Tekst poniżej doskonale nadaje się do agitacji pobożnych robotników. Polecamy drukowanie i rozrzucanie go w kościołach. Paul Lafargue (1842-1911) to francuski działacz robotniczy. Był zięciem Karola Marksa. Tekst pochodzi z książki "Paul Lafargue -pisma wybrane - tom drugi" wydanej w 1961 przez Książkę i wiedzę strony 50-56.
Paul Lafargue
Katechizm robotników
(fragment pamfletu zatytułowanego Religia kapitału)
Pytanie - Jak ci na imię?
Odpowiedź — Najemnik.
P.- Kim są twoi rodzice?
O. — Mój ojciec był najemnikiem, tak jak mój dziad i pradziad, ale ojcowie moich
ojców byli niewolnikami i poddanymi. Matce mojej na imię bieda.
P. —Skąd przybywasz, dokąd idziesz?
O. — Przybywam z biedy i idę do nędzy, przechodząc po drodze przez szpital; tam
moje ciało stanie się królikiem doświadczalnym; wypróbują na mnie nowe
lekarstwa, i dla lekarzy pielęgnujących wybrańców kapitału stanę się przedmiotem
studiów.
P. — Gdzie się urodziłeś?
O. — Na poddaszu, pod stropem domu, który mój ojciec i jego towarzysze pracy
wybudowali.
P. — Jakaż jest twoja religia?
O. —To religia kapitału.
P. — Jakież obowiązki nakłada na ciebie religia kapitału?
O. —Dwa podstawowe obowiązki: obowiązek wyrzeczeń i obowiązek pracy.
Religia moja nakazuje mi zrzec się moich praw do posiadania ziemi, naszej
wspólnej matki, do bogactw z jej wnętrza pochodzących, do jej plonów, do
cudownej obfitości dóbr wyrosłych na ziemi dzięki ciepłu i światłu słonecznemu;
nakazuje mi zrzec sio praw do posiadania na własność pracy moich rąk i mego
umysłu; nakazuje mi zrzec się prawa własności do mojej własnej osoby; z chwilą
gdy przekraczam próg fabryki, nie należę do siebie i jestem rzeczą fabrykanta.
Religia moja nakazuje mi pracować od dzieciństwa do śmierci, pracować przy
świetle słonecznym i przy świetle gazowym, pracować dniem i nocą. pracować na
ziemi, pod ziemią i na morzu; pracować wszędzie i zawsze.
P. — Czy nakłada na ciebie i inne obowiązki?
O. — Tak. Pościć przez cały rok. odmawiać sobie wszystkiego, w połowie tylko zaspokajać głód; ograniczać potrzeby mego ciała i tłumić dążenia mego ducha.
P. — Czego ci zabrania spożywać?
O. — Zabrania mi choćby tknąć dziczyzny, drobiu, mięsa wołowego pierwszego, drugiego i trzeciego gatunku, choćby pokosztować łososia, homara, delikatnych ryb; nie pozwala mi pić prawdziwego wina, koniaku i świeżo wydojonego mleka.
P. — Co ci pozwala jeść?
O. — Chleb, kartofle, fasolę, szproty, wędzone śledzie, ochłapy z rzeźni, mięso
krowy i muła, koninę i kiełbasy. Bym szybko mógł odzyskiwać nadwątlone siły,
pozwala mi pić wino zafałszowane, wódkę z kartofli i truciznę buraczaną.
P. — Jakież obowiązki nakłada na ciebie względem samego siebie?
O. — Bym ograniczał swe wydatki. Bym żył w brudzie i robactwie. bym nosił
ubranie podarte, połatane, pocerowane; bym nosił je do ostatka, aż opadną ze
mnie łachmany; bym chodził bez skarpet, w dziurawych butach, napęczniałych od
brudnej, lodowatej wody z ulicy.
P. — Jakie obowiązki nakłada na ciebie względem twej rodziny?
O. — Zakazywać żonie i córkom wszelkiej kokieterii, elegancji i dobrego smaku.
Kazać, by szyły swe suknie z najlichszego materiału, okrywały się byle czym —•
ot, na tyle tylko, by nie obrażać wstydliwości policaja. Uczyć je, by zimą nie
drżały w bawełnianej odzieży i nie dusiły się latem w klitkach, na poddaszu.
Wpajać dzieciom święte zasady pracy, by mogły od najmłodszych lat zarabiać na
siebie, nie być ciężarem dla społeczeństwa. Nauczać je, by kładły się spać po
ciemku i bez kolacji, przyzwyczajać je do nędzy, która jest ich przeznaczeniem.
P. — Jakie nakłada na ciebie obowiązki względem społeczeństwa?
O. — Powiększać majątek społeczny przede wszystkim pracą, a także oszczędnością.
P. — Co nakazuje ci czynić z twoimi oszczędnościami?
O. — Wnosić je do państwowej kasy oszczędności, by przyczyniły się do pokrycia
niedoborów budżetu, bądź też powierzać je towarzystwom, założonym przez
filantropów finansjery, by ci mogli je pożyczać fabrykantom. Nasze oszczędności
powinny być zawsze do dyspozycji fabrykantów.
P. — Czy zezwala ci naruszać twe oszczędności?
O.— Możliwie jak najrzadziej. Zaleca, byśmy nie nalegali, gdy państwo odmawia
nam ich zwrotu, byśmy rezygnowali z nich, gdy filantropi finansjery, uprzedzając
zapytanie, oświadczają, że nasze oszczędności ulotniły się jak dym.
P.— Czy masz jakieś prawa polityczne?
O.— Kapitał udostępnia mi niewinną rozrywkę — mogę wybierać prawodawców, którzy
wykuwają prawa, by tym mocniej ująć nas w karby; ale zabrania nam zajmować się
polityką i dawać posłuch socjalistom.
P. — Dlaczego?
O.— Dlatego że polityka jest przywilejem fabrykantów, dlatego że socjaliści to
szelmy, łupią z nas skórę i oszukują nas. Mówią nam, że człowiek, który nie
pracuje, nie powinien jeść, że wszystko należy do robotników najemnych, bo to
oni wszystko wytwarzają, że właściciel fabryki jest pasożytem, którego trzeba
usunąć. Święta religia kapitału uczy nas, że — przeciwnie — to rozrzutność
bogatych tworzy pracę, która nas żywi, że bogaci utrzymują biednych, że gdyby
nie było bogatych, zginęliby biedni. Uczy nas, byśmy nie byli tak głupi, by
wierzyć, że nasze żony i córki potrafiłyby ubierać się w jedwabie i aksamity,
które wytwarzają. One przecież chcą odziewać się w liche bawełniane tkaniny.
Uczy. że nie potrafilibyśmy spijać dobrych win i zajadać smacznych kąsków — my,
którzy przyzwyczajeni jesteśmy do jedzenia byle czego i picia fałszowanych
napojów.
P. — Kto jest twym Bogiem?
O. — Kapitał.
P. — Czy jest on wieczny?
O. — Nasi najbardziej wtajemniczeni kapłani —• oficjalni ekonomiści — twierdzą,
że istniał on od początku świata, lecz ponieważ był jeszcze mały, Jowisz,
Jehowa, Jezus panowali zamiast niego i w jego imieniu. Ale mniej więcej od roku
1500 urósł i nie przestaje rosnąć i nabierać sił; dziś rządzi światem.
P. — Czy twój Bóg jest wszechmocny?
O. — Tak. Posiadanie go zapewnia wszystkie dobrodziejstwa na tej ziemi. Gdy
odwraca swą twarz od rodziny czy narodu — wegetują one w nędzy i bólu. Potęga
boga-kapitału rośnie, w miarę jak jego masa się powiększa. Co dzień podbija on
nowe kraje; co dzień rosną stada najemników, którzy poświęcą całe swe życie, by
mógł on rosnąć.
P.— Kto jest wybrańcem boga-kapitału?
O. — Właściciele fabryk, kapitaliści, rentierzy.
P. — Jak kapitał, Bóg twój, wynagradza cię?
O. — Dając mi zawsze i ciągle pracę — mnie, mojej żonie, moim maleńkim dzieciom.
P. — Czy to twoja jedyna nagroda?
O. — Nie, Bóg nam zezwala, byśmy zaspokajali nasz głód,
pochłaniając oczami ułożone na wystawach mięsiwa i inne produkty, których nigdy
nie kosztowaliśmy i których nigdy nie skosztujemy — przeznaczone są bowiem dla
wybrańców i świętych kapłanów. W swej dobroci pozwala nam ogrzać nasze ciała
skulone od chłodu widokiem ciepłych futer i grubych materiałów, w które się
odziewają święci kapłani. Udostępnia nam też wiele przyjemności: możemy na
bulwarach i placach cieszyć nasze oczy widokiem mijających nas w powozach
brzuchatych panów ze świętego plemienia rentierów i kapitalistów. Połyskują oni
złotem, opływają we wszystko, otacza ich tłum wysztafirowanych lokajów oraz
wymalowanych i ufarbowanych kurtyzan. Tedy dumą napełnia nas myśl, że dziełem
naszych rąk i umysłów są te wszystkie cuda, z których korzystają wybrańcy, a
których my jesteśmy pozbawieni.
P. — Czy wybrańcy wywodzą się z innej niż ty rasy?
O. — Kapitaliści są ulepieni z tej samej gliny, co i my, ale zostali wybrani
spośród tysięcy i milionów.
P. — Cóż zrobili, by zasłużyć na to wywyższenie?
O. —• Nic. Bóg wykazuje swą wszechmoc, darząc łaskami tych, którzy wcale na nie
nie zasłużyli.
P. — Byłby więc kapitał niesprawiedliwy?
O. — Kapitał jest samą sprawiedliwością; ale jego sprawiedliwość przekracza
granice naszego nieudolnego pojmowania... Gdyby kapitał był zmuszony darzyć
łaską tych, którzy na nią zasługują — nie byłby wolny, jego moc byłaby
ograniczona. Kapitał wykazuje swą wszechmoc, wyłuskując swych wybrańców —
fabrykantów i kapitalistów — z tłumu nieudolnych, leniwych nicponi.
P. — Jakże Twój Bóg cię karze?
O.—Skazując mnie na bezrobocie. Wtedy jestem wyklęty. Zabrania mi się chleba,
wina i ognia. Umieramy z głodu z żoną i dziećmi.
P. —Jakie grzechy musisz popełnić, by zasłużyć na klątwę bezrobocia?
O. — Żadnych. Kapitał może wydać dekret o bezrobociu, kiedy tylko ma na to
ochotę — a czym się powoduje, tego naszym ograniczonym umysłem pojąć nie możemy.
P. —Jakież są twe modlitwy?
O.—Nie modlę się słowami. Praca jest moją modlitwą. Odmawianie jakichkolwiek
innych modlitw przeszkadzałoby w modłach jedynie skutecznych — w pracy. Praca —
oto jedyna modlitwa, która podoba się Bogu, jest bowiem pożyteczna, jedynie z
niej kapitał korzysta, to jedynie ona tworzy wartość dodatkową.
P. — Gdzie się modlisz?
O. —Wszędzie: na morzu, na ziemi i pod ziemią, na polach, w kopalniach, w
fabrykach i w sklepach. By nasze modły zostały przyjęte i wysłuchane, musimy
złożyć u stóp kapitału naszą wolę, naszą wolność i godność.
Na dźwięk dzwonu, na gwizd maszyny musimy przybiec i gdy trwamy w modlitwie,
musimy jak automaty poruszać rękami, nogami, sapać i pocić się, napinać nerwy i
muskuły. Musimy być pokornego ducha, znosić biernie wymysły i obelgi fabrykanta
i majstrów. Gdyż oni zawsze mają rację, nawet wtedy, gdy wydaje się nam, że
błądzą. Musimy dziękować fabrykantowi, gdy obcina nam płace i przedłuża dzień
pracy; wszystko bowiem, co robi, jest słuszne, jest dla naszego dobra. Jesteśmy
zaszczyceni, gdy fabrykant i majstrowie pieszczą nasze żony i córki, gdyż z
łaski boga-kapitału oni są panami życia i śmierci najemników, oni też w stosunku
do najemnie mają jus primae noctis. (prawo pierwszej nocy)
Miast pozwolić, by skarga wydarła nam się z ust, miast dopuścić, by złość
burzyła nam krew, miast kiedykolwiek strajkować czy buntować się, winniśmy z
pokorą znosić cierpienia, jeść chleb pokryty plwociną, pić wodę skażoną błotem.
Za zuchwalstwo mogą nas ukarać. Kapitał uzbraja fabrykanta w armaty i bagnety,
więzienia i galery, gilotynę i plutony egzekucyjne.
P. — Czy otrzymasz nagrodę po śmierci?
O.—Tak, i to wielką. Po śmierci kapitał pozwoli mi usiąść, wypocząć. Nie będę
cierpiał zimna i głodu. Nie będę musiał troszczyć się o chleb powszedni ni na
dziś, ni na jutro. W grobie czeka mnie spokój wieczny.
Ze zbioru:
Przełożyła Irena Tarłowska