicy Sekcji Żołnierskiej i Organizacji Wojskowej bolszewików — Łasze-wicz, Sadowski, Miechonoszin, Daszkiewicz i inni. Kilku przydzielonych do delegacji lewych esejów i mieńszewików-internacjonalistów zobowiązało sie reprezentować w Pskowie politykę Sowietu. Na naradzie delegacji odbytej przed wyjazdem przyjęto projekt oświadczenia, zaproponowany przez Swierdłowa.
Na tem samem posiedzeniu Sowietu omawiano rozporządzenie o Komitecie Wojenno - Rewolucyjnym. Instytucja ta, zanim jeszcze zdążyła powstać, z każdym dniem przybierała w oczach wrogów coraz bardziej nienawistne oblicze. „Bolszewicy — wołał mówca opozycji — nie dają odpowiedzi na bezpośrednio zadane im pytanie: czy przygotowują powstanie? Jest to tchórzostwo albo brak wiary we własne siły". Na sali rozlega się śmiech: przedstawiciel partji rządowej domaga się, by partja powstania otworzyła przed nim swe serce. Nowy Komitet, ciągnie dalej mówca, to nic innego, jak „rewolucyjny sztab dla opanowania władzy'1. Oni, mieńsze-wicy, nie wezmą w nim udziału. „Ilu was jest?" wołają z miejsc. W Sowiecie mieńszewików jest wprawdzie niewielu, zaledwie 50 osób, ale wiedzą oni dokładnie, że „masy nie odnoszą się do powstania z sympatią''. W swojej replice Troc-ki nie neguje, że bolszewicy przygotowują się do zagarnięcia władzy: „Nie robimy z tego tajemnicy''. Lecz teraz nie o to chodzi. Rząd wysunął żądanie wyprowadzenia rewolucyjnych wojsk z Piotrogrodu: — „i my musimy powiedzieć: tak albo nie". Projekt Łazimira zostaje przyjęty przytłaczającą większością głosów. Przewodniczący proponuje Komitetowi Wo-jenno - Rewolucyjnemu, by już nazajutrz przystąpił do pracy. W ten sposób uczyniono jeszcze jeden krok naprzód.
Dowódca okręgu korpusu Połkownikow znów meldował tego dnia Rządowi o przygotowywanem wystąpieniu bolszewików. Raport był utrzymany w optymistycznym tonie: garnizon, naogół biorąc, stoi po stronie Rządu, w szkołach jun-krów zarządzono stan pogotowia. W wezwaniu do ludności, Połkownikow obiecał zastosować w razie potrzeby „najbez-względniejsze środki". Prezydent miasta, eser Szreider, błagał, by nie doprowadzano do rozruchów, które niechybnie spowodują w stolicy głód. Grożąc i zaklinając, pozornie odważna, a w gruncie rzeczy zalękniona, prasa przybierała coraz ostrzejszy ton.
Celem podziałania na wyobraźnię delegacji Sowietu pio-trogrodzkiego w Pskowie przygotowano wojenno - teatralną dekorację przyjęcia. W sali posiedzeń sztabu, dokoła stołów, pokrytych imponującemi mapami, rozsiedli się panowie generałowie, wysocy komisarze z Wojtyńskim na czele i przedstawiciele komitetów armij. Szefowie oddziałów sztabu referowali sytuację na lądzie i morzu. Wywody referentów zbiegały się w jednym punkcie: konieczne jest natychmiastowe wyprowadzenie garnizonu piotrogrodzkiego dla obrony dostępu do stolicy. Komisarze i członkowie komitetów z oburzeniem odrzucali podejrzenie o zakulisowych motywach politycznych: postanowienie to podyktowane jest koniecznością strategiczną. Bezpośrednich kontrargumentów delegaci nie mieli: poszlaki w tego rodzaju sprawach nie poniewierają się na ulicy. Lecz całokształt sytuacji obalał argumenty natury strategicznej. Front odczuwał brak nie ludzi, lecz gotowości do walki. Nastroje garnizonu piotrogrodzkiego bynajmniej nie mogły wzmocnić rozkładającego się frontu. W dodatku wszyscy mieli w pamięci nauki dni korniłowowskich. Całkowicie przekonana o swej słuszności delegacja z łatwością odparła nacisk sztabu i powróciła do Piotrogrodu bardziej jeszcze jednomyślna, niż wyjechała.
Owe bezpośrednie poszlaki, których brak było uczestnikom wydarzeń, znajdują się teraz w posiadaniu historyka. Tajna korespondencja wojskowa dostarcza dowodów, że nie front zażądał pułków piotrogrodzkich, lecz Kiereński narzucał je frontowi. Na telegram ministra wojny dowódca frontu północnego odpowiedział telegraficznie: „Poufne. 17.X. Inicjatywa przysłania wojsk piotrogrodzkich na front pochodziła od pana, a nie ode mnie... Kiedy wyjaśniło się, że oddziały garnizonu piotrogrodzkiego nie chcą iść na front, wówczas w prywatnej rozmowie z pańskim przedstawicielem - oficerem powiedziałem, że... takich oddziałów mamy już na froncie dość; lecz wobec wyrażonego przez pana życzenia wysłania ich na front, nie sprzeciwiałem się i teraz się nie sprzeciwiam, jeśli uważa pan nadal wyprowadzenie ich z Piotrogrodu za konieczne'1. Napoły polemiczny charakter telegramu tłumaczy się tem, że Czeremisów, generał, odznaczający się pociągiem do wyższej polityki, uważany w armji carskiej za „czerwonego" i który później stał się, według wyrażenia Mi-lukowa, „faworytem rewolucyjnej demokracji'', przyszedł widać do wniosku, że lepiej będzie zawczasu odgrodzić się od Rządu w jego konflikcie z bolszewikami. Zachowanie Czere-misowa podczas przewrotu w zupełności potwierdza to wyjaśnienie.
Walka o garnizon przeplatają się z walką o Zjazd Sowietów. Do wyznaczonego początkowo terminu pozostawało cztery — pięć dni. „Wystąpienia'1 oczekiwano w związku ze Zjazdem. Przypuszczano, że tak jak i w czasie wydarzeń lipcowych, ruch rozwinie się na wzór masowych demonstracyj zbrojnych z walkami ulicznemi. Prawy mieńszewik Potresow, opierając się widocznie na danych kontrwywiadu albo francuskiej misji wojskowej, która bezczelnie fabrykowała fałszywe dokumenty, ogłaszał w prasie burżuazyjnej plan powstania bolszewickiego, które miało się rozpocząć w nocy na 17 października. Wynalazczy autorzy planu nie zapomnieli przewidzieć, że na jednem z przedmieść bolszewicy połączą się z „ciemnemi elementami". Żołnierze pułków gwardyjskich potrafją śmiać się niegorzej od bogów Homera. Białe kolumny i zwierciadła Smolnego drżały od salw śmiechu podczas odczytywania artykułu Potresowa na posiedzeniu Sowietu. Lecz mądry Rząd, który umiał nie widzieć tego, co odbywało się w jego oczach, przeraził się poważnie niedorzecznego falsyfikatu i spiesznie zebrał się na naradę o godzinie 2-ej w nocy celem odparcia „ciemnych elementów''. Po nowych naradach Kiereńskiego z władzami wojskowemi, zostały przedsięwzięte konieczne środki: wzmocniono ochronę Pałacu Zimowego i Banku Państwa i wezwano dwie szkoły podchorążych z Oranienbaumu, a nawet pociąg pancerny z frontu rumuńskiego. ,,W ostatniej chwili — pisze Milukow — bolszewicy zaniechali swych przygotowań. Dlaczego to uczynili — niewiadome" Po kilku latach uczony historyk wciąż jeszcze wolał wierzyć w zmyślone brednie, które same w sobie zawierały swe zaprzeczenie.
Władze poleciły milicji przeszukać przedmieścia, by natrafić na ślady przygotowań do wystąpienia. Raporty milicji przedstawiają połączenie żywych obserwacyj z policyjną tępotą. W dzielnicy Aleksandro - Newskiej, w której mieści sie szereg największych fabryk, wywiadowcy zaobserwowali zupełny spokój. W dzielnicy Wyborgskiej konieczność obalenia Rządu propagowano otwarcie, lecz „nazewnątrz" panowaf spokój. W dzielnicy Wasiljeostrowskiej nastrój podniecony, lecz i tu nie zaobserwowano „zewnętrznych oznak zbliżającego się powstania''. W dzielnicy Narwskiej prowadzono wzmożoną agitację na rzecz powstania, lecz od nikogo nie można było wydobyć odpowiedzi na pytanie — kiedy: albo dzień i godzina trzymane są w ścisłej tajemnicy, albo rzeczywiście nie są one nikomu znane. Postanowiono: wzmocnić patrole na przedmieściach, nakazać komisarzom milicji częstsze kontrolowanie posterunków.
Korespondencja w moskiewskiej gazecie liberalnej nieźle uzupełnia raport milicji: „Na przedmieściach, w fabrykach piotrogrodzkich: Newskiej, Obuchowskiej i Putitowskiej, agitacja bolszewicka na rzecz wystąpienia idzie całą parą. Panują takie nastroje, że robotnicy gotowi są ruszyć każdej chwili. W ostatnich dniach w Piotrogrodzie daje się zauważyć niebywały napływ dezerterów... Na dworcu Warszawskim pełno podejrzanie wyglądających żołnierzy o pałających oczach i podnieconych twarzach... Są dane o przybyciu do Piotrogrodu całych band złodziejskich, które węszą łup. Organizują się ciemne elementy, herbaciarnie i spelunki są niemi przepełnione..." Filisterskie strachy i policyjne brednie przeplatają się tu z surową rzeczywistością. Zbliżając się do rozwiązania, kryzys rewolucyjny porusza głębie społeczne do samego dna. I dezerterzy, i bandy złodziejów, i spelunki rzeczywiście podniosły się na złowrogie pomruki zbliżającego się trzęsienia ziemi. Górne warstwy społeczeństwa z fizycznym wstrętem i przerażeniem spoglądały na rozpętane siły swego ustroju, na jego ropiejące rany i wrzody. Rewolucja nie wytworzyła ich, obnażyła je tylko.
W tym czasie w Dźwińsku, w sztabie korpusu, znany nam już baron Budberg, zaciekły reakcjonista, niepozbawiony jednak spostrzegawczości i swoistej przenikliwości, pisał: „Kadeci, kadetoidzi, październikowcy i różni rewolucjoniści starych marcowych formacyj czują, że koniec ich zbliża się, i wyją płaczliwie, przypominając muzułmanów, którzy grzechotkami usiłują odwrócić zaćmienie księżyca".
Na 18-go zostało zwołane pierwsze posiedzenie Narady Garnizonowej. Telefonogram do oddziałów wojskowych wzywał do powstrzymania się od samowolnych wystąpień i do wykonywania tych tylko rozkazów sztabu, które będą zatwierdzone przez Sekcje Żołnierską. Sowiet podjął więc stanowczą próbę objęcia jawnej kontroli nad garnizonem. Telefonogram był w istocie niczem innem, jak wezwaniem do obalenia istniejących władz. Można go było jednak, jeśli się chciało, interpretować jako pokojowy akt zastąpienia ugodowców przez bolszewików w systemie dwuwładzy. W praktyce sprowadzało się to do tego samego, lecz bardziej giętka interpretacja pozostawiała miejsce dla iluzyj. Prezydjum CKW, które uważało siebie za gospodarza w Smolnym, usiłowało przeszkodzić rozsyłaniu telefonogramu. Skompromitowało się tem tylko raz jeszcze. Zebranie przedstawicieli komitetów pułkowych i 'kompanijnych Piotrogrodu i okolic odbyło się w wyznaczonym terminie i cieszyło się nadzwyczajna frekwencją.
Dzięki atmosferze wytworzonej przez przeciwników, referaty uczestników Narady Garnizonowej siłą rzeczy skoncentrowały się na sprawie oczekiwanego „wystąpienia". Nastąpił znamienny apel, na który kierownicy zapewne nie odważyliby się z własnej inicjatywy. Przeciw wystąpieniu wypowiedziały się: szkoła podchorążych w Peterhofie i 9-ty pułk kawalerji. Szwadrony marszowe kawalerji gwardji skłaniają się do neutralności. Szkoła podchorążych w Oranienbau-mie podporządkuje się tylko rozkazowi CKW, Na tem kończą sie głosy wrogie czy neutralne. O gotowości do wystąpienia na pierwsze wezwanie Sowietu piotrogrodzkiego oświadczają: pułki — Jegrów, Moskiewski, Wołyński, Pawłowski, Kek-sholrrrski, Siemionowski, Izmajłowski, 1-szy Strzelecki i 3-ci zapasowy, 2-ga załoga Bałtycka, bataljon elektrotechniczny, dywizjon artylerji gwardji. Pułk grenadierów wystąpi tylko na wezwanie Zjazdu Sowietów: to wystarcza. Pomniejsze oddziały przyjmują stanowisko większości. Przedstawicielom OKW, którzy doniedawna, i to nie bez podstaw, uważali garnizon piotrogrodzki za źródło swej siły, tym razem niemal jednomyślnie odmówiono głosu. W bezsilnej złości opuścili „nieprawomocne'' zebranie, które na wniosek przewodniczącego natychmiast zatwierdziło: żadne rozkazy bez potwierdzenia Sowietu nie są ważne.
To, co kiełkowało w świadomości garnizonu w ciągu ostatnich miesięcy, a zwłaszcza tygodni, teraz krystalizowało się. Rząd okazał się jeszcze bardziej bezsilny, niż można było przypuszczać. Podczas gdy miasto rozbrzmiewało pogłoskami o wystąpieniu i krwawych walkach, Narada Komitetów pułkowych, która ujawniła przytłaczającą przewagę bolszewików, uczyniła w istocie niepotrzebnemi i demonstracje i masowe boje. Garnizon pewnie szedł ku przewrotowi, ujmując go nie jako powstanie, lecz jako urzeczywistnienie bezspornego prawa Sowietów do decydowania o losach kraju. W mchu tym tkwiła nieodparta siła, ale jednocześnie i pewna ociężałość. Partja musiała umiejętnie skoordynować swe działania z politycznym krokiem pułków, których większość oczekiwała wezwania ze strony Sowietu, niektóre zaś — ze strony Zjazdu Sowietów.
Dla uniknięcia niebezpieczeństwa choćby tylko chwilowego zamieszania podczas rozwijania ofenzywy było rzeczą konieczną dać odpowiedź na pytanie nietylko wrogów, ale i przyjaciół: czy rzeczywiście nie dziś —■ to jutro wybuchnie powstanie? W tramwajach, na ulicy, w sklepach o niczem innem się nie mówi, jak tylko o zbliżającym się przewrocie. Na placu Zamkowym, przed pałacem Zimowym i przed sztabem, stoją długie kolejki oficerów, którzy ofiarowują Rządowi swe usługi i otrzymują wzamian za to rewolwery. Lecz w chwili niebezpieczeństwa nie zobaczy się ani rewolwerów, ani ich właścicieli. Sprawie powstania poświęcone są artykuły wstępne wszystkich gazet. Gorkij żąda od bolszewików, by — jeśli tylko nie są „bezwolną igraszką zdziczałego tłumu" — zdementowali pogłoski. Uczucie niepewności przeniknęło również do dzielnic robotniczych i zwłaszcza do pułków. Zrodziło się tam przypuszczenie, że wystąpienie przygotowuje się bez nich. Kto przygotowuje? Dlaczego milczy Smolny? Sprzeczność w położeniu Sowietu, jako otwartego parlamentu i rewolucyjnego sztabu, stwarzała na ostatnim etapie wielkie trudności. Dłużej już nie można było milczeć.
„W ostatnich dniach — oświadcza Trocki pod koniec wieczorowego posiedzenia Sowietu — prasa pełna jest doniesień, pogłosek, artykułów o bliskiem wystąpieniu... Uchwały Sowietu piotrogrodzkiego podawane są do wiadomości publicznej. So-wiet jest instytucją wybieralną i nie może przyjmować uchwał, któreby nie były znane robotnikom i żołnierzom... Oświadczam w imieniu Sowietu: żadnych wystąpień zbrojnych nie wyznaczyliśmy. Gdyby jednak rozwój wydarzeń zmusił Sowiet do wyznaczenia terminu wystąpienia, robotnicy i żołnierze powstaliby na jego wezwanie jak jeden mąż... Powołują się na to, że podpisałem polecenie wydania 5.000 karabinów.... Tak jest, podpisałem... Sowiet będzie także i nadal organizował i uzbrajał gwardję robotniczą." Delegaci rozumieli: bitwa jest bliska, lecz bez nich i poza nimi sygnał nie będzie wydany.
Jednak oprócz uspokajającego wyjaśnienia masom potrzebna była jasna perspektywa rewolucyjna. Referent łączy w jedną dwie sprawy: wyprowadzenie garnizonu i mający się odbyć Zjazd Sowietów. „Pomiędzy nami a Rządem powstał zatarg, który może przybrać nadzwyczaj ostry charakter... Nie pozwalamy wyprowadzić z Piotrogrodu jego rewolucyjnego garnizonu.'' Zatarg ten zkolei jest podporządkowany drugiemu dojrzewającemu konfliktowi. „Burżuazji wiadomo, że Sowiet piotro-grodzki zaproponuje Zjazdowi Sowietów, by wziął władzę w swe ręce... i oto, przewidując nieuniknioną walkę, klasy bur-żuazyjne usiłują rozbroić Piotrogród." Polityczny zawiązek przewrotu podany był w tem przemówieniu po raz pierwszy w sposób zupełnie określony; zamierzamy wziąć władzę, potrzebny nam jest garnizon, nie oddamy go. „Na pierwsze usiłowanie kontrrewolucji, zmierzającej do zerwania Zjazdu, odpowiemy bezlitosnym kontratakiem, który doprowadzimy do końca." Proklamowanie rozstrzygającej ofenzywy politycznej i tym razem ujęte jest w formułę obrony wojennej.
Suchanow, który zjawił się na posiedzeniu z beznadziejnym projektem przyciągnięcia Sowietu do święcenia jubileuszu Gorkiego, nieźle komentował później zawiązany tego dnia rewolucyjny węzeł. Dla Smolnego sprawa garnizonu jest sprawą powstania. Dla żołnierzy — to sprawa ich losów. „Trudno wyobrazić sobie bardziej dogodny punkt wyjścia dla polityki owych dni.'' Nie przeszkadza to Suchanowowi uważać polityki bolszewików wogóle za zgubną. Podobnie jak Gorkiego i tysiące radykalnych inteligentów, przeraża go najbardziej ów rzekomo „zdziczały tłum", który z niezwykłą planowością rozwija z każdym dniem swą ofenzywę.
Sowiet jest dostatecznie potężny, by otwarcie proklamować program przewrotu państwowego i nawet wyznaczyć dlań termin. Ale zarazem aż do wyznaczonego przezeń dnia pełnego zwycięstwa — Sowiet jest bezsilny w tysiącu wielkich i drobnych spraw. Kiereński politycznie sprowadzony już do zera wydaje jeszcze dekrety w pałacu Zimowym. Lenin, inspirator zwycięskiego ruchu mas, ukrywa się w podziemiach, i minister Malantowicz znów polecił prokuratorowi wydać rozkaz aresztowania go.
Nawet w Smolnym, na swem własnem terytorjum, wszechmocny Sowiet piotrogrodzki mieści się, jakby można sądzić, tylko z łaski. Zarząd gmachem, kasą, ekspedycją, samochodami, telefonami wciąż jeszcze znajduje się w rękach Centralne-■ go Komitetu Wykonawczego.
Suchanow opowiada, jak wyszedł późną nocą, po posiedzeniu, wśród ulewnego deszczu do ogrodu Instytutu Smolnego, pogrążonego w ciemnościach. Tłum delegatów beznadziejnie tłoczył się dokoła dwóch dymiących, rozklekotanych aut, przydzielonych bolszewickiemu Sowietowi z bogatych garaży CKW. „Do samochodów — opowiada wszechobecny obserwator — podszedł również i przewodniczący Trocki. Lecz postawszy i popatrzywszy chwilę, uśmiechnął się, odwrócił, poczłapał po kałużach i zniknął w ciemnościach." Na pomoście tramwajowym Suchanow zetknął się z jakimś skromnie wyglądającym człowiekiem niewielkiego wzrostu, z czarną szpiczastą bródką. Nieznajomy usiłował uprzyjemnić Suchanowowi długą 1 uciążliwą jazd?. „Kto to?'' zapytał Suchanow swej towarzyszki bolszewiczki. „Stary funkcjonarjusz partyjny, Swierdłow." W niecałe dwa tygodnie później ten mały człowieczek z czarną bródką będzie przewodniczącym Centralnego Komitetu Wykonawczego, naczelnego organu Sowieckiej Republiki. Widocznie Swierdłow zabawiał współtowarzysza drogi w poczuciu wdzięczności: na 8 dni przedtem w mieszkaniu Suchanowa, wprawdzie bez jego wiedzy, odbyło się posiedzenie Komitetu Centralnego bolszewików, które postawiło na porządku dziennym sprawę zbrojnego przewrotu.
Nazajutrz z rana CKW usiłuje zawrócić wstecz koło wydarzeń. Prezydjum zwołuje „legalne" zebranie garnizonu, ściągając na nie i te wlokące się w ogonie komitety, o dawno nie-odnawianym składzie, które poprzedniego dnia nie były obecne. Dodatkowe sprawdzenie nastrojów garnizonu, ujawniając pewne nowe momenty, tem jaskrawiej potwierdziło wczorajszy obraz. Przeciw wystąpieniu tym razem wypowiedzieli się: większość komitetów oddziałów, kwaterujących w twierdzy Piotropawłowskiej, i komitety dywizjonu samgchodów pancernych: jedne i drugie oświadczyły o swem podporządkowaniu się CKW. Tego nie wolno było ignorować.
Położona na wysepce, otoczonej wodami Newy i jej kanaiu, pomiędzy śródmieściem i dwoma przedmieściami, twierdza panuje nad pobliskiemi mostami i osłania albo, naodwrót, otwiera od strony rzeki dostęp do pafacu Zimowego — siedziby Rządu. Pozbawiona znaczenia wojennego w operacjach wielkiej skali, twierdza może wypowiedzieć ważkie słowo w walce ulicznej. Pozatem, i to jest bodaj najważniejsze, przy twierdzy znajduje się bogaty arsenał kronwerkski: robotnikom potrzebne są karabiny, a i najbardziej rewolucyjne pułki są prawie nie uzbrojone. Znaczenie samochodów pancernych w walce ulicznej nie wymaga tłumaczenia: po stronie Rządu mogą one pochłonąć wiele bezcelowych ofiar; po stronie powstania skrócą drogę do zwycięstwa. Na twierdzę i na dywizjon samochodów pancernych będą musieli bolszewicy zwrócić teraz szczególna uwagę.
Pozatem układ sił na Naradzie był ten sam, co wczoraj. Usiłowanie CKW przeprowadzenia swojej, zresztą bardzo ostrożnej, uchwały spotkało się ze zdecydowanym oporem przytłaczającej większości: jako zwołana nie przez Sowiet piotrogrodzki. Narada nie uważa się za prawomocną do powzięcia uchwał. Ugodowi liderzy sami narazili się na ten dodatkowy cios.
Znalazłszy drogę do pułków zabarykadowaną z dołu, CKW usiłował opanować garnizon od góry. W porozumieniu ze sztabem mianował on głównym komisarzem całego okręgu sztabs-kapitana Malewskiego, esera, i oznajmił swą zgodę na uznanie komisarzy Sowietu pod warunkiem podporządkowania ich głównemu komisarzowi. Próba opanowania bolszewickiego garnizonu za pośrednictwem nikomu nieznanego sztabs-kapitana była jawnie beznadziejna. Odrzuciwszy tę propozycję, Sowiet przerwa/ rokowania.
Zapowiedziane przez Potresowa powstanie 17-go nie nastąpiło. Teraz przeciwnicy wymieniali z przekonaniem nową datę: 20 października. Na dzień ten, jak wiadomo, było początkowo wyznaczone otwarcie Zjazdu Sowietów, a powstanie szło za Zjazdem, jak jego cień. Wprawdzie Zjazd odłożono już na pięć dni: lecz choć przedmiot przesunął się, cień został. Rząd przedsięwziął i tym razem wszystkie niezbędne środki, bv nie-dopuścić do „wystąpienia1'. Na przedmieściach ustawiono wzmocnione posterunki. Patrole kozackie objeżdżały dzielnice robotnicze całą noc. W różnych punktach Piotrogrodu rozlokowano potajemnie rezerwy konne. W milicji zarządzono pogotowie bojowe, i połowa jej składu bez przerwy dyżuruje w komisariatach. Przed pałacem Zimowym ustawiono samochody pancerne, lekką artylerję, karabiny maszynowe. Ulice, prowadzące do pałacu, są chronione siecią posterunków.
Powstanie, którego nikt nie przygotowywał i do którego nikt nie wzywał, i tym razem się nie odbyło. Dzień przeszedł spokojniej, niż wiele innych, ipracy w fabrykach nie przerwano. Redagowane przez Dana „Izwiestja" święciły zwycięstwo nad bolszewikami. „Ich awantura ze zbrojnem wystąpieniem w Pio-trogrodzie — skończyła się.'' Zdawało się, że bolszewicy są zmiażdżeni samem tylko oburzeniem zjednoczonej demokracji: „już się poddają". Doprawdy możnaby pomyśleć, że przeciwnicy, potraciwszy głowy, postawili sobie za cel nicwczesnemi strachami i jeszcze bardziej niewczesnemi fanfarami zwycięstwa dezorjentować własną ^opinję publiczną" i osłaniać plany bolszewików.
Uchwała o utworzeniu Komitetu Wojenno-Rewolucyjnego. która zapadła po raz pierwszy 9-go, znalazła, się na plenum Sowietu dopiero po tygodniu. Sowiet — to nie partja, machina jego jest ciężka. Jeszcze cztery dni upłynęły, zanim wyłoniono Komitet. Tych dziesięć dni nie poszło jednak na marne: w szyb-kiem tempie opanowywano garnizon. Narada komitetów pułkowych odrazu dowiodła swej celowości, uzbrojenie robotników posunęło się naprzód, tak że Komitet Wojenno-Rewolucyj-ny, który przystąpił do pracy dopiero 20-go, na 5 dni przed powstaniem, zmiejsca przejął wcale dobrze zorganizowane gospodarstwo. Wobec bojkotu ze strony ugodowców w skład Komitetu weszli tylko bolszewicy i lewi eserzy: ułatwiło to i uprościło zadanie. Z pośród eserów pracował jeden tylko Ła-zimir, którego postawiono nawet na czele Biura, by tem jaskrawiej podkreślić sowiecki, a nie partyjny charakter tej instytucji. W istocie Komitet, którego przewodniczącym nył Trocki. czołowymi członkami zaś Podwojski, Antonow-Owsiejenko, Ła-szewicz. Sadowski, Miechonoszin, opierał się wyłącznie na bolszewikach. Wątpliwe, czy Komitet zebrał się choć raz w pełnym składzie, z udziałem przedstawicieli wszystkich instytucyj wymienionych w rozporządzeniu. Pracę bieżąca prowadziło Biuro pod kierunkiem przewodniczącego, przyczem w ważniejszych wypadkach wzywano Swierdłowa. To właśnie był sztab powstania.
Biuletyn Komitetu skromnie rejestruje jego pierwsze kroki: do oddziałów linjowych garnizonu, do niektórych instytucyj i magazynów „w celu sprawowania kontroli i kierownictwa'1 wyznaczono komisarzy. Znaczy to, że zdobywszy garnizon politycznie, Sowiet podporządkowywał go sobie teraz organizacyjnie. W sprawie doboru komisarzy ważną role odgrywała Organizacja Wojskowa bolszewików. Wśród tysiąca jej członków w Piotrogrodzie było niemało zdecydowanych i bezwzględnie oddanych rewolucji żołnierzy i młodych oficerów, którzy po wydarzeniach lipcowych zdobyli niezbędny hart w więzieniach Kiereńskiego. Wyznaczeni z ich środowiska komisarze znajdowali w oddziałach garnizonu dostatecznie przygotowany grunt: uważano ich za swoich i podporządkowywano się im chętnie.
Inicjatywa w kierunku opanowywania poszczególnych instytucyj wychodziła przeważnie z dołu. Robotnicy i urzędnicy arsenału przy twierdzy Piotropawłowskiej wysunęli sprawę wprowadzenia kontroli nad wydawaniem broni. Wyznaczony tam komisarz zdążył wstrzymać dodatkowe uzbrajanie jun-krów, zatrzymał 10000 karabinów przeznaczonych dla tery-torjum Dońskiego i mniejsze partje -— dla szeregu podejrzanych organizacyj i osób. Wkrótce rozciągnięto kontrolę również i nad innemi arsenałami, a nawet nad prywatnemi składami broni. Wystarczyło zwrócić się do komitetu żołnierzy, robotników czy urzędników instytucji czy magazynu, by opór administracji został natychmiast złamany. Broń wydawano odtąd tylko na polecenie komisarzy.
Robotnicy drukarscy za pośrednictwem swego związku zwrócili uwagę Komitetu na rosnącą ilość czarnosecinnych odezw i broszur. Postanowiono, że we wszystkich wątpliwych wypadkach związek drukarzy będzie się zwracał o rozstrzygnięcie sprawy do Komitetu Wojenno-Rewolucyjnego. Kontrola poprzez robotników drukarskich była najbardziej skuteczną ze wszystkich możliwych postaci kontroli nad agitacyjnemi drukami kontrrewolucji.
Nie ograniczając się do formalnego dementowania pogłosek o powstaniu, Sowiet otwarcie wyznaczył na niedzielę 22-go pokojowy przegląd swych sił, jednak nie w postaci pochodów uhcznyefi, lecz wieców w fabrykach, koszarach, we wszystkich większych lokalach stolicy. W jawnym celu sprowokowania krwawych starć tajemniczy wierni wyznaczyli na ten sam dzień procesje kościelne na ulicach stolicy. Wezwanie, podpisane przez nieznanych kozaków, zapraszało obywateli do wzięcia udziału w procesji „dla uczczenia oswobodzenia Mas-kwy od wrogów w 1812 roku". Powód wybrano niezbyt aktualny, lecz wodzireje zwracali się również do Wszechmogącego o pobłogosławienie broni kozackiej „dla obrany przed wrogami ziemi rosyjskiej'', co już jawnie odnosiło się do roku 1917.
Do obawiania się poważnej manifestacji kontrrewolucji nie było żadnych podstaw: duchowieństwo było w masach piotro-grodzkich bezsilne, pod chorągwią kościelną mogło ono poprowadzić przeciw Sowietowi tylko nędzne resztki band czarno-secinnych. Jednak dzięki współdziałaniu doświadczonych prowokatorów kontrwywiadu i oficerów kozackich krwawe starcia nie były wykluczone. By im zapobiec, Komitet Wojenno-Rewolucyjny zaczął od wzmożonego oddziaływania na pułki kozackie. W gmachu sztabu wprowadzono bardziej surowe rygory. „Niełatwo już teraz było dostać się do Smolnego — pisze John Reed. — System przepustek zmieniano co kilka godzin, gdyż szpiedzy ciągle przedostawali się do środka.''
W dniu 21 października, na posiedzeniu Narady Garnizonowej, poświęconem sprawie „Dnia Sowietu", referent zaproponował szereg środków zapobiegawczych przeciw możliwym starciom ulicznym. 4-y pułk kozacki, najbardziej lewy, oznajmił przez usta swego delegata, że w procesji udziału nie weźmie. 14-y pułk kozacki zapewniał, że będzie walczył wszel-kiemi siłami przeciw zamachom kontrrewolucji, jednocześnie jednak uważa wystąpienie w celu zagarnięcia władzy za „przedwczesne''. Z trzech pułków kozackich nie był obecny tylko Uralski, najbardziej zacofany, wprowadzony do Piotro-grodu w lipcu dla rozgromienia bolszewików.
Narada przyjęła po wysłuchaniu referatu Trockiego trzy krótkie rezolucje: 1. „Garnizon Piotrogrodu i jego okolic przyrzeka Komitetowi Wojenno - Rewolucyjnemu całkowite poparcie we wszystkich jego poczynaniach"... 2. „Dzień 22 października jest dniem pokojowego przeglądu sił... Garnizon zwraca się do kozaków:.... zapraszamy was na nasze jutrzejsze zgromadzenie. Witajcie, bracia — kozacy!" 3. „Wszechrosyjski Zjazd Sowietów winien wziąć władzę w swe ręce i zapewnić ludowi pokój, ziemię i chleb." Garnizon uroczyście przyrzeka oddać wszystkie swe siły do dyspozycji Zjazdu. „Polegajcie na nas, pełnomocni przedstawiciele żołnierzy, robotników i chłopów. Jesteśmy wszyscy na swoich posterunkach, gotowi zwyciężyć lub zginąć.'' Setki rąk podniosły się za temi rezolucjami, zatwierdzającemi program powstania. 57 osób wstrzymało się: byli to „neutralni", t. j. przeciwnicy, którzy się zawahali. Ani jedna ręka nie podniosła się przeciw rezolucjom. Pętla na szyi reżimu lutowego zaciskała się coraz ciaśniej.
W ciągu dwóch dni okazało się, że zakulisowi inicjatorzy procesji zrezygnowali ze swej demonstracji „na wniosek dowódcy okręgu korpusu''. Poważny ten sukces moralny, będący doskonałym miernikiem siły nacisku Narady Garnizonowe.!, pozwalał liczyć z pewnością na to, że wrogowie jutro wogóle nie odważą się wysunąć nosa na ulicę.
Komitet Wojenno - Rewolucyjny wyznacza do sztabu okręgu trzech komisarzy: Sadowskiego, Miechonoszina i Ła-zimira. Rozkazy dowódcy okręgu otrzymują moc prawną dopiero po podpisaniu ich przez jedną z tych osób. Na telefoniczne polecenie ze Smolnego sztab wysłał samochód dla delegacji: zwyczaje dwuwładzy jeszcze pokutują. Lecz wbrew oczekiwaniom uprzejmość sztabu nie oznaczała gotowości do ustępstw. Wysłuchawszy oświadczenia Sadowskiego, Połkownikow odpowiedział, że żadnych komisarzy nie uznaje i opieki ich nie potrzebuje. Na aluzję delegacji, że sztabowi grozi w ten sposób ryzyko spotkania się z oporem ze strony oddziałów, Połkownikow odpart sucho, że garnizon jest w jego rękach i utrzymanie dyscypliny jest zapewnione. „Jego stanowczy ton był szczery, — pisze w swoich wspomnieniach Miechonoszin, — nie wyczuwało się w nim nic sztucznego." Na drogę powrotną delegaci nie otrzymali już samochodu sztabowego.
Nadzwyczajna narada, na którą wezwano Trockiego i Swierdłowa, przyjęła uchwałę: uznać zerwanie ze sztabem za fakt dokonany i uczynić zeń punkt wyjścia dla dalszej ofenzy-wy. Pierwszy warunek powodzenia: dzielnice winny być informowane o wszystkich etapach i epizodach walki. Nie wolno dopuścić do tego, by przeciwnikowi udało się zaskoczyć masy. Przez sowiety dzielnicowe i komitety partji rozesłano informacje do wszystkich dzielnic miasta. Pułki natychmiast powiadomiono o tem, co zaszło. Przypomniano ponownie: wykonywać tylko te rozkazy, które sa podpisane przez komisarzy. Do służby wartowniczej polecono wyznaczać najbardziej pewnych żołnierzy.
Ale i sztab postanowił przedsięwziąć odpowiednie środki. Widocznie za poradą swych ugodowych doradców Połkownikow zwołał na godzinę 1-ą po południu własną ur^ade garnizonowa z udziałem nrzedstawicieli CKW. Wyprzedzając przeciwnika, Komitet Wojenno-Rewolucyjny zwołał na godzinę 11-ą
nadzwyczajną naradę komitetów pułkowych, na której postanowiono nadać zerwaniu ze sztabem odpowiednią formę. Zredagowane na miejscu wezwanie do wojsk Piotrogrodu i okolic utrzymane było w tonie wypowiedzenia wojny. „Zrywając z zorganizowanym garnizonem stolicy, sztab staje się bezpo-średniem narzędziem sił kontrrewolucji''. Komitet Wojennno-Rewolucyjny zrzuca z siebie wszelką odpowiedzialność za działalność sztabu i, stając na czele garnizonu, bierze na siebie „ochronę porządku rewolucyjnego przed zamachami kontrrewolucji".
By} to stanowczy krok na drodze do powstania. A może — tylko kolejny zatarg w pełnym zatargów mechanizmie dwuwładzy? Tak właśnie, pocieszając się, usiłował interpretować te iakty sztab, naradzający się z przedstawicielami tych oddziałów wojskowych, które nie zdążyły otrzymać na czas wezwania Komitetu Wojenno-Rewolucyjnego. Wysłana ze Smolnego delegacja z chorążym Daszkiewiczem na czele zwięźle zreferowała w sztabie uchwałę Narady Garnizonowej. Nieliczni przedstawiciele oddziałów ponownie zapewnili o swej wierności dla Sowietu i rozeszli się bez powzięcia jakichkolwiek uchwal.
„Po krótkiej wymianie zdań — donosiła potem prasa według komunikatu sztabu — żadnych określonych uchwał nie powzięto; uznano za konieczne poczekać na rozstrzygnięcie zatargu pomiędzy CKW a Sowietem piotrogrodzkim." Złożenie go z urzędu sztab przedstawiał jako spór pomiędzy dwiema instancjami sowieckiemi o to, która z nich ma kontrolować jego działalność. Polityka dobrowolnej ślepoty miała tę zaletę, że uwalniała od konieczności wypowiedzenia Smolnemu wojny, do której rządzącym brak było sił. Tak więc konflikt rewolucyjny, który już miał wybuchnąć, znów wprowadzono, przy współudziale organów rządowych, w legalne ramy dwuwładzy: bojąc się spojrzeć w oczy rzeczywistości, sztab tem gorliwiej współdziałał w maskowaniu powstania.
Czy lekkomyślne zachowanie władz nie było jednak tylko maskowaniem ich rzeczywistych zamierzeń? Czy sztab nie przygotowywał się pod maską biurokratycznej naiwności do wymierzenia Komitetowi Wojenno-Rewolucyjnemu niespodziewanego ciosu? Podobny zamach ze strony rozprzężonych i zdemoralizowanych organów Rządu Tymczasowego uważany był przez Smolny za mało prawdopodobny. Komitet Wojenno-Rewolucyjny przedsięwziął jednak najelementarniejsze środki ostrożności: w najbliżej położonych koszarach dyżurowały dniem i nocą kompanje pod bronią, gotowe na pierwszy sygnał przyjść Smolnemu z pomocą.
Pomimo odwołania procesji prasa burżuazyjna przepowiadała, że w niedzielę dojdzie do rozlewu krwi. Gazeta ugodowa donosiła z rana: „Władze spodziewają się dzisiaj( wystąpienia. Dziś jest ono bardziej prawdopodobne, niż 20-go.'' Już po raz trzeci w ciągu jednego tygodnia: 17-go, 20-go i 22-go występny chłopak oszukiwał lud kłamliwym okrzykiem „wilk". Za czwartym razem — jeśli wierzyć starej bajce — chłopak sam wpadnie wilkowi w paszczę.
Prasa bolszewicka, wzywając masy na zgromadzenia, mówiła o pokojowym przeglądzie sił rewolucyjnych w przededniu Zjazdu Sowietów. Odpowiadało to całkowicie planom Komitetu Wojenno-Rewolucyjnego: przeprowadzić gigantyczny przegląd bez starć, bez użycia broni, a nawet bez zademonstrowania jej. Masy powinny były zobaczyć same siebie, swą liczebność, swą siłę, swe zdecydowanie. Jednomyślnością mas należało zmusić wrogów do ukrycia się, schowania, do niewystępowania. Ujawnieniem bezsilności burżuazji wobec potęgi mas robotników i żołnierzy należało zetrzeć w ich świadomości ostatnie hamujące wspomnienia dni lipcowych. Trzeba było zdziałać, by masy, przekonawszy się o swej potędze, powiedziały sobie: nic już nie zdoła się nam przeciwstawić.
„Wystraszona ludność — pisał po pięciu latach Milukow — pozostała w domu albo trzymała się na uboczu.'' W domu została burżuazja: była rzeczywiście zastraszona przez swą własną prasę. Cała pozostała ludność ruszyła samego rana na zgromadzenie: młodzi i starzy, mężczyźni i kobiety, podrostki i matki z dziećmi na rękach. Takich wieców nie było jeszcze od początku rewolucji. Cały Piotrogród poza górnemi warstwami przedstawiał sobą jeden wielki wiec. W przepełnionych po brzegi lokalach audytorjum zmieniało się bezustannie. Wciąż nowe i nowe fale robotników, żołnierzy, marynarzy przypływały pod gmachy i zapełniały je. Poruszył się drobno-mieszczański lud miejski, przebudzony wołaniami i przestrogami, które go miały zastraszyć. Dziesiątki tysięcy przychodziły do olbrzymiego gmachu Domu Ludowego, przelewały się po korytarzach, zwartą, wzburzoną, a jednocześnie zdyscyplinowaną masą zapełniały salę teatralną, korytarze, bufet i foyer. Z żelaznych kolumn i okien zwieszały się girlandy ludzkich głów, nóg i rąk. W powietrzu wyczuwało się owo napięcie elektryczne, które znamionuje bliskie wyładowanie. Precz z Kiereńskim! Precz z wojna! Władza Sowietom! Nikt z pośród ugodowców nie ośmielał się występować wobec tych rozżarzonych do czerwoności tłumów ze sprzeciwami czy przestrogami. Głos mieli bolszewicy. Postawiono na nogi wszystkich mówców partji, nie wyłączając przybyłych na Zjazd de-Jegatów z prowincji. Zrzadka występowali lewi eserzy, gdzie niegdzie — anarchiści. Lecz jedni i drudzy starali się jaknaj-mniej odcinać od bolszewików.
Godzinami stali ludzie z przedmieść, suteren i strychów,, w nędznych paletkach, w czapkach i grubych chustkach na głowach, w dziurawych, przemoczonych butach, wstrzymując w gardle jesienny kaszel, stali zwarcie, ramię przy ramieniu, ścieśniając się coraz bardziej, by dać miejsce nowym, by dać miejsce wszystkim, i słuchali bez zmęczenia, chciwie, namiętnie, wymagająco, bojąc się nie dosłyszeć tego, co koniecznie trzeba zrozumieć, przyswoić sobie i przeprowadzić. Zdawałoby się, że w ciągu ubiegłych miesięcy, ostatnich tygodni, ostatnich kilku dni wypowiedziano już wszystkie słowa. Ale nie, dzisiaj brzmią one inaczej. Masy przyjmują je w inny, nowy sposób, nie jako nawoływanie, lecz jako zobowiązanie do czynu. Doświadczenie rewolucji, wojny, ciężkiej walki, całego pełnego goryczy życia podnosi się z głębin pamięci każdego gnębionego nędzą człowieka i układa się w te proste, władcze słowa. Tak dalej być nie może. Trzeba przebić wyjście ku przyszłości.
Do tego prostego i wspaniałego dnia, jaskrawię odcinającego się na i tak nie bladem tle rewolucji, zwracał się później pamięcią każdy uczestnik wydarzeń. Obraz uduchowionej i opanowanej w swem nieposkromieniu lawy ludzkiej wrył się na zawsze w pamięć naocznych świadków. „Dzień Sowietu piotrojrodzkiego — pisze lewy eser Mścisławski — przeszedł na licznych wiecach wśród ogromnego entuzjazmu." Bolszewik Piestkowski, który przemawiał w dwóch fabrykach na wyspie Wasiljeostrowskiej, zaświadcza: „Mówiliśmy masom jasno o bliskiem opanowaniu przez nas władzy i prócz głosów uznania nie słyszeliśmy nic." „Wokoło mnie — opowiada Suchanow o wiecu w Domu Ludowym — panował nastrój, graniczący z ekstazą.... Trocki formułował jakąś krótką rezolucję ogólną... Kto za... Tysiączny tłum jak jeden mąż podniósł ręcc. Widziałem wzniesione ręce i pałające oczy mężczyzn, kobiet, podrostków, robotników, żołnierzy, chłopów i — typowo mieszczańskich postaci... Trocki mówił dalej. Nieprzejrzany tłum nie opuszczał rąk. Trocki rąbał słowa: To wasze głosowanie niechaj będzie waszą przysięgą. Nieprzejrzany tłum trzymał ręce wzniesione do góry. Zgadza się, przysięga.'* Bolszewik Popów opowiada o entuzjastycznej przysiędze, którą składały masy: „Ruszymy na pierwsze wezwanie Sowietu''. Mścisławski mówi o naelektryzowanym tłumie, składającym przysięgę na wierność Sowietom. Ten sam obraz obserwowano, w mniejszej tylko skali, we wszystkich dzielnicach miasta, w centrum i na przedmieściach. Setki tysięcy ludzi w tej samej godzinie podnosiły ręce i przysięgały, że doprowadzą walkę do końca.
Jeżeli zwykłe posiedzenia Sowietu, Sekcji Żołnierskiej, Narady Garnizonowej, komitetów fabrycznych spajały szerokie rzesze kierowników; jeżeli poszczególne zgromadzenia masowe cementowały fabryki i pułki — to dzień 22 października stopił w wysokiej temperaturze w jednym gigantycznym kotle prawdziwe masy ludowe. Masy ujrzały siebie i swych wodzów, wodzowie ujrzeli i usłyszeli masy. Obie strony były z siebie wzajemnie zadowolone. Wodzowie przekonali się: dalej zwlekać nie można! Masy powiedziały sobie: tym razem rzecz zostanie zrobiona!
Sukces niedzielnego przeglądu sił bolszewickich odjął pewność siebie Połkownikowowi i jego przełożonym. W porozumieniu z Rządem i CKW sztab podjął próbę porozumienia się ze Smolnym. Dlaczegożby w istocie nie przywrócić starych, dobrych, przyjaznych obyczajów, kontaktu i porozumienia? Komitet Wojenno-Rewolucyjny nie odmówił wydelegowania swych przedstawicieli w celu wymiany zdań: lepszego wywiadu nie można było sobie życzyć. „Pertraktacje były krótkie, — wspomina Sadowski. — Przedstawiciele dowództwa okręgu zgadzali się na wszystkie postawione przedtem przez Sowiet warunki..., żądając wzamian anulowania rozkazu Komitetu Wojenno-Rewolucyjnego z dnia 22 października.'' Mowa była o dokumencie, w którym sztab nazwany został narzędziem kontrrewolucyjnych sił. Ci sami delegaci Komitetu, których Połkownikow tak niegrzecznie odesłał przed dwoma dniami do domu, zażądali i otrzymali do rąk w celu zreferowania w Smolnym projekt porozumienia podpisany przez sztab. W sobotę te warunki napółhonorowej kapitulacji zostałyby przyjęte. Dzisiaj, w poniedziałek, były one już spóźnione. Sztab czekał na odpowiedź, lecz odpowiedzi nie otrzymał.
Komitet Wojenno-Rewolucyjny opublikował obwieszczenie, komunikujące ludności Piotrogrodu o wyznaczeniu komisarzy przy oddziałach wojskowych i w szczególnie ważnych punktach stolicy i okolic. „Komisarze jako przedstawiciele Sowietu są nietykalni. Stawianie oporu komisarzom jest stawianiem oporu Sowietowi delegatów robotniczych i żołnierskich.'' Poleca się obywatelom, by w wypadkach rozruchów zwracali się do najbliższych komisarzy celem wezwania siły zbrojnej. Jest to język władzy. Lecz Komitet wciąż jeszcze nie daje hasła do otwartego powstania. Suchanow pyta: „Czy Smolny robi głupstwa, czy też igra z pałacem Zimowym jak kot z myszką, prowokując atak?" Ani jedno, ani drugie. Naciskiem mas, ciężarem garnizonu Komitet wypiera Rząd. Bierze bez walki to, co można wziąć. Posuwa swe pozycje naprzód bez strzału, skupiając i wzmacniając w marszu swą armję; mierzy swym naporem siłę oporu wroga, ani na chwilę przytem nie spuszczając zeń oczu. Każdy nowy krok naprzód zmienia układ sił na korzyść Smolnego. Robotnicy i garnizon wrastają w powstanie. Kto pierwszy wezwie do broni, okaże się podczas. atakowania i wypierania. Teraz jest to już kwestją godzin. Jeżeli w ostatniej chwili Rząd zdobędzie sie na odwagę — czy też rozpacz — i rzuci hasło do bitwy, odpowiedzialność spadnie na pałac Zimowy, inicjatywa zaś i tak pozostanie przy Smolnym. Akt 23 października oznaczał złożenie z urzędu władz, zanim zostanie obalony sam Rząd. Komitet Wojenno-Rewolucyjny związuje wrogiemu reżimowi kończyny, zanim mu wymierzy cios w głowę. Stosować tę taktykę „pokojowego przenikania", legalnie łamać wrogowi kości i hipnotycznie paraliżować resztki jego woli można tylko w warunkach tej niewątpliwej, zwiększającej się z godziny na godzinę przewagi sił, jaka była po stronie Komitetu.
Komitet codziennie studjował szeroko rozpostartą przed nim mapę garnizonu, znał temperaturę każdego pułku, śledził za dokonywującemi się w koszarach przesunięciami w poglądach i sympatiach. Z tej strony nie mogło być żadnych niespodzianek. Na mapie pozostało jednak jeszcze kilka ciemnych plam. Należało postarać się o usunięcie lub choćby zmniejszenie ich. Jeszcze 19-go wyszło najaw, że większość komitetów twierdzy Piotropawłowskiej jest nastrojona nieprzyjaźnie bądź niewyraźnie. Teraz, kiedy cafy garnizon stoi po stronie Komitetu i twierdza otoczona jest ze wszystkich stron, przynajmniej politycznie, czas pirzejść do stanowczego jej opanowania. Wydelegowany w charakterze komisarza porucznik Bła-gonrawow napotkał na opór: rządowy komendant twierdzy wzbraniał się uznać opiekę bolszewików i nawet — krążyły pogłoski — chwalił się, że zaaresztuje młodego opiekuna. Należało działać, i to natychmiast. Antonow zaproponował wprowadzić do twierdzy godny zaufania bataljon pułku Pawłow-skiego i rozbroić wrogie oddziały. Byłaby to jednak zbyt ostra operacja, którą oficerowie mogliby wykorzystać dla wywołania rozlewu krwi i rozbicia jedności garnizonu. Czyż rzeczywiście istnieje konieczność chwycenia się tak krańcowego środka? „Celem omówienia tej sprawy wezwano Trackiego... — opowiada Antonow w swych wspomnieniach. — Trocki odegrał wówczas decydującą rolę. Swym instynktem rewolucyjnym wyczuł i poradził nam: wziąć twierdzę od wewnątrz. Jest rzeczą niemożliwą, aby wojsko w twierdzy nie sympatyzowało z nami, powiedział — i miał słuszność. Trocki i Łaszewicz udali się na wiec do twierdzy.'' W Smolnym z wielkim niepokojem czekano na rezultat przedsięwzięcia, które wydawało się bardzo ryzykownem. Trocki wspominał później: „23-go pojechałem koło godziny 2-ej po południu do twierdzy. Na dziedzińcu odbywał się wiec. Mówcy prawego skrzydła byli w najwyższym stopniu ostrożni i zręcznie lawirowali... Masy słuchały nas, za nami szły." Na trzeciem piętrze Smolnego odetchnięto pełną piersią, kiedy telefon przyniósł radosną wieść: garnizon twierdzy zobowiązał sie mroc7vście do podporządkowywania się odtąd tylko Komitetowi Wojenno-Rewolucyjnemu.
Przewrót w świadomości oddziałów twierdzy nie był oczywiście rezultatem jednego czy dwóch przemówień. Był on solidnie przygotowany dotychczasowym przebiegiem wydarzeń. Żołnierze okazali się o wiele bardziej lewi od swych komitetów. Jedynie skorupa starej dyscypliny, cała popękana, trzymała się za murami twierdzy nieco dłużej, niż w koszarach miejskich.Wystarczyło jednak jedno pchnięcie, aby i ona rozpadła się na kawałki.
Błagonrawow mógł teraz pewniej usadowić się w twierdzy, zorganizować swój mały sztab i nawiązać łączność z bolszewickim Sowietem sąsiedniej dzielnicy i komitetami pobliskich koszar. Tymczasem przybywają delegacje fabryk i oddziałów wojskowych, domagając się wydania broni. W twierdzy panuje niezwykłe ożywienie. „Telefon dzwoni bez przerwy i przynosi wiadomości o nowych sukcesach na zebraniach i wiecach." Od czasu do czasu nieznajomy głos donosi o przybyciu na dworzec ekspedycyj karnych z frontu. Natychmiastowe sprawdzenie wykazuje, że są to fałszywe pogłoski, puszczane przez wroga.
Wieczorne posiedzenie Sowietu odznacza się tego dnia wyjątkową frekwencją i podniosłym nastrojem. Zajęcie twierdzy i ostateczne opanowanie arsenału Kronwerskiego, zaopatrzonego w 100.000 karabinów — to poważna rękojmią powodzenia. Z ramienia Komitetu Wojenno-Rewolucyjnego referuje Antonow. Maluje on obraz wypierania organów rządowych przez agentów Komitetu Wojenno-Rewolucyjnego: wszędzie przyjmują ich jako swoich i słuchają ich nie ze strachu, lecz z własnej woli. „Ze wszystkich stron słyszy się żądania wyznaczenia komisarzy.'' Pozostające dotąd wtyle oddziały równają front z przodującemi. Pułk Preobrażeński, który w lipcu pierwszy dał się otumanić oszczerstwem o złocie niemieckiem, zaprotestował teraz burzliwie przez usta swego komisarza Czudnowskiego przeciw pogłoskom, jakoby przeobrażeńcy stali po stronie Rządu: posądzenie takie uważane jest za najgorszą obrazę.... Coprawda służba wartownicza jest pełniona, — opowiada Antonow, — lecz czyni się to za zgodą Komitetu. Rozkazy sztabu o wydaniu broni i samochodów nie zostały wykonane. Sztab miał więc w ten sposób możność przekonania się, kto jest faktycznym panem stolicy.
Na pytanie: czy wiadomo Komitetowi o ściąganiu wojsk rządowych z frontu i z okolic, i jakie przedsięwzięto przeciw temu środki, referent odpowiada: z frontu rumuńskiego wysiano dwa oddziały kawalerii, lecz zostały one zatrzymane w Pskowie; 17-a dywizja piechoty dowiedziawszy się w drodze, dokąd i w jakim celu ją posyłają, postanowiła dalej nie jechać; w Wenden dwa pułki sprzeciwiły się wysłaniu ich przeciw Piotrogrodowi; narazie nie jest znany tylko los kozaków i junkrów, jakoby wysłanych z Kijowa, i bataljonów szturmowych, wezwanych z Carskiego Sioła. „Ruszyć Komitetu Wojenno-Rewolucyjnego nikt się nie odważył i nie odważy." Słowa te brzmią mocno w białej sali Smolnego.
Referat Antonowa wywiera wrażenie, jakgdyby sztab przewrotu pracował przy drzwiach otwartych. I rzeczywiście, Smolny nie ma już niemal nic do ukrywania. Polityczne warunki są tak pomyślne, że sama jawność staje się forma maskowania: czyż tak przygotowują powstanie? Słowa „powstanie" nie wypowiada jednak żaden z przywódców. Nietylko przez ostrożność formalną, lecz również dlatego, że termin ten nie odpowiada realnej sytuacji: rozpoczynanie powstania pozostawia się niejako rządowi Kiereńskiego. W sprawozdaniu „Izwiestij" powiedziane jest coprawda, iż Trocki na posiedzeniu w dniu 23 października otwarcie przyznał, że celem Komitetu Wojenno-Rewolucyjnego jest zagarnięcie władzy. Niewątpliwie, stanowisko pierwotne, kiedy za zadanie Komitetu uznano sprawdzenie argumentów strategicznych Czeremisowa, wszyscy już dawno porzucili. O wyprowadzeniu pułków zapomniano już niemal. 23-go jednak mowa była nie o powstaniu, lecz o „obronie" Zjazdu Sowietów, jeżeli zajdzie potrzeba — z bronią w ręku. W tym właśnie duchu zredagowaną rezolucje przyjęto po referacie Antonowa.
Jak oceniano przebieg wydarzeń w kołach rządowych? Komunikując telefonicznie w nocy na 22 października szefowi sztabu Kwatery Głównej Duchoninowi o usiłowaniach Komitetu Wojenno-Rewolucyjnego, zmierzających do oderwania pułków od dowództwa, Kięreński dodaje: „Sądzę, że z tem poradzimy sobie z łatwością". Przyjazd jego, wodza naczelnego, do Kwatery Głównej został odłożony bynajmniej nie z powodu obawy przed jakiemkolwiek powstaniem: ,,Z tem i beze mnie daliby sobie radę, gdyż wszystko jest przygotowane". Zaniepokojonych ministrów Kięreński uspokaja, że on osobiście, przeciwnie, bardzo jest rad oczekiwanemu wystąpieniu, gdyż da mu ono możność „ostatecznego rozprawienia się z bolszewikami". „Gotów jestem odprawić mszę, — odpowiada szef Rządu kadetowi Nabokowowi, częstemu gościowi pałacu Zimowego, — aby takie wystąpienie nastąpiło." ■— „Czy jest pan jednak pewien, że sobie z niem poradzi?" — „Mam więcej sił, niż potrzeba, — zostaną zmiażdżeni ostatecznie.''
Wyszydzając później optymistyczną lekkomyślność Kiereńskiego, kadeci widać zapominali, że w rzeczywistości Kięreński patrzał na wydarzenia ich własnemi oczyma. 21-go gazeta Milukowa pisała, że, jeżeli bolszewicy trawieni głębokim kryzysem wewnętrznym odważą się wystąpić, zostaną zmiej-sca i z łatwością zmiażdżeni. Inna gazeta kadecka dodawała: ..Burza jest nieunikniona, lecz może ona właśnie oczyści atmosferę." Dan stwierdza, że w kuluarach Parlamentu Tymczasowego kadeci i bliskie im grupy marzyły na głos o tem, by bolszewicy powstali jaknajprędzej: „w otwartej walce zostaną pobici na głowę". Wybitni kadeci mówili Johnowi Reedowi: rozbici w powstaniu bolszewicy nie zdołają podnieść głowy w Zgromadzeniu Ustawodawczem.
W ciągu 22 i 23 października Kięreński naradzał sie to z wodzami CKW, to ze swym sztabem: czy nie należy aresztować Komitetu Wojenno-Rewolucyjnego? Ugodowcy nie radzili tego czynić: sami postarają się załatwić sprawę komisarzy. Połkownikow również uważał, że nie należy się z tem śpieszyć: sił zbrojnych w razie potrzeby możemy mieć „więcej niż trzeba". Kięreński słuchał Połkownikowa, lecz jeszcze uważniej słuchał przyjaciół — ugodowców. Liczył stanowczo na to, że w razie niebezpieczeństwa CKW, nie bacząc na rodzinne spory, przyjdzie na czas z pomocą: tak było w lipcu i w sierpniu, dlaczegożby nie miało tak być i teraz?
Był już jednak nie lipiec i nie sierpień. Był październik. Na placach i wybrzeżach Piotrogrodu wiały od strony Kronsztadtu zimne i wilgotne wiatry bałtyckie. Ulicami maszerowali, śpiewając bojowe, zagłuszające lęk pieśni, junkrzy w długich do stóp płaszczach. Harcowali konni milicjanci z rewolwerami w nowiutkich futerałach. Nie, władza wyglądała jeszcze dostatecznie imponująco! Czy też jest to może tylko złudzenie wzrokowe? Ną rogu Newskiegc John Reed, Amerykanin o naiwnych i mądrych oczach, kupił broszurę Lenina: „Czy bolszewicy utrzymają władzę?", płacąc za nią jednym ze znaczków pocztowych, które obiegały zamiast monety zdawkowej.