Zbyć dyskusję
Fakt, że uznaliśmy program KPP za "dobrą p o d s t a w ę dla szerokiej dyskusji
wśród zwolenników partii robotniczej" ("Gdzie jest ta partia?") nie wzbudził
większego zainteresowania przewodniczącego KPP, Marcina Adama. Stwierdzenie to
pozostawione zostało bez komentarza. Jednocześnie "otwartą dyskusję programową i
jednolitofrontową p o d s t a w ę" Marcin Adam zbył "postawą jednolitofrontową".
Należy zauważyć, że niechęć do poważnej dyskusji przejawiać się może nie tylko w
postawie lekceważącej ("ciepło-zimno", "na poważnie utrzymywać") ewentualnych
partnerów czy sojuszników, ale i w zamianie podstawy na postawę.
Nie wątpimy, że KPP jest otwarta na współpracę i szerokie sojusze - choćby PLAn
czy FJS - rzecz w tym, że my piszemy o jednolitym froncie robotniczym, w dodatku
"od dołu", co koresponduje z odpowiednimi fragmentami programu KPP, odbiega
natomiast rażąco od "prozy partyjnego życia i bieżących sojuszy", które nie
sprzyjają "rozpoznaniu samodzielnego interesu klasy robotniczej, niezależnego od
interesu innych klas i warstw społecznych" (z programu KPP).
To nie my zapisaliśmy w swoim programie, że "do czasu uzyskania przez
proletariat stopnia świadomości i organizacji umożliwiającego samodzielne
występowanie polityczne, partia nie może wchodzić w ż a d n e sojusze z
nieproletariackimi klasami i warstwami społecznymi." To nie my napisaliśmy, że
"proletariat niezorganizowany i nieświadomy mógłby łatwo paść łupem
drobnomieszczaństwa" (tamże).
Co więcej, uważamy, że te nader kategoryczne zapisy w praktyce nie znajdują
pokrycia, skoro KPP nie podejmuje nawet próby wyjścia z impasu w ramach budowy
jednolitego frontu robotniczego, ma się rozumieć z "kierowniczą rolą" partii
proletariatu, uznając w rzeczywistości wiodącą rolę antyglobalistów, a zatem,
jak by nie było, środowisk drobnomieszczańskich, kwestionujących wprost rolę
klasy robotniczej.
O "pokojowej drodze do socjalizmu", której nie można "w żaden sposób" utożsamiać
z reformizmem, pisał, m.in. Jan Wawrzyniak w pracy "Rewolucja i demokracja". Do
tematu tego odnieśliśmy się w artykule "Dyktatura proletariatu" z 11 grudnia
2003 r.
Mamy pełną świadomość, że zwrot "rewolucja proletariacka nie oznacza przejęcia
władzy przemocą" wpisuje się w tę koncepcję, choć nie pokrywa się z "pokojową
drogą do socjalizmu".
Nie stać nas na formułowanie "pochopnych wniosków" i "nieuprawnionych tez". Tzw.
proces przerastania kapitalizmu w socjalizm nie był nigdy przez eurokomunistów i
posttrockistów postrzegany płasko czy wręcz trywialnie, a tym bardziej
"potocznie i wulgarnie". Ich argumentacja na etapie wstępnym w zasadzie nie
odbiegała, poza nielicznymi wyjątkami, od przytoczonej przez Marcina Adama.
Jeśli zaś chodzi o okres przejściowy i tzw. fazy, nie musimy "siłą rzeczy"
wchodzić w zakres abstrakcji, wystarczy nam 70 lat doświadczeń budowy socjalizmu
(pierwsza faza) i komunizmu (druga faza) w ZSRR i okolicach, by stwierdzić
autorytatywnie, że rewolucja nie może się samoograniczać i zamykać w obszarze
jednego kraju, bo "siłą rzeczy" prowadzi to do zwyrodnień biurokratycznych i
wiadomych następstw. Problemu nie można bagatelizować chociażby ze względu na
dominującą opcję w organie KPP "Brzask". Odkładanie refleksji nad pewnymi
rozwiązaniami na "daleką perspektywę" mści się w dwójnasób na kompetentnych
członkach KPP, którzy przymykają oczy na ten stan rzeczy.
12 marca 2004 r.